wtorek, 11 marca 2014

Rozdział 22: Koniec

(No, nowy rozdział od kumpeli xDDD Komentujcie, komentujcie!!!!!)

„And what if I never kiss your lips again 
      Or feel the touch of your sweet embrace 
      How would I ever go on 
      Without you there's no place to belong 

      Well someday love is gonna lead you back to me 
      But 'till it does I'll have an empty heart 
      So I'll just have to believe 
      Somewhere out there you thinking of me 

     Until the day I'll let you go 
     Until we say your next hello 
     It's not goodbye 
     'Til I see you again 
     I'll be right here rememberin' when 
     And if time is on our side 
     There will be no tears to cry 
     On down the road 
     There is one thing I can't deny 
     It's not goodbye
                       Laura Pausini - It's not goodbye

https://www.youtube.com/watch?v=pq6lsZoWcFE

Drżałam na całym ciele, gdy mnie tak dotykał. Nie miałam ochoty nawet otwierać oczu odczuwając słodkie pieszczoty jego ust. Westchnęłam głęboko i zatopiłam palce we włosy. To było cudowne. Gorąco jakie od niego czułam dawało mi tyle satysfakcji.
Zjechał wargami do mojego pępka i mało brakowało, a bym zemdlała. Och... To jest cudowne. - pomyślałam mając łzy w oczach.
- Och Sherlock... - mruknęłam romantycznie.
- Jesteś pewna? - szepnął mi do ucha, a ja otworzyłam oczy w geście zdumienia. Co on w ogóle...?
W swoich objęciach trzymał mnie nie kto inny jak on. Boże to okropne. Jakim cudem trafił do mojej głowy?! Przecież to robi się coraz bardziej chore. Nie dość, że musiałam go znosić w swoim życiu to jeszcze taki sen. Dlaczego właśnie taki? I dlaczego Jim Moriarty?!
- Aaa!!! - wrzasnęłam przerażona.
- Anno?
Najpierw go usłyszałam, bo bałam się otworzyć oczy. Może to jest też sen? Może Sherlock Holmes nie istnieje? Złapałam się za głowę i zaczęłam płakać. Nie musiałam długo czekać, by mój ukochany mnie przytulił i zaczął gładzić moje włosy.
- To był tylko zły sen... - szeptał. - Tylko sen.
- Wie - wiem. - z trudem przełykałam łzy.
- Co ci się śniło? - zrobiłam zrezygnowaną minę, gdy o to zapytał. - Dobrze. Nie musisz mówić. To był tylko sen.
Oddychałam bardzo ciężko. Nie wiedziałam jakim cudem widziałam go w taki właśnie sposób. Jak kochanka. Boże... Dlaczego?! To jest... Okropieństwo. Te oczy przywodziły na myśl tylko piekło. A może Anno właśnie tego piekła potrzebujesz? - zapytał gdzieś w oddali mój własny głos. - Może to on cię pociąga na prawdę?
NIE! Kocham Sherlocka. Tylko jego. Tylko mego anioła. Jest ojcem mojego dziecka i uratował mi życie przed tym bydlakiem.
Myśląc o Moriartym zaczęło mnie mdlić. Wybiegłam szybko do łazienki i zwymiotowałam całą zawartość żołądka. Nie było tego wiele, ponieważ wczoraj nie ruszyłam już nic po rozmowie z Mary. Słysząc moje spięcie powiedziała, że przyjedzie od razu. Nie miałam czasu, by ewakuować Sandrę, więc zapędziłam ja do mojego dawnego pokoju. Sherlockowi powiedziałam, że nie może mieszkać w hotelu jak jakaś obca baba i tak oto została.
Mary przyjechała na pół godziny przed moim lubym. Miałam niewiele czasu, by opowiedzieć całą sytuację tego dnia. Wyjaśniła mi wiele rzeczy dotyczących zemsty Jima.
- Pałac pamięci moja droga to nie jest komputer. To jego własny umysł, a Richard Brook to tak naprawdę Reichenbach. Chciał trochę zażartować z prasy... Pewnie Sherlock mówił ci, że przez tę sprawę zyskał sławę na całym świecie. - mówiła. - Jim Moriarty nie spocznie póki nie pozbawi Sherlocka wszystkiego, a potem go zabije. Nie powinnaś mu ulegać, ale nic już nie możemy na to poradzić.
