(Kolejny wspólny rozdział :D Standardowo Kumpela :* część Sherla, ja Anny :) )
https://www.youtube.com/watch?v=RbtPXFlZlHg
„Czy przypominasz sobie
stary przyjacielu
Jak powiedziałeś że, z tą tu już aż po grób
Wniosła tak wiele aż znów się wtedy chciało żyć
Choć poszła, była - wypijmy za nią chlup !
Za cały babski świat
Za każdą z naszych bab
Za każdą co nas zna
Pijmy do dna !
Przyjaźni cienką nić
Za Wszystko i za Nic
Za to, że jest jak jest
Napijmy się!”
Jak powiedziałeś że, z tą tu już aż po grób
Wniosła tak wiele aż znów się wtedy chciało żyć
Choć poszła, była - wypijmy za nią chlup !
Za cały babski świat
Za każdą z naszych bab
Za każdą co nas zna
Pijmy do dna !
Przyjaźni cienką nić
Za Wszystko i za Nic
Za to, że jest jak jest
Napijmy się!”
Ich Troje - Babski świat
“Been around the world, don't speak the language
But your booty don't need explaining
All I really need to understand is when you
But your booty don't need explaining
All I really need to understand is when you
Talk
dirty to me”
Jason Derulo - Talk dirtry to me
Nie mogłem uwierzyć, że w chwili,
gdy opiekuję się moim kochanym synem, Thomas i John wymyślili wieczór
kawalerski. Przecież było to szalenie nieodpowiedzialne, a ja nie miałem jakoś
ochoty na zabawę. Z resztą, co to miała być za zabawa, jeżeli miałem zapić się
do nieprzytomności i obudzić z kacem następnego dnia? Posłałem mojemu
przyjacielowi chłodne spojrzenie i odparłem w końcu:
- Nie, John. Wolę zostać z w domu.
- Nie marudź. - burknął mój
najmłodszy brat. - Kawalerski jest raz w życiu.
-
Chyba, że ma się już na koncie kilka żon. - odpowiedziałem z przekąsem.
- Sherlock... - warknął w końcu
towarzysz niezliczonych spraw, jakie z nim przeprowadziłem. - Nie obchodzi
mnie, co myślisz. Sam zaaplikowałeś mi niezłą zabawę, więc teraz twoja kolej.
Nie odpuszczę ci tego...
- No dobrze. - wydusiłem z wielkim
trudem uspakajając Alexa, który zaczął płakać. - Tylko bez szaleństw. No i
muszę z kimś zostawić małego. Anna jest na jakimś spotkaniu...
John spojrzał na mnie jak na
głupka, a ja wtedy zrozumiałem. Sandra i Mary wyciągnęły ją na zabawę. Jak
mogłem być tak niedomyślny? Zacząłem się śmiać z własnego rozumowania. Czasem
to, co najprostsze jest niewidoczne, a to, co skomplikowane tak proste, że
trudno uwierzyć.
- Jest przecież pani Hudson. -
mruknął. - Podobno już to załatwione.
- No dobra. - zrobiłem minę
prosiaka i pokazałem mu język.
- Wybaczcie na chwilę. Muszę
zadzwonić. - zaświergotał nagle wesoło Tom i już wybył do kuchni, by wykonać
połączenie. Nie mogłem wprost uwierzyć, że jego nastrój uległ tak poważnej
zmianie. Chłopak wprost promieniał, gdy mógł coś robić.
- Myślisz, że to coś poważnego? -
zapytał John, patrząc ukradkiem czy najmłodszy aby nie wraca.
- Hm... Raczej tak, i to mnie
martwi. Ostatnim razem było podobnie. Bardzo dobrze, że wybiliśmy to mu z
głowy. Nie chciał nawet skończyć studiów przez tę kobietę, ale Mycroft to dość
solidnie załatwił.
- Nie powinieneś ingerować w jego
życie. - zbeształ mnie, a ja posłałem mu zabójcze spojrzenie. Jak miałbym nie
martwić się o swoją rodzinę? Co prawda nie robiłem tego często, ale nie mogłem
pozwolić, by zszargano dobre nasze dobre imię. - I nie patrz tak na mnie, bo
mam rację.
- Jak niby patrzę? - warknąłem
chłodno, ale zaraz się opanowałem. - Powinniście z Anną podać sobie ręce w tym
temacie.
- Przynajmniej dziewczyna ma głowę
na karku... - mruknął, bo Tom wrócił. Twarz rozświetlał mu wielki uśmiech, co
mnie zaniepokoiło. Czułem po prostu, że coś mi umyka w tym wszystkim... Coś
bardzo istotnego.
