środa, 19 marca 2014

Rozdział 28: Ten głos...

(No to rozdział od Kumpeli xD :* )


“Hey, I just met you, and this is crazy, 
       But here's my number, so call me, maybe?
       It's hard to look right, at you baby,
       But here's my number, so call me, maybe? 
       Hey, I just meet you, and this is crazy, 
       But here's my number, so call me, maybe?
       And all the other boys,try to chase me, 
       But here's my number, so call me, maybe?
                                       Carly Rae Jepsen - Call me maybe

https://www.youtube.com/watch?v=fWNaR-rxAic


Ledwo mogłem otworzyć oczy po wczorajszej imprezie. Mimo iż na zewnątrz nie było wcale jasno, a raczej wskazywało na to, że pada, to jednak miałem problem z reakcją na światło. Na domiar złego niemiłosiernie bolała mnie głowa. W tym momencie miałem wrażenie, że ktoś wbija mi w głowę tysiące gwoździ i nawet najdrobniejszy dźwięk był uderzeniem młota pneumatycznego.
Zanim odwróciłem ciało na prawy bok, poczułem na swojej skórze delikatne łaskotanie włosów. Nie... znów to zrobiłem. - pomyślałem z zrezygnowany i westchnąłem. Obok mnie leżała jakaś dziewczyna, której imienia nie pamiętam. No tak... Skoro wlałem w siebie tyle alkoholu nie miałem możliwości przywołać jej obrazu w głowie.
- Cześć... - mruknęła wyczuwając mój ruch. Położyła dłoń na moim ramieniu i wtuliła we mnie ciało.
Nienawidzę takiego dotyku. Zwłaszcza z rana. Strąciłem wściekły jasną rękę i nakryłem się pościelą. Zdążyłem zerknąć na nią tylko raz i już miałem mdłości. Kategorycznie do mnie nie pasowała. Krzykliwy makijaż poprzedniego wieczoru dodawał temu widokowi jeszcze więcej odrazy, nie mówiąc już o platynowych lokach. Przełknąłem głośno ślinę i znów zrobiłem głęboki wdech. Nigdy więcej takiego pijaństwa. - powiedziałem to sobie po raz setny.
- Wyjdź, mała. - mruknąłem zimno przymykając powieki.
- No przestań. - warknęła kokietując mnie. - Przecież było całkiem nieźle.
- Skoro niczego nie pamiętam... - mówiłem z trudem. Strasznie kołatały mi myśli. - Nie było. A teraz stąd spadaj. - zawiesiłem teatralnie głos, by nadać temu jeszcze więcej wstrętu. - I lepiej żebyś zapomniała jak tutaj z powrotem trafić.
- Frajer. - mruknęła piskliwym głosem co jeszcze bardziej rozstroiło moje nerwy. - Twoja żonka się dowie...
- Nie mam żony. A teraz zabierz swoje szmaty i wyjdź drzwiami. Nie mogę patrzeć na tą okropną twarz.
Młoda kobieta popatrzyła na mnie jakbym właśnie wymierzył jej cios w policzek, a potem założyła na siebie ubranie i wyszła mocno trzaskając drzwiami.
- Głupia dziwka!!! - wrzasnąłem przenikliwie i podnosząc swoje zwłoki jednocześnie chwyciłem but i rzuciłem nim w drzwi. Huk był jeszcze większy niż poprzedni odgłos i pożałowałem swojego wybuchu złości. - Ach...
Przeszukałem całe mieszkanie by znaleźć choć odrobię wody mineralnej. Los mi dziś raczej nie sprzyja, bo nie było ani jednaj butelki. Co za pech. Najpierw tamto straszydło w mojej sypialni, a teraz to... Postanowiłem, że po prysznicu pójdę do jakiegoś marketu i kupię odrobinę. Może mnie to uratuje przed dalszym cierpieniem.
Nagi przeszedłem przez czarny dywan zagracony procesorami komputerowymi i dałem się chwiejnym krokiem do łazienki. Moje ciało przeszedł dreszcz, gdy wszedłem do chłodnego pomieszczenia i od razu mój humor uległ zmianie. Może nie wszystko stracone? - pomyślałem i wszedłem pod prysznic.
Woda powoli przynosiła ukojenie skołatanym nerwom, a ja odetchnąłem z ulgą. Nie trwała ona długo, bo w tym momencie zadzwonił telefon. Niespiesznie wyszedłem owijając ciało ręcznikiem i odebrałem. Niepotrzebnie. To zepsuło do reszty moją psychikę. Jeden z dłużników zmarł podczas tortur. Cholera jasna! Czy ja muszę wszystko robić sam?! Nie miałem już ochoty słuchać narzekań tępaka i rzuciłem telefonem o podłogę. Co za głupota!!! Jak?! Wzburzony założyłem na siebie czarne jeansy i granatową koszulkę. Wziąłem z białej szafki, która pamiętała jeszcze czasy studenckie klucze i portfel, po czym wyszedłem zamykając za sobą drzwi.
Wszedłem do jakiegoś pierwszego lepszego samu i zacząłem nucić jedną ze swoich ulubionych piosenek choć wcale nie miałem na to ochoty. Odruch ten pozwalał mi nie myśleć o pękającej głowie i beznadziejnych współpracownikach otaczających mnie.