- Pomożesz mi? - zapytałam płaczliwie. Jeżeli Sherlock się dowie.
- Wszystko jest naszą tajemnicą, Anno. - odparła. - Zrobię wszystko co w mojej mocy, by chronić ciebie, Sherlocka i wasze dziecko. Jestem mu winna jedno życie.
- Tak? Mówił, że nie jesteś tym kim jesteś, ale nie rozumiałam...
Patrzyła na mnie przez chwilę ze strachem i jakby ważąc słowa. Odgarnęła blond grzywkę z czoła i złapała mnie za ramiona.
- Masz rację. Jestem agentką. John wie, ale nie chciał znać mojej historii. Swoją drogą to bardzo dobrze. Przestałby mnie kochać. - jej wzrok na chwilę stał się zamglony. - Wracając do ciebie... Mam znajomości, które pomogą ci z tego wybrnąć, tylko cena będzie bardzo wysoka.
- Zrobię wszystko. - odpowiedziałam automatycznie.
- Jesteś pewna? - chciała wiedzieć czy jestem w stanie coś zrobić. Jeszcze nie wiedziałam co, ale jeżeli to ma uratować Sherlocka postanowiłam poświęcić wszystko. Byle tylko być przy nim i patrzeć w te stalowe oczy.
- Tak.
- Wrócisz do pracy. Wiem, że Sherlock będzie temu przeciwny, ale ostatnio się zmienił. Jeżeli nic nie wskórasz, ja to załatwię. Teraz to ty atakujesz. Będziesz cieniem Jima i jego oddechem. A potem...

Oparłam głowę o umywalkę, a po moich policzkach nadal płynęły łzy. To co powiedziała Mary zraniło dużo bardziej, niż każdy mój ruch przeciwko Sherlockowi. Nie mogłam od tak...
Usłyszałam ciche pukanie do drzwi i zmartwiałam. Mój kochany... Najukochańszy. Co ja ci zrobiłam.
- Anno? Wszystko dobrze? - usłyszałam jego troskliwy ton, a moje serce pękło. Nadal jednak mogłam go słyszeć i dotykać. Mogłam z nim być i to dodawało mi siły.
- Tak... - odpowiedziałam zachrypnięta. - To tylko mdłości.
- W takim razie czekam w salonie.
- Dobrze. - wstałam i otarłam usta ręcznikiem. Dziś też zapewne nic nie zjem ze stresu. Pal licho. Mam nadzieję, że Sherlock tego nie zauważy.
Wyszłam z łazienki chwiejnym krokiem, ale w chwilę później mi przeszło. Musiałam grać idealną, grzeczną i kochającą kobietę. Chyba nie miałam z tym większego problemu. Naprawdę kochałam Sherlocka i to trzymało mnie przy życiu.
Omiotłam spojrzeniem cały pokój w poszukiwaniu dalszych śladów jakichkolwiek dokumentów, ale niczego nie znalazłam. Jesteś podła. - usłyszałam w czaszce swój jadowity głos. Cholera... Tak. Jestem. Mój ukochany siedział akurat przy tym felernym laptopie zawzięcie coś pisząc.
- Co robisz? - zapytałam zaciekawiona.
- Piszę raport dla Mycrofta. - powiedział znudzony. - Nie rozumiem po co mu to skoro Był ze mną wtedy...
- Może nie chciał tego pisać? - zasugerowałam trochę żartobliwie.
- Masz rację. To straszny leń jeżeli chodzi o pracę...
Roześmiałam się lecz bez entuzjazmu. Sherlock to zauważył i spojrzał na mnie ostro. Jego wzrok wbijał się we mnie przenikliwie. Wiedziałam, że znów to robi. dedukuje. Stałam i również go obserwowałam. Chciałam żebyśmy wyglądali identycznie w tym momencie. Z tą samą zaciętą miną, pozycją tak pewną, że peszyła drugą stronę i umysłem na wszystko. Chciałam, by nie poznał.