- Załatwione. - perłowo białe zęby
błysnęły w moją stronę, a ja mimowolnie się skrzywiłem. - Tylko nie próbuj znów
mieszać się z łapami do mojego życia. - warknął, widząc moją minę. Opanowałem
ją, szybko przybierając maskę chłodu.
- Przecież nic nie mówię. -
burknąłem i odłożyłem małego do wózka, który stał tuż przy biurku.
- Ty nic nie mówisz... Za dużo
włażenia z butami w moje prywatne sprawy. - odparł chłodno i posłał mi jadowite
spojrzenie. Nie poznawałem go. Nigdy nie pokazywał tej strony swojego
charakteru, czym dał mi do zrozumienia, że ten związek źle na niego wpływa.
- No nie wiem... - powiedziałem
szczerze i zmierzyłem go.
- Dość tego, chłopaki. - wtrącił
się w końcu mój przyjaciel. - Nie dziś.
Obaj popatrzeliśmy na niego w ten
sam oskarżycielski sposób, po czym wybuchnęliśmy śmiechem. Rozładowało to całą
sytuację, a ja stałem się spokojniejszy.
Nagle usłyszałem dzwonek telefonu
Johna. Wytrzeszczyłem oczy w wielkim zdziwieniu, gdy usłyszałem melodię
country. To chyba jakiś żart, a może sen? Przecież mój towarzysz nigdy nie
słuchał podobnej muzyki. Zadałem mu pytanie spojrzeniem, a on odparł, że to
żart Mary. Wyszczerzyłem do niego zęby w uśmiechu, a on w końcu odebrał.
- Tak, Lestrade. Już zaraz schodzimy...
Tak, tak... Do zobaczenia.
John już prowadził mnie do schodów,
wciskając płaszcz w ręce. Poszedłem do pani Hudson poinformować ją, że
wychodzę, a ona w jednym momencie podreptała na schody. Wielce dziwiło mnie z
jaką szybkością to zrobiła, ale dałem sobie spokój z pytaniem jej o takie
rzeczy. Nie znosiłem, gdy za dużo gadała.
Wyszliśmy, a ja zacząłem
zastanawiać się co planują. Może lepiej bym na razie tego nie wiedział? Z
drugiej jednak strony ciekawość mnie zżerała. Mogłem się modlić tylko, byśmy
znów nie trafi do jakiegoś klubu gejowskiego. Całe szczęście, że mało kto o tym
wiedział, a gdyby Anna o tym usłyszała zapewne by mnie zamordowała.
- Cześć, Sherl. - przywitał mnie
radośnie facet Mycrofta. - Gotowy na imprezę?
- Y... Jaką imprezę? - zapytałem
przerażony, nie wiedząc w pewnym momencie o co chodzi. - A no tak. Ten
przeklęty wieczór kawalerski...
- Och, Sherlocku. Ty masz się
świetnie bawić, a nie myśleć. - burknął do mnie i otworzył drzwi swojego
samochodu. - Tylko jeszcze jedno... - skierował kroki w moją stronę, wyciągając
z kieszeni coś czarnego. Zorientowałem się, co to jest i pokręciłem głową.
- Nie, Lestrade. - powiedziałem
stanowczo.
- Nie masz wyjścia. Najpierw
niespodzianki, a potem zabawa.
John słysząc to stwierdzenie zatarł
ręce, a ja miałem wrażenie, że to jakaś chora zemsta za te wszystkie lata. Po
prostu nie mogłem uwierzyć w ich zmyślność. Byłem w wielkim szoku, że na to
wpadli... Nie, to nie oni. To Mycroft wszystko zaplanował, a moi przyjaciele
jak zwykłe skakali jak im zagrał.
- Niech wam będzie. - mruknąłem
zrezygnowany, po czym związano mi oczy i wepchnięto na tylne siedzenie jak
worek ziemniaków. - Ostrożniej...
- Nie bój się. Twój wielce szanowny
tyłek detektywa - konsultanta nie ucierpi. - zauważyłem, że Lestrade'owi
wyostrzył się dowcip.
Ruszyliśmy, a ja miałem złe
przeczucia, co do tego wieczoru.
***
Wyciągnęli mnie z auta, w trochę
nie najlepszym humorze. Naprawdę nie miałem ochoty na jakieś cyrki związane z
moją osobą. Oczywiście lubiłem być w centrum uwagi, ale tylko wtedy, gdy byłem
panem sytuacji, czyli prawie zawsze. Niestety nie dziś.
- Witam, panie Holmes. - mruknął mi
do ucha kobiecy głos, a mnie zamurowało. Poczułem na swojej twarzy delikatne
ręce, które odwiązały opaskę. Dlaczego właśnie ona?
- Irene? - zapytałem otwierając
szeroko oczy. - Co ty...