- Och, przepraszam. - mruknął do mnie jakiś mężczyzna, gdy sięgaliśmy w tym samym czasie do jednej lodówki.
- Nic się nie... - spojrzałem na niego i odebrało mi mowę.
Przed swoimi oczyma miałem młodego faceta. Miał może z trzydzieści lat. Brązowe włosy zrosił mu poranny deszcz, tak samo jak białą koszulę, która aż biła swoim blaskiem. Otaksował mnie wzrokiem znawcy, po czym posłał mi uśmiech godny modela pierwszej klasy, co uwydatniło kości policzkowe na lekko opalonej twarzy.
- Ciężka noc? - zapytał, a ja zamarłem. Co za głos. Zamrugałem kilka razy zdezorientowany, a potem wytrzeszczyłem na niego oczy myśląc: Do mnie mówisz, kolego?
- Tak... - odpowiedziałem przeciągle, a następnie wyciągnąłem rękę. - Jim.
- Witam w takim razie. - ujął ją po męsku i potrząsnął. - Jestem Thomas.
- Nie znam cię... - improwizowałem. Mało kogo znałem na swojej ulicy, ale taką twarz zapamiętałbym.
- Przyjechałem tutaj ze Stanów. Na prośbę brata. Duża impreza?
- Nie pamiętam. - roześmiałem się szczerze. - Może stąd wyjdziemy? Ludzie dziwnie patrzą.
- Dlaczego nie. - odparł luźno, a potem skierował kroki do wyjścia. Poszedłem za nim bez cienia wahania.
Skądś znałem ten sposób bycia. Uśmiech przywodził mi na myśl trochę lód, a oczy to potwierdzały. Nigdy nie widziałem tak osobliwego koloru. Miały w sobie coś ze stali, ale nie takiej zwykłej. Jakby z domieszką szafirów. Niepokojące oczy. Zdecydowanie do mnie pasują.
- Tutaj jest taka kawiarnia... - powiedziałem w końcu. Deszcz natężył się i zaczął obsypywać moją twarz. Po kosmykach moich czarnych włosów spływały duże krople, ale jakoś się tym nie przejąłem.
- Och, tak. Wiem. - odpowiedział bardzo głębokim głosem, a mnie przeszły ciarki. Znałem tę nutę niebezpieczeństwa. Ciekawe jaki ma zawód... - Możemy do niej wejść. Inaczej strasznie zmokniemy na tym deszczu.
Posłałem mu uśmiech w geście zgody i pochłaniałem jego wygląd przygryzając. Wargi. Nie rozumiem. Dlaczego mnie tak zaintrygował? Przecież wygląda jak każdy inny człowiek, ale ma coś w sobie. Coś co już widziałem. Tylko gdzie i kiedy? Stanę na głowie żeby odkryć gdzie.
Weszliśmy i od razu podbiegła do nas kelnerka, którą miałem w zwyczaju podrywać za każdym razem, gdy tutaj przesiadywałem z laptopem opracowując programy włamań.
- Dzień dobry, Jim. - posłała mi jeden z najsłodszych uśmiechów. - To co zwykle?
- Tak. - odpowiedziałem nie zaszczycając jej choćby zerknięciem. - Dwa razy.
Zmieszana pobiegła, a za chwilę mieliśmy już dwie kawy i brandy.
- Widzę, że masz tutaj wejścia. - odezwał się w końcu.
- Tak, ale jakoś od tak. - odparłem siląc się na spokój. - Czym się zajmujesz?
- Jestem raczej zwykły... - mruknął. - Psycholog dziecięcy. Dla mnie to bardzo ciekawa praca, ale ty pewnie byś się zanudził. Mam wrażenie, że siedzisz dużo przy komputerze.
Uniosłem brwi w geście zdziwienia. Skąd wiedział? Przecież się nie garbiłem. Spojrzałem na swoje ręce i zrozumiałem. No tak... Informatyka po dłoniach.
- Tak. Informatyk i matematyk w jednym. Trzy lata temu zdobyłem profesora.
- No pięknie. - posłał mi perskie oko, a ja kolejny raz tego dnia osłupiałem. - Tak młody profesor musi się cieszyć gronem młodych studentek przy boku.
- Nie koniecznie tak ładnych jakby się wydawało. - odparowałem i nagle zrozumiałem. On dedukował. Ale skąd...? - Z resztą nieważne.
- Przepraszam... - odpowiedział zmieszany. - Czasem tego nie kontroluję. To już wpojone w mój zawód, ale nie bój się. Tylko do psychologii to wykorzystuję.
- Wierzę. - posłałem mu uśmiech, ale byłem jeszcze spięty.
- Naprawdę przepraszam. - położył mi soją dłoń na mojej, a potem spojrzał głęboko w oczy bym mu uwierzył. Efekt był taki, że westchnąłem z rozmarzenia nawet tego nie kontrolując. Co ja wyprawiam?! Przecież ten koleś jest obcy i na dodatek może odkryć co planuję!
- Zaintrygowałeś mnie. - powiedziałem w końcu zbierając w sobie odwagę. Życie masz tylko jedno, Jim. Taka okazja może już nigdy nie mieć miejsca.
- Tak? - zapytał zaciekawiony.