- Skończyłeś już? - zapytałam trochę chłodno.
- Tak. - odpowiedział szczerze. - Ty zrobiłaś to samo. Pytanie tylko po co?
- Chciałam zobaczyć twoją minę, gdy się zorientujesz, że czytałam bloga. - posłałam mu perskie oko i zniknęłam w kuchni.
Oparłam dłonie na stole i zaczęłam gorączkowo myśleć. Co mógł spostrzec? Przemęczona pracą, zastraszona i ukrywająca coś. To widział. podeszłam szybko do szafki i wyciągnęłam herbatę. Musiałam ukryć to przed nim. Mary mówiła, że najlepiej działa na niego idealność. Nie byłam idealna. Nie dziś. Przed resztą też musiałam wglądać na wesołą. Dotarło to do mnie, gdy Sherlock objął mnie w pasie i zaczął szeptać do ucha.
- Mam nadzieję, że martwisz się tylko tym okropnym prezentem od Moriarty'ego.
- Tylko od niego dostałam pogróżkę. - odparłam pierwszy raz zgodnie z prawdą i od razu się uśmiechnęłam. To było wspaniałe uczucie nie móc kłamać mojemu wybawcy.
Cmoknął mnie w czoło i zmierzwił włosy. Jej... mój anioł. Jaki on kochany... A ty podła... - znów mruknął głos w mojej głowie. - Już go straciłaś, więc się nie przywiązuj.
- Głupota. - warknęłam do siebie, a Sherlock posłał mi zdziwione spojrzenie. - Do siebie. Wiesz... Poznałam nowego nauczyciela. - zaczęłam zmieniać temat.
- I jak? - oparł podbródek na moim ramieniu. Woda akurat się zagotowała, więc odsunęłam go od siebie, by zrobić herbatę.
- Specyficzny. Trochę taki jak ty...
- O... to coś nowego. Jakaś szczególna cecha podobna, czy tylko ogólny wygląd fizyczny? - zażartował.
- Obydwaj jesteście umysłami ścisłymi, nie dbacie o opinię innych, doskonali obserwatorzy, planujecie z najdrobniejszymi szczegółami i wasz humor, a raczej czysta szczerość w kontaktach. Mało z kim rozmawia. Nie ciekawią go zwykli ludzie.
Powiedziałam mu wszystko co powinien wiedzieć. Chciałam, by domyślił się o kim mówię. Boże spraw żeby odgadł.
- Socjopata w gronie nauczycielskim... Bardzo ciekawe zjawisko. Wręcz niespotykane. - mruknął raczej do siebie. - Mogę go poznać?
- Nie wiem... raczej unika towarzystwa. Rozmawia tylko z nielicznymi. Miałam powiedzmy, że szczęście go poznać.
- Rozumiem. - odpowiedział trochę urażony. Nie masz po co mu współczuć. - mruknęłam do siebie w myślach.
- Sherlocku... Chcę wrócić do pracy. - powiedziałam rzeczowo. - Potrzebuję tego.
- Anno. Przecież to może zaszkodzić dziecku.
- Zaszkodzi jeżeli będę siedziała tutaj całymi dniami. Ja nie mogę żyć bez pracy... - jęknęłam płaczliwie. - Proszę...
Przytulił mnie do siebie mocno. Milczał przez chwilę kalkulując wszystkie za i przeciw, a potem powiedział:
- Dobrze, ale masz się oszczędzać. Będę cię odwiedzać i sprawdzać czy mnie posłuchałaś.
- Och... Dziękuję, Sherlocku. - zarzuciłam mu ręce na szyję, a w sercu miałam tylko ból. Nie czułam szczęścia. Raczej rozpacz. Kłamstwa, wszystko to kłamstwa...
Wychodząc do pracy napisałam SMS do Mary, że się udało. Miałyśmy umówiony znak, by nikt nie domyślił się co chcemy zrobić. Miała po prostu nie odpisywać na moje wiadomości. Modliłam się w duchu, by John niczego nie odkrył i nie doniósł Sherlockowi. Jeżeli wszystko wyjdzie na jaw... Zadygotałam mimowolnie. Nie. Nie mogę dopuścić do siebie myśli, że on może umrzeć. Będzie żył. Będzie.