Zauważyłem, że jestem w jakiejś
bogatej dzielnicy. Mycroft, co ty kombinujesz? Kiedyś cię po prostu dorwę za te
żarty.
- Zdziwiony, co? - posłała mi
powabny uśmiech i oparła dłonie na ramionach. strząsnąłem je szybko. Nie
chciałem, żeby mnie dotykała. - I zapewne myślisz, że Mycroft wykombinowałby
coś w tym stylu?
Nie odpowiedziałem. Jakoś nie
miałem ochoty dalej kombinować kto mógłby zorganizować ten dom, ale miałem znów
to okropne przeczucie, że to jest tuż pod moim nosem. Mój starszy by
wiedział...
- Jak ci się podoba? - zapytał z
uśmiechem Thomas.
- Zbyt wielki przepych. -
skwitowałem i oświeciło mnie. Thomas? Ale jak, skoro był tutaj zaledwie kilka
miesięcy? Coś mi tu nie gra. Poznał kogoś. Czyżby to dom jego dziewczyny? - Nie
mój gust. Kto tutaj mieszka?
- Moja znajoma, Natasza. - odparł
miękko. - Miła z niej dziewczyna w sumie.
Nie, to nie ona. W takim razie jest bliską
przyjaciółką tej rudej kobiety. No i co tutaj robi Kobieta?
- A skąd znasz Irene? - zapytałem
ostro.
- Mamy trochę wspólnego. -
przygryzł wargę, a mnie aż zatkało. Czy on powiedział...? Nie... To byłoby nie
do uwierzenia. Mój brat korzysta z jej usług! - Co tak na mnie patrzysz?
- Twój brat myśli, że cię miałam. -
zaczęła się śmiać. - Nie byłabym tak okrutna, mój detektywie... - podeszła do
mnie i wzięła złapała moją dłoń. - Pokażę ci z czego rezygnujesz, Sherlocku
Holmesie.
John szedł tuż za mną, tak samo
Lestrade, a ja nadal miałem wizję mojego brata w łóżku z tą Kobietą. Ja i moje
chore wizje zwyciężyły w tym momencie.
Nie mogłem uwierzyć jak możliwy
jest fakt, że znajduję się w tym miejscu. Przeszliśmy przez korytarz, potem
przez salon urządzony w nowoczesnym stylu, a ja pomyślałem, że to nie miejsce
dla mnie. Weszliśmy do ogrodu i zobaczyłem wokół pełno nieznanych mi ludzi.
Prócz jednej. Stała oparta o ścianę i powoli sączyła drinka. Mierzyła
wszystkich swoimi oczyma, po czym zarzuciła czarnymi włosami w geście
wyższości. W tym momencie spostrzegła mnie i lekko zbladła. Posłałem jej mściwy
uśmiech, ale nie zareagowała. Och... czyżby już przestała robić swoje brudne
rzeczy.
- Witam, panie Holmes. - mruknęła i
zmierzyła mnie przychylnie. - Jak tam pański słodki wieloryb?
- Nie twoja sprawa, malutka. -
posłałem jej zimne spojrzenie. - Ciebie niedługo też to czeka.
Od razu to zauważyłem. Trochę
przytyła, a jej skóra była odrobinę bardziej szara. Nastrój miała też
nieciekawy co było widać po sposobie poruszania się. Świadczył też o tym jej
strój. Niedbały i trochę lekceważący jak na garden party. Nie miała chyba już
co założyć, biedaczka.
- Co? - otworzyła szeroko zielone
oczy ze zdziwienia.
- Jesteś w ciąży, Jess.
Odszedłem od niej szybko, by nie
być świadkiem jej wybuchu. Wiedziałem, że będzie płakać, ale trudno. Trzeba
było oświecić tę pudrową laleczkę, że mogła się zabezpieczyć. Sherlocku, nie
bądź hipokrytą. - mruknęła Molly w mojej głowie.
- Załatwiłeś ją bez mydła. -
powiedział John i klepnął mnie po przyjacielsku.
- Za grosz delikatności. - mruknął
dziwnie mój brat, a mnie znów naszły chore wizje. Żeby je jeszcze potwierdzić
podszedł do niej i zaczął ją przytulać. Wytrzeszczyłem na niego oczy. Przecież
on nie jest taki w stosunku do obcych...
- John... - wymamrotałem trochę
niewyraźnie.
- Myślisz, że to ona?
- No co wy? - mruknął Lestrade. -
Mówiłeś przecież, że zajmuje się prostytucją.
- Nie do końca, Gavin. - szybko
kojarzyłem, że tak w zasadzie mogło być.
- Jestem Greg! - zawołał wściekły.
- Ile razy będziesz jeszcze mylić?