Miałem mętlik w głowie. Co robić?! Co ja mam cholera zrobić?!!! Przecież nie mogę od tak przyznać, że właśnie teraz miałem ochotę bezceremonialnie wbić się w jego niezwykle czerwone usta przywodzące na myśl słodkie maliny. To niedorzeczne. Ale gdyby tak wczepić palce w jego mokre od wody włosy... PRZESTAŃ!!! - rozkazałem sobie w myślach, ale nie pomogło. Moje serce zaczęło bić jak szalone i z trudem mogłem to opanować.
- Tak. Nie widziałem cię już gdzieś? - zapytałem próbując udawać spokojnego. Na dodatek on cały czas trzymał moją dłoń. Jeżeli teraz zacznie drżeć już po mnie.
- Nie mam pojęcia, ale ciebie kojarzę. Byłeś chyba w telewizji...
- To głupota. No i moja mała zemsta. - mrugnąłem do niego, a on roześmiał się. Cóż to była za dźwięk. Niczym potężny dzwon. I właśnie wtedy zdałem sobie sprawę, że przestała mnie boleć głowa. Wcale nie potrzebowałem wody, ani brandy. Wystarczyło tylko dobre towarzystwo. Wszystkie troski minęły. - Powiedz mi... masz kogoś?
- Miałem... - spoważniał tak nagle, że poczułem iż nie potrzebnie o to pytałem. Ktoś musiał mu złamać serce... - Przedawnione. Teraz jestem zupełnie wolny. W sumie to nawet lepiej.
- Dla mnie na pewno. - mruknąłem ledwo słyszalnie i posłałem jeden z uśmiechów, który powinien sprawiać tylko radość.
- Być może... - odpowiedział, a moja twarz przybrała kolor purpury. Jakim cudem on to słyszał? Nagle zaczął dzwonić czyjś telefon i okazało się, że to jego. - Wybacz. - na początku zawahał się, ale w końcu przyłożył słuchawkę do ucha z nieodgadnioną miną. Byłem zawiedziony, że zabrał rękę, ale jak wiadomo nie można mieć wszystkiego na raz.
Patrzyłem na niego myśląc o tym czy chciałby mnie odwiedzić, a jednocześnie słuchałem głosu, gdy mówił do kogoś. Po tonie wywnioskowałem, że nie chciał rozmawiać z tym kimś.
- Mam randkę, Mycroft. - warknął w końcu bardzo rozeźlony, a ja wytrzeszczyłem na niego oczy. - Nie obchodzi mnie to...  Dobra, ale ty się potem będziesz tłumaczyć.
Rozłączył się, a następnie schował telefon do kieszeni. Jak? Nie... To tylko zbieg okoliczności. Skąd on zna tego typa? Czyżby to jeden z jego agentów? Nie... To byłoby zbyt głupie posyłać kogoś na pewną śmierć. Zwłaszcza, że nawet teraz mogłem napisać do kogo trzeba.
Popatrzyłem na siedzącego przede mną mężczyznę i oniemiałem. To nie może być przecież...
- Holmes? - wydukałem w końcu z mocno ściśniętym z emocji gardłem.
- Tak. - popatrzył na mnie ostro. - Skąd znasz moje nazwisko?
- Jesteś ich bratem?! - zakrzyknąłem nie dowierzając, a potem zacząłem nieopanowanie śmiać się. - Co za ironia...
- Znasz Sherlocka i Mycrofta?
- Oczywiście, że tak. - włożyłem ręce w kieszenie, by opanować zdenerwowanie. Moje oczy zapłonęły nienawiścią, ale skryłem ją. - Miałem z nimi... styczność, że tak to ujmę.
- To w takim razie ominiemy frazesy. - powiedział wesołkowato. Jakie frazesy? Co ona ma na myśli? - Muszę iść, Jimmy.
- Och... - mruknąłem szczerze zawiedziony. - Spotkamy się jeszcze?
- Oczywiście, że tak. - podał mi swój numer telefonu, a ja zapisałem go czym prędzej.
Nie wierzę... Thomas Holmes. Na dodatek nie musiałem wykradać jego numeru Bóg wie z jakich zakamarków. Nie byłoby z tym trudności, ale on sam chciał mnie widzieć, co poprawiło mi zdecydowanie humor. Miałem już gdzieś czyim jest krewnym. Zemsta zemstą, a to... swoją własną trasą.
Na pożegnanie cmoknął mnie delikatnie w policzek. Jezu słodki. Serce o mało mi nie stanęło, gdy to zrobił. On naprawdę chciał... Niepojęte. Ba. Nawet więcej. Najzabawniejsze jednak okazało się to, że ja czułem coś w środku. Nie pomyślałbym, że jeszcze potrafię.
Patrzyłem jak Tom wsiada do taksówki i odjeżdża w bliżej mi nie znanym kierunku i uśmiechnąłem się do swoich niezwykle brudnych myśli. Moja głowa wypełniona została przez te najbardziej mnie nurtujące, ale postanowiłem je odłożyć. Może na następne spotkanie? Tak chciałbym... - myśl biegnąca w mojej głowie została zagłuszona przez mój własny telefon.
- Tak? - powiedziałem zrezygnowany.
- Przy Baker Street pojawił się jakiś typ. - burknął do mnie kobiecy głos, który przypominał dźwięk piły mechanicznej. - Mam sprawdzić gościa?
- Nie trzeba. Doskonale wiem kto to.
Przymknąłem oczy i przygryzłem język w geście zadowolenia.
- Thomas Holmes... - wymawiając to przeszły mnie znajome ciarki podniecenia, a potem zacząłem gwizdać swoją ulubioną melodię.

13 komentarzy:

  1. No nie mogę, nie mogę nie mogę.!
    Nie mogę nic powiedzieć.
    Komentarz tak bardzo niekonstruktywny
    Masakra.
    NO NIE WIERZE.!
    ...
    Ale...
    Ale...
    kiedy następny rozdział.?!!! *.*

    OdpowiedzUsuń
  2. Hehe...taki potulny Jim, aż nie mogę uwierzyć. :) Bardzo dobry rozdział, czekam na następny, pozdrawiam.
    Yooletchka

    OdpowiedzUsuń
  3. Szczerze i bez bicia : czy ty zamierzasz przekabacić Holmesa najmłodszego czy może będziesz próbowała " naprawiać" Jima ? I co tego Mycrofta tak wzięło na zacieśnianie więzi rodzinnych ?

    OdpowiedzUsuń
  4. Na bieżąco czytam twojego bloga, kocham go! Wszystkie rozdziały są fantastyczne, ale ten powalił mnie na kolana, czytałam go z szeroko otwartą buzią i nie mogła uwierzyć że to się dzieje.
    Życzę weny, już nie mogę się doczekać następnej części

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale młody Holmes gejem? Nie za dużo ich na jedną rodzinę? ;) tzn to nie tak, że mam coś do gejów, ale polubiłam tego chłopaka :D Tylko, że coś mi się wydaje, że to wszystko nie będzie takie oczywiste, jak się wydaje :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Och proszę czekajcie na to co będzie dalej :) Będzie się działo :)

    OdpowiedzUsuń
  7. O! MOJ! BOŻE! kiedy kolejny rozdział?????

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpowiedz dzięki której wyglądałam tak:
      http://25.media.tumblr.com/bcba7b2a3e79aa7995b21a78289dcea6/tumblr_mvpexzWN2V1sqxkheo1_500.gif
      Teraz tylko wytrzymać ;-;

      Usuń
  8. Już niedługo wysiądzie mi serce. Mówię poważnie. To jest... Nevermind. Ale tak na serio to już się zabieram za pisanie dalszej części :)

    OdpowiedzUsuń
  9. O MÓJ BOŻE KOCHANY. Tak bardzo uwielbiam twojego bloga *.* A te rodziały od koleżanki sa świetne. Do rozdziału siódmego troche ciężko mi sie czytało, bo jestem raczej "jonhlock na 100%" ale potem sie przekonałam i jestem zauroczona. <3

    OdpowiedzUsuń