- Cześć, Anno! - zawołał do mnie wesoło Jim, a mnie aż ścisnęło, by znów mu przyłożyć. Jednak gdy spojrzałam na jego opatrzony nos, wyszczerzyłam do niego zęby w uśmiechu.
- Cześć, Richard... - powiedziałam trochę zaczepnie, ale i wesoło. - Wolę twoje drugie imię, wiesz?
- Tak? - zmarszczył brwi. Nie zrozumiał aluzji. Myślałam, że jest bystrzejszy.
- Jasne... Jim. - nie mogłam przestać się uśmiechać. Teraz ja mogłam go trochę podręczyć. Zwłaszcza, że siedziała przy nim Jessica. Moja mała zemsta za wczorajszą groźbę Sandrze. - Sherlock chce się z tobą zobaczyć...
Siadłam na krześle i rozluźniłam mięśnie tak jak on wczoraj. Nie miałam się już czego bać z jego strony. Mary mnie chroniła. Tylko ta gra była bardzo niebezpieczna. Mówiła, że może się źle skończyć jeżeli nie będę uważać.
- Och... - bąknęła Jessica. - To wy się znacie?
- Kiedyś miałem okazję zamienić z nim kilka słów.
- Przecież to był stały związek, Jim. - odparłam trochę urażona. Domyślił się już o co mi chodzi. Wystarczyło jedno zimne spojrzenie tych brązowych oczu.
- Co?! - wrzasnęła księgowa. - Richard!
- To... Było dawno. - mruknął spięty. Był wyraźnie zdenerwowany moim komentarzem, ale jego "dziewczyna" odebrała to zupełnie inaczej. - Nie wiem dlaczego o tym mówisz, Anno...
- Ponieważ wczoraj Sherlock mi się oświadczył. - skłamałam gładko.
Otworzył buzię ze zdziwienia. Nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Nie wiedział, że to również zagrałam. Bo i po co miałabym kłamać w takiej sprawie? Byłoby to niedorzecznie.
- Gratuluję. - powiedział speszony. Widziałam jak zaciska dłonie w pięści ze złości.
- W końcu spodziewam się jego dziecka.
W całym pokoju nauczycielskim zapanowała jeszcze większa cisza. Wcześniej moje koleżanki słuchały z ciekawością. Teraz już były w zupełnym szoku. Gra działała na moją korzyść. Ciekawe tylko do jakiego czasu?
- To wspaniale. - wykrzyknęła po chwili Violet i podbiegła do mnie, by mnie utulić. Kate zrobiła to samo. Przyjęłam gratulacje z wielką radością. Dziecko było jedyną rzeczą jaka mnie w tym momencie cieszyła najbardziej. Moje maleństwo...
Pogładziłam się po brzuchu z dumą. Moje dziecko będzie miało wspaniałych rodziców. Byle tylko obje byli cali... - mój złośliwy głos odparł gdzieś głęboko w mózgu. Będą. Przysięgam sobie.
- No nieślubne dziecko wyglądałoby bardzo brzydko w naszym gronie. - warknęła Jessica. Cholera, a ona znowu swoje.
- Słuchaj lala... - warknęłam szczerze już poirytowana. - Nie obchodzi mnie twoja opinia. Chyba, że mam powiedzieć twojemu nowemu chłopakowi jaką to profesję wykonujesz po godzinach?
Zaczerwieniła się i zaczęła strzelać oczyma to na mnie, to na Jima.
- Nie odważysz się... - mruknęła, ale ja jej przerwałam.
- Irene nie omieszkała tutaj przybyć, by zkonsfiskować zdjęcia pewnego polityka. - mówiłam równocześnie patrząc w oczy Moriarty'ego. Był całą sytuacją szczerze ubawiony. Jednak jego umysł nie jest taki słaby. Nie mogę go lekceważyć.
- Dość!!! - wrzasnęła bardzo głośno i wybiegła z płaczem, a ja zaczęłam się śmiać. Nie mogłam powstrzymać tego odruchu, choć wiedziałam, że wszyscy patrzą na mnie jak na umysłowo chorą. Pierwszy raz ucieszyłam się z czyjegoś strachu dosłownie. Uzmysłowiwszy to sobie zamilkłam i w tym momencie zadzwonił dzwonek na lekcje.