Zignorowałem go i zacząłem
gorączkowo myśleć. Ogólnie daty by się pokrywały. Wczesna ciąża... jakieś dwa
miesiące. Przygryzłem wargę i westchnąłem. Niemożliwe żeby to było tak szybko.
Nie wiadomo kiedy wszyscy zaczęli
mnie oblegać i gratulować, a ja nie miałem pojęcia kim są ci ludzie. Podobno
ich znałem, ale jakoś nie mogłem sobie przypomnieć. Jedynie zauważyłem Sally i
Andersona, którzy razem gawędzili. Cholera, znów są razem.
Jakaś dziewczyna uparła się żebym z nią
zatańczył i tak zacząłem zabawę, choć i tak nie należała do udanych. John
wcisnął mi do ręki drinka i stał przy mnie jak kołek póki go nie wypiłem. jacy
dziś wszyscy są nieznośni. Każdy czegoś ode mnie chce.
Po jakiejś godzinie nie mogłem
skupić swoich myśli na jednym elemencie, co świadczyło o tym, że byłem lekko
wstawiony. Światła przybrały ostrzejszą barwę i wtedy postanowiłem, że wrócę do
domu. Sięgnąłem po telefon i wykręciłem numer do Anny. Pewnie już wróciła.
- Cześć kochanie. Ja zaraz... - w
chwili, gdy miałem dokończyć zdanie ktoś wyrwał. Zrobiłem obrażoną minę i
zauważyłem, że to John.
- Dziś zabawa, a nie telefony.
Koniec tego dobrego, Sherlocku. Jedziemy stąd. - burknął i wyciągnął mnie i
mojego brata. Lestrade zbyt dobrze się bawił, więc go zostawiliśmy. Tom miał
prowadzić w tym momencie, co mnie ucieszyło. On sam był swego czasu mistrzem
kierownicy.
- Gdzie jedziemy? - zapytałem
przymykając oczy. Światła uliczne biły po oczach, co nie przynosiło ulgi.
- Do klubu. - odparł John i
zamilkł.
Nie wiem ile czasu minęło, ale
droga była jakaś krótka. Mój przyjaciel wypchnął mnie z auta, a moim oczom
ukazał się kolorowy neon. Otworzyłem szeroko usta ze zdziwienia i mało
brakowało, a bym nie potknął się o własne nogi.
- To jakiś żart?! - krzyknąłem nie
kontrolując tego. Chyba trochę za dużo alkoholu trafiło do mojej krwi... Miałem
nadzieję, że to tylko mój umysł płata mi figle.
- Nie. - mruknął uradowany. -
Powiedzmy, że to nie nasza sprawka, ale i tak mnie ubawiła twoja mina.
- Kto to zrobił? - warknąłem, po
czym zacząłem kierować kroki do pubu o nazwie IOU. Musiałem sprawdzić czy nie
kryje się tam przypadkiem ten pieprzony kmiotek, po prostu musiałem.
- Jaki przewrażliwiony... - mój
brat szturchnął Johna, co zauważyłem kątem oka. - Co mu się w tej nazwie nie
podoba?
- To długa historia, Tom. - mruknął
mój przyjaciel.
- Słyszę co mówicie!
Powoli mi przechodziło, ale czułem,
że to nie koniec tego wieczoru. Miałem dziwne wrażenie, że wleją we mnie
jeszcze trochę procentów i nie myliłem się. Siedliśmy przy stoliku, a bardzo
piękna kelnerka przyniosła nam szkocką. Oj... będzie bolała głowa.
- No to twoje zdrowie, Sherlock. -
powiedział, po czym przechylił kieliszek. Mi kazał zrobić to samo. Nie mogąc
już odmówić posłuchałem.
Nie wiem ile minęło kolejek, ale
czułem się tak błogo i spokojnie jak nigdy. Co jakiś czas wybuchałem śmiechem
na miny mojego brata, który pił tylko od czasu do czasu. Zaczął o siebie
bardziej dbać. Ale mu zależy... Co ta panna z nim robi. A co jeżeli to facet? -
zapytała Molly w mojej głowie.
- Bzdura! - zawołałem w końcu mocno
już pijany.
- Co krzyczysz?
- Cicho, Jawn... Jesteśśśmy W
miejsu puplicznym... - jak ja mogłem tak mówić? Przecież to kaleczy język.
Popatrzyłem na niego krzywo i pokazałem mu język. W oczach mi się troiło, więc
zrobiłem to trzy razy do każdego z Johnów. Do moich trzech braci Tomów również.
- Nie drzyj japy, durniu!!! - sam
krzyknął do mojego ucha i oparł swoją rękę o moje kolano. - Niewaszne...
Shermlock... Ja musze ci soś pofiecieć.
- So takiego, Jawn?
- No... bo ja... no...
Popatrzyłem na niego mrużąc oczy,
by już nie biegał w tę i z powrotem. Co ona chciał? Przecież to nienormalne tak
zbliżać twarz do drugiego człowieka.
- No so Jawn? - wziąłem jego twarz
w swoje dłonie i patrzyłem bardzo długo. Ech... fajne miał te oczy. Takie inne
niż wszystkie. A co jeżeli by tak...
- Sherlock, co ty robisz? - zapytał
mój młodszy brat jeszcze jakoś trzeźwy, ale zignorowałem go.
Dotknąłem ciepłych ust swojego
przyjaciela swoimi wilgotnymi wargami. Nie mogłem po prostu tego powstrzymać, a
on mi nie bronił. Ba, nawet oddawał pocałunek, co było bardzo zaskakujące.
Jeszcze takiego czegoś nie próbowałem i
co dziwne podobało mi się.
- Nie przeszkadzam wam? - zapytał
ktoś nagle chłodnym tonem, a ja puściłem Johna jakby oparzono mnie żelazem. -
Zawsze wiedziałem, że masz takie skłonności, Sherlocku, ale myślałem, że nie
zrobisz tego swojej przyszłej żonie.
- Mycroft, zabierz mnie od tych
wariatów. - mruknął mój młodszy brat i podniósł rozanielonego Johna z ziemi.
- Zabieram was na Baker Street. - i
jak powiedział tak zrobił.
Jeżeli Anna się dowie, będę miał
piekło. - pomyślałem, siadając na tylnym siedzeniu, tuż obok mojego
przyjaciela.
Mary czeka na mnie w taksówce i jedziemy po Sandrę
oraz Joasię i Olgę, moje dwie przyjaciółki ze studiów, które wczoraj przyleciały
z Polski na mój ślub. Dawno ich nie widziałam i jestem niezmiernie szczęśliwa,
że tu są. Tak za nimi tęskniłam. Za Joasią o
dużych piwnych oczach, długich rzęsach, rudych, falowanych, długich włosach i
leciutkich piegach na policzkach i nosie. I za Olgą, niewysoką, wiecznie
uśmiechniętą, w okularach, z jasną rozwichrzoną czupryną.
Trajkoczemy wesoło w samochodzie i jedziemy do Big
Ben Club, gdzie czeka na nas zarezerwowana loża. No i mają się pojawić Kate z
Violet oraz Molly. Mary ją zaprosiła, nie mam nic przeciwko, a nawet się
cieszę. Poznam ją bardziej.
- Naprawdę nie musiałyście robić tej imprezy– mówię,
ale w głębi serca czuję wdzięczność. – Ale dzięki, to miłe.
- Ależ to nic takiego – Mary macha ręką i poprawia
swoją tunikę z cekinami. Do tego ma ubrane czarne spodnie-rurki. – Zobaczysz,
to będzie najlepszy panieński na świecie.
- I podziękujesz nam dopiero po zabawie – dodaje
Sandra malując się i przeglądając w lusterku. Wygląda bajecznie. Jej długie
ciemne włosy są gładko rozpuszczone i aż lśnią, a figurę podkreśla czarna
krótka kiecka. No i na nogach ma dziesięciocentymetrowe szpilki. Ja przy niej w
swojej różowo-srebrnej sukience czuję się jak Kopciuszek.
- Ciekawe co Sherlock powie po swojej zabawie –
śmieję się. - On nic nie podejrzewa. Chyba w ogóle nie pomyślał nawet o swoim
wieczorze kawalerskim.
- Na szczęście John o to zadbał – Mary lekko
szturcha mnie w bok. - Niech się wybawią. Chociaż… gdy pomyślę o kawalerskim
Johna to może być różnie… - mówi i kręci głową.
Otwieram szeroko oczy. Jakoś tej historii nigdy nie
słyszałam. Nie wiem czy Sherlock się wstydził mi o tym opowiedzieć, czy się
bał. A może to i to… Cóż, zaraz chyba się dowiem.
- A co wtedy się działo? – pytam niewinnie.
Mary zaciska usta, ale w oczach widzę wesołe
skierki.
- Obaj się spili kiedy łazili po barach a potem z
tego co wiem po pijaku rozwiązywali jakąś sprawę. W końcu trafili do aresztu…
- Co? – wybuchamy wszystkie śmiechem. No to ładnie.
Szkoda, że tego nie widziałam.
- Tak. Lestarde ich wyciągnął.
Boże… Sherlock pijany… nie jestem sobie tego w
stanie wyobrazić Taka rzecz wykracza poza granice mojego pojmowania. To
niemożliwe… Tak, niemożliwe…
Przez chwilę zastanawiam się jak pani Hudson radzi
sobie z Alexem. Pewnie dobrze, w razie problemów ma dzwonić. Poza tym mały i
tak o tej porze śpi i raczej nie obudzi się jeszcze jakiś czas.
- Och, mamy coś dla ciebie
– wypala nagle Sandra i zaczyna dziwnie chichotać. Kręcę głową. Znając ją
wymyśliła coś diabelskiego. Kiedy się uspokaja daje mi dość dużą torebkę.
- Wszystkie się
złożyłyśmy – mówi Mary z dziwnym uśmiechem.
Wszystkie wbijają we
mnie oczy. Wzdycham i chcąc nie chcąc wyjmuję po kolei prezenty. Zestaw
seksownej bielizny, różowe kajdanki i… Kamasutrę. Próbuję być poważna, ale po
prostu nie mogę i wybucham śmiechem.
- No cóż… dziękuję – stwierdzam w końcu, nadal rozbawiona.
– Bielizna i kajdanki pewne się przydadzą, ale Kamasutrę to Sherlock czytał nie
raz…
- Skąd wiesz? – wszystkie patrzą na mnie zdziwione i
rozbawione.
- Z doświadczenia – stwierdzam jak gdyby nigdy nic,
lekko czerwona i udaję, że nie słyszę ich wybuchu chichotu.
Podjeżdżamy pod klub, dość znany, chociaż nigdy tu
nie byłam. Przed wejściem czekają już Kate i Violet, których już jakiś czas nie
widziałam. Uradowana witam się z nimi i rozmawiamy przez chwile na powietrzu,
aż pojawia się Molly, chyba lekko skrępowana. Uśmiecham się do niej i wchodzimy
do środka.
Big Ben to klub z zadziwiającą atmosferą, z jednej
strony nowoczesny i duży, a z drugiej sympatyczny oraz pełny brytyjskiego
klimatu. Od razu zaczynam się w nim czuć bardzo dobrze. Z głośników płyną
najnowsze przeboje, na dużym parkiecie tańczy już parę osób, a przy jednej ze
ścian jest szeroko zaopatrzony bar. Na ścianach widzę kolorowe obrazy panoramy
Londynu, a nad nami połyskują lampy o kształcie wielkich kul. I co najlepsze są
ludzie, ale nie ma tłoku – nienawidzę, kiedy na imprezie chcę potańczyć, a nie
mogę, bo z każdej strony atakują mnie nogi lub łokcie bawiących się w tłumie
ludzi.
W środku czeka na nas loża, do której ktoś już
przypiął balony. Gdy siadamy podchodzi do
nas młoda kelnerka. Dziewczyny zamawiają jakieś drinki, a ja colę. Karmię, więc
nie mogę pić. Cóż, siła wyższa.
Siedzimy tak może z półtorej godziny, śmiejąc się i
plotkując, kiedy podchodzi do nas ładna długowłosa brunetka o dużych, brązowych
oczach.
- Hej Mary! – rzuca wesoło, przebiegając wzrokiem
cały stolik. – Widzę, że też imprezujesz!
Mary o dziwo rzuca mi szybkie spojrzenie i troszkę
nerwowo się uśmiecha. Zaraz jednak wraca do siebie.
- Hej Janine! Miło cię widzieć! – mówi już
serdecznym tonem.
Och, a więc to jest Janine… Już rozumiem… Przyglądam
się jej. Ładna jest. Zaraz jednak opanowuje się i mi głupio. Jeszcze brakuje,
żebym zaczęła się do niej porównywać. A co to da?
- Widzę, że świętujecie wieczór panieński… Mogę
wiedzieć czyj?
Rzucam Mary porozumiewawcze i uspokajające
spojrzenie. Nie martw się, nie rzucę się na nią. Pogadamy chwilę i pewnie sobie
pójdzie.
- Mój – uśmiecham się do Janine słodko, jak gdyby
nigdy nic.
- Och, to gratuluję…
Przerywa mi dźwięk dzwonka telefonu.
- Och, przepraszam… - rzucam i wyjmuję komórkę.
Widzę, że to dzwoni mój kochany i uśmiecham się do siebie. Pewnie chce prosić
mnie o pomoc w wyrwaniu się z imprezy. Nic z tego, mój drogi.
Mimo wszystko odbieram. Chociaż go wesprę duchowo,
zawsze coś.
- Tak?
- Czy ten twój narzeczony nie może wytrzymać bez
ciebie nawet godziny? – śmieje się Olga i mruga do Joasi.
Macham im ręką rozbawiona i próbuję coś usłyszeć
przez ten głupi telefon, bo po drugiej stronie strasznie szumi. I ta muzyka
tutaj…
- Hej, kochanie… - mówię głośno.
Nagle coś przerywa, słyszę tylko zduszone: John!
- Halo? Sherlock? Sherlock!
Ktoś przerwał połączenie. Kręcę głową i chowam telefon
do torebki. No to sobie pogadaliśmy….
- Coś rozłączyło – stwierdzam zamyślona. – Nie wiem
czy John nie zabrał mu telefonu…
Podnoszę głowę i napotykam spojrzenie Janine.
Cholera… zamiast ugryźć się w język niechcący rozgadałam wszystko. Ja to nigdy
nie pomyślę.
Janine ma dziwną minę i taksuje mnie wzrokiem, całą,
od stóp do głów. Spoglądam na Mary lekko przepraszająco i czekam na dalszy
rozwój sytuacji.
- To ja… - mówi Janine wysokim głosem. – Pójdę już.
Nie będę wam przeszkadzać.
Idzie do swoich znajomych, a ja wzdycham z ulgą.
- Nie przejmuj się nią – Mary wychyla swojego drinka.
- Dalej chyba w głębi serca przeżywa to
rozstanie, chociaż minęło już tyle czasu.
- Dobra, kończcie już tą „Modę na Sukces” – rzuca
poirytowana Sandra, odstawia swoją szklankę i bierze mnie za rękę. – Idziemy
tańczyć.
Szalejemy na parkiecie, aż zmęczona zabawą idę do
łazienki, gdzie wpadam na nikogo innego jak na Janine. Na początku trochę nie
wiem jak się zachować, więc postanawiam udawać, że nic się nie stało. Ona chyba
jednak się na to nie nabiera.
- No cóż… Moje gratulacje – rzuca, przeglądając się
w lusterku.
- Dziękuję – mówię niby niedbale, myjąc ręce.
Po chwili już patrzy na mnie dziwnie, po czym
uśmiecha się lekko drwiąco.
- Widzę po tobie, że wiesz kim jestem. Nie muszę
więc owijać w bawełnę. Powiedz mi…. Naprawdę jesteś pewna, że ciebie też nie
oszukuje? Kiedy był ze mną to też… miał być
ślub.
Kręcę głową. Spokojnie.
- Oczywiście, że jestem! Zresztą… wybacz, ale to nie
twój interes.
Odwracam się i chcę wyjść. Dość mam już tej rozmowy.
- Powiedz… Sherlock dalej lubi wspólne… branie
prysznica?
Nie wiem co mają znaczyć takie aluzje. Nie muszę
tego słuchać, to przecież mój wieczór panieński, na miłość Boską! Poza tym
Sherlock powiedział mi, że między nim a Janine do niczego nie doszło.
Nic nie mówiąc wychodzę w łazienki i idę go loży,
gdzie siedzą zmęczone tańcem dziewczyny.
- No, już jesteś! – stwierdza uradowana Mary. –
Bałyśmy się już, że spóźnisz się na niespodziankę!
Wszystkie maja miny zadowolonych z siebie
chochlików. Mrużę oczy ciekawa co mnie czeka i pełna dziwnych przeczuć. Zaraz
też podchodzi do nas kelnerka.
- Zapraszam panie, wszystko już gotowe.
Prowadzi nas od razu do osobnej niedużej sali,
również z lożą. Ponad to przed nami znajduje się scena i kurtyna.
- Okej… – mówię ostrożnie. – Wytłumaczycie mi o co
chodzi?
- Cóż… skorzystałyśmy po prostu z oferty specjalnej
tego lokalu – chichocze Sandra, a za chwilę pozostałe dziewczyny jej wtórują.
Krzyżuję ręce na piersi. Scena w klubie nocnym
kojarzy mi się tylko z jednym, ale to niemożliwe, żeby załatwiły striptizerów…
Sherlock by mi tego chyba nie wybaczył…
Nagle z głośników zaczyna lecieć „What goes around,
comes around” Justina Timberlake’a i na scenę wychodzi czterech facetów w
strojach kowbojów. Zaczynają tańczyć w rytm muzyki, a obok siebie słyszę piski,
ochy, śmiechy, a Sandra nawet zaczyna gwizdać. Ja sama natomiast siedzę jak
wmurowana, z otwartymi ustami.
Zauważam, że mężczyźni zaczynają pozbywać się już
części ubrań. W pierwszej chwili blednę, a zaraz potem robię się cała czerwona.
- Jak się dowiem czyj to był pomysł! – krzyczę lekko
wystraszona, a jednocześnie nie mogę od tych facetów oderwać oczu.
Nagle na scenie pojawia się krzesło, a jeden z
mężczyzn, przystojny i opalony blondyn z niebieskimi oczami podchodzi do nas i
wyciąga do mnie rękę. O nie! Po moim trupie!
Kręcę przerażona głową, ale dziewczyny wypychają
mnie z kanapy i prawie wpadam na tego kolesia. On zaraz łapie mnie za rękę,
zaciąga na scenę i sadza na krześle.
O Boże… jestem cała czerwona, a blondyn wije się
koło mnie. Dziewczyny mają ubaw, a ja najchętniej zapadłabym się pod ziemię.
Jeszcze tego pożałują!
Facet staje nagle przede mną i kładzie moje dłonie
na swoim nagim torsie. Chcę je wyrwać, ale trzyma mocno. Potem zjeżdża nimi do
swoich pośladków, a po chwili kładzie na pasku. Zabiję je, przysięgam. To nie
fair!
Rozpina pasek, opadają mu spodnie i zostaje w
czarnych bokserkach w czerwone serduszka. Nie wytrzymuję i mimo wszystko
parskam śmiechem. Koło dziewczyn kręcą się pozostali striptizerzy, każdy też
już tylko w bieliźnie.
Blondyn okrąża mnie, dalej tańcząc w rytm muzyki.
Ściąga swój kowbojski kapelusz i kładzie mi go na głowie. Gdy znowu jest przede
mną, ponownie bierze moje ręce, zaciska je na spodenkach i szarpie w dół. Nie!
Nie! Nie!
Z moich ust wydobywa się zduszony okrzyk, ale
okazuje się, że facet ma na sobie jeszcze stringi. Zamykam oczy i głęboko
oddycham. Poza tym czuję jak mi płoną policzki.
Wszyscy stiptizerzy wykonują teraz jakiś
skomplikowany układ. Sylwia wyjmuje z torebki parę banknotów.
- To macie napiwek, chłopcy – mówi i rzuca zwinięte
w rulonik pieniądze na scenę.
W tej chwili mężczyźni zaczynają pozbywać się
slipów. Zasłaniam rękami oczy i słyszę następny gwizd siostry. Nie wytrzymuje i
patrzę przez palce jednocześnie zawstydzona oraz rozbawiona.
- Zamorduję was! – mówię wciąż zarumieniona, kiedy wracamy
już taksówką.
- Daj spokój – śmieje się Joasia.
- No nie rób już z siebie takiej świętej – krzyczy
Sandra, lekko wstawiona. - „Bielizna i kajdanki pewne się przydadzą, ale
Kamasutrę to Sherlock czytał nie raz…” Zapomniałaś?
- Zamknij się! – syczę do siostry. – Za dużo
wypiłaś!
Robi obrażoną minę, a ja pogrążam się w myślach. Chłopcy
muszą się dobrze bawić… Chyba, że Sherlock wykręcił się od zabawy i po godzinie
wrócił do mieszkania.
A jednak o dziwo go nie ma. Kładę właśnie spać Alexa
i zastanawiam się gdzie zabalował, kiedy słyszę dzwonek do drzwi. Marszczę brwi
i schodzę na dół. Sherlock przecież ma klucze…
- Anna? -
słyszę głos Toma. - To my!
Zdziwiona jestem, ale przekręcam klucz i otwieram. A
następnie widzę, jak… on i Mycroft podtrzymują pijanego Sherlocka. Otwieram
szeroko oczy. Jezu, naprawdę?
Sherlock podnosi głowę i uśmiecha się rozanielony.
- O, Anna… Koffanie moje…
Robi dwa kroki i potyka się w progu. Na szczęście Tom
go zaraz podtrzymuje.
Z trudem tłumię śmiech. Nadal nie wierzę w to, co
widzę.
- Weźcie go na górę – macham ręką w stronę schodów i
puszczam ich w progu, po czym idę za nimi rozbawiona. Jutro biedak dopiero
będzie miał kaca.
Uśmiałam się :D John i Sherlock jeszcze raz się upiją i nie wiadomo do czego dojdzie xD Za każdym razem gorzej z nimi ;D <3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :) szczerze mówiąc do końca bałam się że zbyt szybko biegnąca po schodach pani Hudson to tak naprawdę Moriarty i zrobi coś alexowi :O ale aż dziwne że całe to picie w miarę dobrze się skończyło..
OdpowiedzUsuńDzięki ;* A co do nowego rozdziału, proszę o cierpliwosc ;D
OdpowiedzUsuńKiedy nowy rozdział ?
OdpowiedzUsuńjeszcze dokładnie nie wiem, razem z Asią jesteśmy zajęte :/ Ale będzie na pewno! Keep calm :D
UsuńKiedy następny? :o Już tydzień minął :o
OdpowiedzUsuńWe wtorek - w tym tyg mamy z Asią młyn ;/ Poczekajcie proszę ;*
UsuńNie mogę się doczekać następnego ._.
OdpowiedzUsuń