Dotarło do mnie, że znów mam to cholerne okienko i pobladłam. Znów cała godzina z Jimem. Pełna jadu i przenoszenia informacji. Boże... Pokój powoli pustoszał, a ja coraz bardziej zamykałam się w sobie. Jeżeli wytrzymam tę godzinę, dam radę do końca roku.
- Ona naprawdę jest kobietą do towarzystwa? - zapytał mnie, gdy wszyscy już wyszli.
- Tak. - odparłam jakbym była automatem.
- Niebywałe... Nie wszystko wiem jak widać. - pokręcił głową. - Muszę to naprawić. - wyciągnął telefon i zaczął pisać SMS. - Szczerze gratuluję ślubu. Nie meczą cię czasem wyrzuty?
Milczałam. Męczyły mnie od samego początku. Co on mógł o tym wiedzieć? Był psychopatą. Pieprzonym truchłem, które wykorzystuje uczucia innych. Zacisnęłam zęby, by nie zacząć płakać. Moje serce biło teraz ze zdwojoną siłą. Trzymaj się, Anno. Nie możesz się poddać. On już was nie skrzywdzi. Nic nie zrobi bez ciebie. Pamiętaj.
- Może tak, może nie. - odpowiedziałam niezwykle zimno jak na mnie. - Sherlock nie ma więcej informacji. Sprawdziłam całe mieszkanie. Ty podobno też, więc nie wiem po co ci jestem.
- To, że je sprawdzałem nie znaczy, że znalazłem coś ciekawego. - mruknął do mnie i złapał moją dłoń. - Chcę żebyś wykradła dla mnie jego wszystkie tajemnice. Wiem, że jesteś do tego stworzona.
- Dobrze. Niech będzie.
Kolejna kula wleciała w moje serce. Tym razem powoli je rozdzierała, a ja nie mogłam powstrzymać już więcej natłoku emocji. Jęknęłam głucho, ale nic więcej choć miałam ochotę płakać.
- Silna jesteś. - zmierzył mnie przychylnym spojrzeniem. - Nie bój się dostaniesz swoją zapłatę. Osoby dla mnie pracujące dostają tyle dobra ile same mi przynoszą.
- Nic od ciebie nie chcę. - warknęłam. Nie chcę. Chcę tylko Sherlocka. Tylko jego bezpieczeństwa.
- Nie mów tak. - wstał z krzesła i podszedł w moją stronę. Jakimś cudem znów był dla mnie miły. Zemdliło mnie kolejny raz na te czułości. - Jestem pewien, że spodoba ci się ten prezent.
Dotknął swoimi niezwykle zimnymi dłońmi moich policzków, a ja zadrżałam. Strach opanował mnie już w zupełności. Niech on mnie zostawi w spokoju, błagam Boże. Niech odejdzie. Niech zniknie, niech się naprawdę zabije, niech pochłonie go Lucyfer... Tylko niech już go tutaj nie będzie.
Nachylił do mnie twarz i zaczął obłudnie szeptać:
- Byłaś wczoraj bardzo niegrzeczna, Anno. Powiedziałem coś, co mam zamiar spełnić. Zapłacisz mi za to. Przysięgam ci...Ale na razie będziecie pod ochroną. Gdy skończysz, będziesz mogła spokojnie... - zrobił dziwny ruch ręką. Wyglądało to jakby małe dziecko pokazywało... - odlecieć.
Zrobiłam wielkie oczy. On... Chciał mnie wypuścić? Nie... To niemożliwe.
- Nie wierzę... - wyszeptałam przerażona i podniecona zarazem.
- A jednak. Jestem dobrym szefem. Tylko nie licz na to, że nie będę cię obserwować. Mówiłem, że będę miał na ciebie oko.
***
Ostatnie tygodnie minęły jak z bicza strzelił. Niedługo miały rozpocząć się wakacje, a ja miałam wyjechać. Ostatnim przekazałam już chyba ostatnią partię wiadomości, bo Jim zrobił się mniej natarczywy. Dawało mi to trochę wytchnienia i mogłam załatwić z Mary jeszcze kilka drobnych szczegółów.
Opowiedziałam jej o tym, że Moriarty chce bym wyjechała. Odparła, że wszystko jest pod kontrolą i żaden z jego ludzi mnie nie wykryje. Ale jak skoro miałam być u swoich rodziców.
- Nie lecisz do rodziców. Nie powiem też tobie. Wystarczy jedna wzmianka i wszystko trafi szlak.
Przyjęłam tę wiadomość z wielkim strachem. Nie mogłam zobaczyć nikogo bliskiego do czasu kiedy kryzys nie zostanie zażegnany i to wprawiało mnie w jeszcze większe przerażenie. Wiedziałam, że tak będzie lepiej dla nich, ale co ze mną? Gdzie wtedy będę? I jak powiem Sherlockowi o tym, że to tylko sztuczka? Przecież on tego nie przeżyje.
Znałam go na tyle dobrze, by wiedzieć, że mocno przywiązuje się do ludzi. Opowiadał mi wszystkie historie o jakie go prosiłam. Nawet opowieść jego snu ze szpitala. Wtedy obiecałam sobie, że nigdy nie narażę go na stratę. Niestety musiałam złamać obietnicę.
Jak ja mu to... I nagle mnie oświeciło. Był inteligentnym mężczyzną. Wiedział, że nie mogłabym powiedzieć mu tego w oczy. W oczy, które każdej nocy posyłały mi namiętne spojrzenia i każdego ranka stawały się czułe. Postanowiłam, że napiszę do niego list. Zapewne na początku nic z niego nie zrozumie, ale wierzyłam w mojego anioła.
Siadłam pewnego wieczora przy biurku, gdy Sherlock zajęty był zabawą z córką Watsonów i zaczęłam pisać. Najpierw wszystko, a później jeszcze więcej. On zrozumie. Jestem pewna.
DZIEŃ PRZED KOŃCEM ROKU SZKOLNEGO
Nie miałam sił iść dziś do pracy. Cały poprzedni wieczór spędziłam w łazience na wymiotowaniu swoich wnętrzności. Stres o jaki przyprawiała mnie cała sytuacja był nie do zniesienia. Nie mogłam już też przytulać spokojnie swojego ukochanego. Zauważył moje rozdrażnienie, ale po pewnym czasie przestał naciskać, bym mu powiedziała.
Stał mi się tak daleki choć nadal okazywał mi czułość. Nie było to jednak to samo co na początku. Strasznie przez to cierpiałam. Nie całował mnie już na dzień dobry, a nasze kontakty łóżkowe... Właściwie już nie było o czym mówić. To straszne uczucie, gdy próbujesz wyciągnąć dłoń, by wpleść palce w czarne loki, a coś w głowie ci mówi, żebyś nie kusiła losu.
Zbyt dużo płakałam. Stanowczo. Nie mogłam już tego znieść.
- Anno? - obdarzył mnie dość chłodnym i protekcjonalnym spojrzeniem. - Znów jesteś zamyślona w ten dziwny sposób.
- Nieważne. - odparłam i zaczęłam czytać jedną z książek, która mnie tak naprawdę nie interesowała.
Wydawało się, że dzień nigdy nie dobiegnie końca. Nie mogłam znieść tej ciszy. Nie wiem też dlaczego zostałam w domu... Nie. Wiem. Moriarty. Gdybym go zobaczyła po prostu zastrzeliłabym go zimną krwią. Wiele razy miałam na to ochotę i byłam temu bliska lecz zawsze zostawał jeden szczegół. Sherlock. gdybym zabiła Jima, jeden z jego ludzi pozbyłby się moich najbliższych.
Nastał już wieczór po dniu milczenia. Nie było ze mną dobrze. Nagle dostałam wiadomość. To Mary napisała. JURTO Z SAMEGO RANA PO CIEBIE PRZYJADĘ. Serce zabiło mi mocniej. To ostatnia noc. Nie wiem kiedy go znów zobaczę.
- Kochanie... - zwróciłam się do Sherlocka jak dawna ja. - Co myślisz o tym, by zrobić sobie za jakiś czas wakacje?
- Wakacje? - spojrzał na mnie z niedowierzaniem. - Byłoby... w porządku.
Posłałam mu uśmiech i poszłam do łazienki. Popatrzyłam na swoje odbicie w lustrze. Nic zmieniło się zbytnio. Może prócz tego, że na moich, zwykle bardzo bladych policzkach wykwitł rumieniec.
- Poradzi sobie. - powiedziałam do siebie. - W końcu to Sherlock Holmes.
Wzięłam kąpiel i wskoczyłam w jedną z koronkowych piżam. Nie spodziewałam się, że mogę zobaczyć piękną dziewczynę już z lekko widocznym brzuszkiem. Pogładziłam się po nim z uczuciem. Moje maleństwo. Będziesz bezpieczne z mamą. Przysięgam.
Wyszłam z łazienki rozgrzana wodą. Moja skóra aż promieniała.
- Idę do łóżka. - mruknęłam i znów znikłam. Położyłam się i zaczęłam myśleć jak będzie wyglądać teraz moje życie. W moich oczach pojawiły się łzy. Nakryłam się kołdrą, by poczuć się bezpiecznie, ale nie pomagało.
Nie zauważyłam kiedy Sherlock położył się obok mnie. Czułam jak wkrada się w pościel i zaczyna oddychać miarowo. Również myślał. Wiedziałam to. Znałam te westchnienia na pamięć.
Modliłam się w duchu, by nie dotknął mnie choćby skrawkiem skóry. Nie chciałam żeby wyczuł moje zdenerwowanie i strach. Przesunęłam się i wyczułam jego dłoń. To ja dotknęłam jego. Zamknęłam mocno oczy. Boże... Nie. Przytulił mnie mocno do siebie, a ja odpłynęłam. Chciałam już tylko tego, żeby właśnie mnie dotykał.
- Och, Anno. - mruknął, a potem pocałował mnie namiętnie w usta. Nie było już ratunku. Nie chciałam żeby ktoś mnie ratował. Mój własny raj.
Nie spostrzegłam, gdy ściągnął ze mnie to co miałam na sobie. Nie byłam w stanie myśleć racjonalnie. Tyle nocy bez tego... Tyle dni bez jego ust i szeptów do ucha.
Jego dłonie wodziły po całym moim ciele, a ja nie pozostawałam dłużna pieszczotom. Te dłonie, ta skóra... Boże...
***
Nie spałam całą noc. Nie mogłam już zmrużyć oka po tym wszystkim. I ta myśl, że zaraz będę musiała go opuścić. Uroniłam kilka łez i położyłam list na miejscy, w który to ja powinnam być. Złożyłam na jego czole delikatny pocałunek, a on poruszył się niespokojnie. Śpij, kochanie... Proszę.

- Żegnaj. - szepnęłam i wyszłam już kompletnie ubrana nie biorąc żadnej rzeczy z mieszkania.

1 komentarz:

  1. Świetny wątek, bardzo dobry pomysł na akcję. Kiedy przeczytałam, że Jim jest tym nowym nauczycielem to mnie po prostu zatkało (chociaż i tak coś podejrzewałam!). :D Ale nie spodobało mi się zachowanie Anny. Jak mogła przez parę tygodni (dobrze przeczytałam? Późno już było, może coś pomyliłam) wytrzymać, nie pisnąć ani słowa i bez zahamowań przegrać wszystkie pliki Sherlocka Moriarty'emu?! Może jestem zbyt krytyczna, ale aż ją przez to mniej lubię. Przeciez musiało być inne rozwiązanie, no eeej. :c
    Poza tym brawka, obie dobrze piszecie i widzę, że weny u Was dostatek. Jedyne czego się doczepię to tempo akcji, która według mnie przebiega trochę za szybko. Gryzie mnie jeszcze jedna rzecz - dość często się powtarza słowo "ukochany". Nawet Jim tak mówi o Sherlocku, a przecież są również inne równie trafne określenia. Pomyślcie nad tym. ;)
    Okej, to tyle ode mnie, znowu się rozpisałam (sorry not sorry).
    Czekam na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń