(No, nowy rozdział od kumpeli xDDD Komentujcie, komentujcie!!!!!)
„And what if I never kiss your lips again
Or feel the touch of your sweet embrace
How would I ever go on
Without you there's no place to belong
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'till it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me
Until the day I'll let you go
Until we say your next hello
It's not goodbye
'Til I see you again
I'll be right here rememberin' when
And if time is on our side
There will be no tears to cry
On down the road
There is one thing I can't deny
It's not goodbye”
Or feel the touch of your sweet embrace
How would I ever go on
Without you there's no place to belong
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'till it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me
Until the day I'll let you go
Until we say your next hello
It's not goodbye
'Til I see you again
I'll be right here rememberin' when
And if time is on our side
There will be no tears to cry
On down the road
There is one thing I can't deny
It's not goodbye”
Drżałam
na całym ciele, gdy mnie tak dotykał. Nie miałam ochoty nawet otwierać oczu
odczuwając słodkie pieszczoty jego ust. Westchnęłam głęboko i zatopiłam palce
we włosy. To było cudowne. Gorąco jakie od niego czułam dawało mi tyle
satysfakcji.
Zjechał
wargami do mojego pępka i mało brakowało, a bym zemdlała. Och... To jest
cudowne. - pomyślałam mając łzy w oczach.
- Och
Sherlock... - mruknęłam romantycznie.
-
Jesteś pewna? - szepnął mi do ucha, a ja otworzyłam oczy w geście zdumienia. Co
on w ogóle...?
W
swoich objęciach trzymał mnie nie kto inny jak on. Boże to okropne. Jakim cudem
trafił do mojej głowy?! Przecież to robi się coraz bardziej chore. Nie dość, że
musiałam go znosić w swoim życiu to jeszcze taki sen. Dlaczego właśnie taki? I
dlaczego Jim Moriarty?!
-
Aaa!!! - wrzasnęłam przerażona.
-
Anno?
Najpierw
go usłyszałam, bo bałam się otworzyć oczy. Może to jest też sen? Może Sherlock
Holmes nie istnieje? Złapałam się za głowę i zaczęłam płakać. Nie musiałam
długo czekać, by mój ukochany mnie przytulił i zaczął gładzić moje włosy.
- To
był tylko zły sen... - szeptał. - Tylko sen.
- Wie
- wiem. - z trudem przełykałam łzy.
- Co
ci się śniło? - zrobiłam zrezygnowaną minę, gdy o to zapytał. - Dobrze. Nie
musisz mówić. To był tylko sen.
Oddychałam
bardzo ciężko. Nie wiedziałam jakim cudem widziałam go w taki właśnie sposób.
Jak kochanka. Boże... Dlaczego?! To jest... Okropieństwo. Te oczy przywodziły
na myśl tylko piekło. A może Anno właśnie tego piekła potrzebujesz? - zapytał
gdzieś w oddali mój własny głos. - Może to on cię pociąga na prawdę?
NIE!
Kocham Sherlocka. Tylko jego. Tylko mego anioła. Jest ojcem mojego dziecka i
uratował mi życie przed tym bydlakiem.
Myśląc
o Moriartym zaczęło mnie mdlić. Wybiegłam szybko do łazienki i zwymiotowałam
całą zawartość żołądka. Nie było tego wiele, ponieważ wczoraj nie ruszyłam już
nic po rozmowie z Mary. Słysząc moje spięcie powiedziała, że przyjedzie od
razu. Nie miałam czasu, by ewakuować Sandrę, więc zapędziłam ja do mojego
dawnego pokoju. Sherlockowi powiedziałam, że nie może mieszkać w hotelu jak
jakaś obca baba i tak oto została.
Mary
przyjechała na pół godziny przed moim lubym. Miałam niewiele czasu, by
opowiedzieć całą sytuację tego dnia. Wyjaśniła mi wiele rzeczy dotyczących
zemsty Jima.
-
Pałac pamięci moja droga to nie jest komputer. To jego własny umysł, a Richard
Brook to tak naprawdę Reichenbach. Chciał trochę zażartować z prasy... Pewnie
Sherlock mówił ci, że przez tę sprawę zyskał sławę na całym świecie. - mówiła.
- Jim Moriarty nie spocznie póki nie pozbawi Sherlocka wszystkiego, a potem go
zabije. Nie powinnaś mu ulegać, ale nic już nie możemy na to poradzić.
-
Pomożesz mi? - zapytałam płaczliwie. Jeżeli Sherlock się dowie.
-
Wszystko jest naszą tajemnicą, Anno. - odparła. - Zrobię wszystko co w mojej
mocy, by chronić ciebie, Sherlocka i wasze dziecko. Jestem mu winna jedno
życie.
- Tak?
Mówił, że nie jesteś tym kim jesteś, ale nie rozumiałam...
Patrzyła
na mnie przez chwilę ze strachem i jakby ważąc słowa. Odgarnęła blond grzywkę z
czoła i złapała mnie za ramiona.
- Masz
rację. Jestem agentką. John wie, ale nie chciał znać mojej historii. Swoją
drogą to bardzo dobrze. Przestałby mnie kochać. - jej wzrok na chwilę stał się
zamglony. - Wracając do ciebie... Mam znajomości, które pomogą ci z tego
wybrnąć, tylko cena będzie bardzo wysoka.
-
Zrobię wszystko. - odpowiedziałam automatycznie.
-
Jesteś pewna? - chciała wiedzieć czy jestem w stanie coś zrobić. Jeszcze nie
wiedziałam co, ale jeżeli to ma uratować Sherlocka postanowiłam poświęcić wszystko.
Byle tylko być przy nim i patrzeć w te stalowe oczy.
- Tak.
-
Wrócisz do pracy. Wiem, że Sherlock będzie temu przeciwny, ale ostatnio się
zmienił. Jeżeli nic nie wskórasz, ja to załatwię. Teraz to ty atakujesz.
Będziesz cieniem Jima i jego oddechem. A potem...
Oparłam
głowę o umywalkę, a po moich policzkach nadal płynęły łzy. To co powiedziała
Mary zraniło dużo bardziej, niż każdy mój ruch przeciwko Sherlockowi. Nie
mogłam od tak...
Usłyszałam
ciche pukanie do drzwi i zmartwiałam. Mój kochany... Najukochańszy. Co ja ci
zrobiłam.
-
Anno? Wszystko dobrze? - usłyszałam jego troskliwy ton, a moje serce pękło.
Nadal jednak mogłam go słyszeć i dotykać. Mogłam z nim być i to dodawało mi
siły.
-
Tak... - odpowiedziałam zachrypnięta. - To tylko mdłości.
- W
takim razie czekam w salonie.
-
Dobrze. - wstałam i otarłam usta ręcznikiem. Dziś też zapewne nic nie zjem ze
stresu. Pal licho. Mam nadzieję, że Sherlock tego nie zauważy.
Wyszłam
z łazienki chwiejnym krokiem, ale w chwilę później mi przeszło. Musiałam grać
idealną, grzeczną i kochającą kobietę. Chyba nie miałam z tym większego
problemu. Naprawdę kochałam Sherlocka i to trzymało mnie przy życiu.
Omiotłam
spojrzeniem cały pokój w poszukiwaniu dalszych śladów jakichkolwiek dokumentów,
ale niczego nie znalazłam. Jesteś podła. - usłyszałam w czaszce swój jadowity
głos. Cholera... Tak. Jestem. Mój ukochany siedział akurat przy tym felernym
laptopie zawzięcie coś pisząc.
- Co
robisz? - zapytałam zaciekawiona.
-
Piszę raport dla Mycrofta. - powiedział znudzony. - Nie rozumiem po co mu to
skoro Był ze mną wtedy...
- Może
nie chciał tego pisać? - zasugerowałam trochę żartobliwie.
- Masz
rację. To straszny leń jeżeli chodzi o pracę...
Roześmiałam
się lecz bez entuzjazmu. Sherlock to zauważył i spojrzał na mnie ostro. Jego
wzrok wbijał się we mnie przenikliwie. Wiedziałam, że znów to robi. dedukuje.
Stałam i również go obserwowałam. Chciałam żebyśmy wyglądali identycznie w tym
momencie. Z tą samą zaciętą miną, pozycją tak pewną, że peszyła drugą stronę i
umysłem na wszystko. Chciałam, by nie poznał.
-
Skończyłeś już? - zapytałam trochę chłodno.
- Tak.
- odpowiedział szczerze. - Ty zrobiłaś to samo. Pytanie tylko po co?
-
Chciałam zobaczyć twoją minę, gdy się zorientujesz, że czytałam bloga. -
posłałam mu perskie oko i zniknęłam w kuchni.
Oparłam
dłonie na stole i zaczęłam gorączkowo myśleć. Co mógł spostrzec? Przemęczona
pracą, zastraszona i ukrywająca coś. To widział. podeszłam szybko do szafki i
wyciągnęłam herbatę. Musiałam ukryć to przed nim. Mary mówiła, że najlepiej
działa na niego idealność. Nie byłam idealna. Nie dziś. Przed resztą też
musiałam wglądać na wesołą. Dotarło to do mnie, gdy Sherlock objął mnie w pasie
i zaczął szeptać do ucha.
- Mam
nadzieję, że martwisz się tylko tym okropnym prezentem od Moriarty'ego.
-
Tylko od niego dostałam pogróżkę. - odparłam pierwszy raz zgodnie z prawdą i od
razu się uśmiechnęłam. To było wspaniałe uczucie nie móc kłamać mojemu wybawcy.
Cmoknął
mnie w czoło i zmierzwił włosy. Jej... mój anioł. Jaki on kochany... A ty
podła... - znów mruknął głos w mojej głowie. - Już go straciłaś, więc się nie
przywiązuj.
-
Głupota. - warknęłam do siebie, a Sherlock posłał mi zdziwione spojrzenie. - Do
siebie. Wiesz... Poznałam nowego nauczyciela. - zaczęłam zmieniać temat.
- I
jak? - oparł podbródek na moim ramieniu. Woda akurat się zagotowała, więc
odsunęłam go od siebie, by zrobić herbatę.
-
Specyficzny. Trochę taki jak ty...
- O...
to coś nowego. Jakaś szczególna cecha podobna, czy tylko ogólny wygląd
fizyczny? - zażartował.
-
Obydwaj jesteście umysłami ścisłymi, nie dbacie o opinię innych, doskonali
obserwatorzy, planujecie z najdrobniejszymi szczegółami i wasz humor, a raczej
czysta szczerość w kontaktach. Mało z kim rozmawia. Nie ciekawią go zwykli
ludzie.
Powiedziałam
mu wszystko co powinien wiedzieć. Chciałam, by domyślił się o kim mówię. Boże
spraw żeby odgadł.
-
Socjopata w gronie nauczycielskim... Bardzo ciekawe zjawisko. Wręcz
niespotykane. - mruknął raczej do siebie. - Mogę go poznać?
- Nie
wiem... raczej unika towarzystwa. Rozmawia tylko z nielicznymi. Miałam
powiedzmy, że szczęście go poznać.
-
Rozumiem. - odpowiedział trochę urażony. Nie masz po co mu współczuć. -
mruknęłam do siebie w myślach.
-
Sherlocku... Chcę wrócić do pracy. - powiedziałam rzeczowo. - Potrzebuję tego.
-
Anno. Przecież to może zaszkodzić dziecku.
-
Zaszkodzi jeżeli będę siedziała tutaj całymi dniami. Ja nie mogę żyć bez
pracy... - jęknęłam płaczliwie. - Proszę...
Przytulił
mnie do siebie mocno. Milczał przez chwilę kalkulując wszystkie za i przeciw, a
potem powiedział:
-
Dobrze, ale masz się oszczędzać. Będę cię odwiedzać i sprawdzać czy mnie
posłuchałaś.
-
Och... Dziękuję, Sherlocku. - zarzuciłam mu ręce na szyję, a w sercu miałam
tylko ból. Nie czułam szczęścia. Raczej rozpacz. Kłamstwa, wszystko to
kłamstwa...
Wychodząc
do pracy napisałam SMS do Mary, że się udało. Miałyśmy umówiony znak, by nikt
nie domyślił się co chcemy zrobić. Miała po prostu nie odpisywać na moje
wiadomości. Modliłam się w duchu, by John niczego nie odkrył i nie doniósł
Sherlockowi. Jeżeli wszystko wyjdzie na jaw... Zadygotałam mimowolnie. Nie. Nie
mogę dopuścić do siebie myśli, że on może umrzeć. Będzie żył. Będzie.
-
Cześć, Anno! - zawołał do mnie wesoło Jim, a mnie aż ścisnęło, by znów mu
przyłożyć. Jednak gdy spojrzałam na jego opatrzony nos, wyszczerzyłam do niego
zęby w uśmiechu.
-
Cześć, Richard... - powiedziałam trochę zaczepnie, ale i wesoło. - Wolę twoje
drugie imię, wiesz?
- Tak?
- zmarszczył brwi. Nie zrozumiał aluzji. Myślałam, że jest bystrzejszy.
-
Jasne... Jim. - nie mogłam przestać się uśmiechać. Teraz ja mogłam go trochę
podręczyć. Zwłaszcza, że siedziała przy nim Jessica. Moja mała zemsta za
wczorajszą groźbę Sandrze. - Sherlock chce się z tobą zobaczyć...
Siadłam
na krześle i rozluźniłam mięśnie tak jak on wczoraj. Nie miałam się już czego
bać z jego strony. Mary mnie chroniła. Tylko ta gra była bardzo niebezpieczna.
Mówiła, że może się źle skończyć jeżeli nie będę uważać.
-
Och... - bąknęła Jessica. - To wy się znacie?
-
Kiedyś miałem okazję zamienić z nim kilka słów.
-
Przecież to był stały związek, Jim. - odparłam trochę urażona. Domyślił się już
o co mi chodzi. Wystarczyło jedno zimne spojrzenie tych brązowych oczu.
- Co?!
- wrzasnęła księgowa. - Richard!
-
To... Było dawno. - mruknął spięty. Był wyraźnie zdenerwowany moim komentarzem,
ale jego "dziewczyna" odebrała to zupełnie inaczej. - Nie wiem
dlaczego o tym mówisz, Anno...
-
Ponieważ wczoraj Sherlock mi się oświadczył. - skłamałam gładko.
Otworzył
buzię ze zdziwienia. Nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Nie wiedział, że
to również zagrałam. Bo i po co miałabym kłamać w takiej sprawie? Byłoby to
niedorzecznie.
-
Gratuluję. - powiedział speszony. Widziałam jak zaciska dłonie w pięści ze
złości.
- W
końcu spodziewam się jego dziecka.
W
całym pokoju nauczycielskim zapanowała jeszcze większa cisza. Wcześniej moje
koleżanki słuchały z ciekawością. Teraz już były w zupełnym szoku. Gra działała
na moją korzyść. Ciekawe tylko do jakiego czasu?
- To
wspaniale. - wykrzyknęła po chwili Violet i podbiegła do mnie, by mnie utulić.
Kate zrobiła to samo. Przyjęłam gratulacje z wielką radością. Dziecko było
jedyną rzeczą jaka mnie w tym momencie cieszyła najbardziej. Moje maleństwo...
Pogładziłam
się po brzuchu z dumą. Moje dziecko będzie miało wspaniałych rodziców. Byle
tylko obje byli cali... - mój złośliwy głos odparł gdzieś głęboko w mózgu.
Będą. Przysięgam sobie.
- No
nieślubne dziecko wyglądałoby bardzo brzydko w naszym gronie. - warknęła
Jessica. Cholera, a ona znowu swoje.
-
Słuchaj lala... - warknęłam szczerze już poirytowana. - Nie obchodzi mnie twoja
opinia. Chyba, że mam powiedzieć twojemu nowemu chłopakowi jaką to profesję
wykonujesz po godzinach?
Zaczerwieniła
się i zaczęła strzelać oczyma to na mnie, to na Jima.
- Nie
odważysz się... - mruknęła, ale ja jej przerwałam.
-
Irene nie omieszkała tutaj przybyć, by zkonsfiskować zdjęcia pewnego polityka.
- mówiłam równocześnie patrząc w oczy Moriarty'ego. Był całą sytuacją szczerze
ubawiony. Jednak jego umysł nie jest taki słaby. Nie mogę go lekceważyć.
-
Dość!!! - wrzasnęła bardzo głośno i wybiegła z płaczem, a ja zaczęłam się
śmiać. Nie mogłam powstrzymać tego odruchu, choć wiedziałam, że wszyscy patrzą
na mnie jak na umysłowo chorą. Pierwszy raz ucieszyłam się z czyjegoś strachu dosłownie.
Uzmysłowiwszy to sobie zamilkłam i w tym momencie zadzwonił dzwonek na lekcje.
Dotarło
do mnie, że znów mam to cholerne okienko i pobladłam. Znów cała godzina z
Jimem. Pełna jadu i przenoszenia informacji. Boże... Pokój powoli pustoszał, a
ja coraz bardziej zamykałam się w sobie. Jeżeli wytrzymam tę godzinę, dam radę
do końca roku.
- Ona
naprawdę jest kobietą do towarzystwa? - zapytał mnie, gdy wszyscy już wyszli.
- Tak.
- odparłam jakbym była automatem.
-
Niebywałe... Nie wszystko wiem jak widać. - pokręcił głową. - Muszę to
naprawić. - wyciągnął telefon i zaczął pisać SMS. - Szczerze gratuluję ślubu.
Nie meczą cię czasem wyrzuty?
Milczałam.
Męczyły mnie od samego początku. Co on mógł o tym wiedzieć? Był psychopatą.
Pieprzonym truchłem, które wykorzystuje uczucia innych. Zacisnęłam zęby, by nie
zacząć płakać. Moje serce biło teraz ze zdwojoną siłą. Trzymaj się, Anno. Nie
możesz się poddać. On już was nie skrzywdzi. Nic nie zrobi bez ciebie.
Pamiętaj.
- Może
tak, może nie. - odpowiedziałam niezwykle zimno jak na mnie. - Sherlock nie ma
więcej informacji. Sprawdziłam całe mieszkanie. Ty podobno też, więc nie wiem
po co ci jestem.
- To,
że je sprawdzałem nie znaczy, że znalazłem coś ciekawego. - mruknął do mnie i
złapał moją dłoń. - Chcę żebyś wykradła dla mnie jego wszystkie tajemnice.
Wiem, że jesteś do tego stworzona.
-
Dobrze. Niech będzie.
Kolejna
kula wleciała w moje serce. Tym razem powoli je rozdzierała, a ja nie mogłam
powstrzymać już więcej natłoku emocji. Jęknęłam głucho, ale nic więcej choć
miałam ochotę płakać.
-
Silna jesteś. - zmierzył mnie przychylnym spojrzeniem. - Nie bój się dostaniesz
swoją zapłatę. Osoby dla mnie pracujące dostają tyle dobra ile same mi
przynoszą.
- Nic
od ciebie nie chcę. - warknęłam. Nie chcę. Chcę tylko Sherlocka. Tylko jego
bezpieczeństwa.
- Nie
mów tak. - wstał z krzesła i podszedł w moją stronę. Jakimś cudem znów był dla
mnie miły. Zemdliło mnie kolejny raz na te czułości. - Jestem pewien, że
spodoba ci się ten prezent.
Dotknął
swoimi niezwykle zimnymi dłońmi moich policzków, a ja zadrżałam. Strach
opanował mnie już w zupełności. Niech on mnie zostawi w spokoju, błagam Boże.
Niech odejdzie. Niech zniknie, niech się naprawdę zabije, niech pochłonie go
Lucyfer... Tylko niech już go tutaj nie będzie.
Nachylił
do mnie twarz i zaczął obłudnie szeptać:
-
Byłaś wczoraj bardzo niegrzeczna, Anno. Powiedziałem coś, co mam zamiar
spełnić. Zapłacisz mi za to. Przysięgam ci...Ale na razie będziecie pod
ochroną. Gdy skończysz, będziesz mogła spokojnie... - zrobił dziwny ruch ręką.
Wyglądało to jakby małe dziecko pokazywało... - odlecieć.
Zrobiłam
wielkie oczy. On... Chciał mnie wypuścić? Nie... To niemożliwe.
- Nie
wierzę... - wyszeptałam przerażona i podniecona zarazem.
- A
jednak. Jestem dobrym szefem. Tylko nie licz na to, że nie będę cię obserwować.
Mówiłem, że będę miał na ciebie oko.
***
Ostatnie
tygodnie minęły jak z bicza strzelił. Niedługo miały rozpocząć się wakacje, a
ja miałam wyjechać. Ostatnim przekazałam już chyba ostatnią partię wiadomości,
bo Jim zrobił się mniej natarczywy. Dawało mi to trochę wytchnienia i mogłam
załatwić z Mary jeszcze kilka drobnych szczegółów.
Opowiedziałam
jej o tym, że Moriarty chce bym wyjechała. Odparła, że wszystko jest pod
kontrolą i żaden z jego ludzi mnie nie wykryje. Ale jak skoro miałam być u
swoich rodziców.
- Nie
lecisz do rodziców. Nie powiem też tobie. Wystarczy jedna wzmianka i wszystko
trafi szlak.
Przyjęłam
tę wiadomość z wielkim strachem. Nie mogłam zobaczyć nikogo bliskiego do czasu
kiedy kryzys nie zostanie zażegnany i to wprawiało mnie w jeszcze większe
przerażenie. Wiedziałam, że tak będzie lepiej dla nich, ale co ze mną? Gdzie
wtedy będę? I jak powiem Sherlockowi o tym, że to tylko sztuczka? Przecież on
tego nie przeżyje.
Znałam
go na tyle dobrze, by wiedzieć, że mocno przywiązuje się do ludzi. Opowiadał mi
wszystkie historie o jakie go prosiłam. Nawet opowieść jego snu ze szpitala.
Wtedy obiecałam sobie, że nigdy nie narażę go na stratę. Niestety musiałam
złamać obietnicę.
Jak ja
mu to... I nagle mnie oświeciło. Był inteligentnym mężczyzną. Wiedział, że nie
mogłabym powiedzieć mu tego w oczy. W oczy, które każdej nocy posyłały mi
namiętne spojrzenia i każdego ranka stawały się czułe. Postanowiłam, że napiszę
do niego list. Zapewne na początku nic z niego nie zrozumie, ale wierzyłam w
mojego anioła.
Siadłam
pewnego wieczora przy biurku, gdy Sherlock zajęty był zabawą z córką Watsonów i
zaczęłam pisać. Najpierw wszystko, a później jeszcze więcej. On zrozumie.
Jestem pewna.
DZIEŃ
PRZED KOŃCEM ROKU SZKOLNEGO
Nie
miałam sił iść dziś do pracy. Cały poprzedni wieczór spędziłam w łazience na
wymiotowaniu swoich wnętrzności. Stres o jaki przyprawiała mnie cała sytuacja
był nie do zniesienia. Nie mogłam już też przytulać spokojnie swojego
ukochanego. Zauważył moje rozdrażnienie, ale po pewnym czasie przestał
naciskać, bym mu powiedziała.
Stał
mi się tak daleki choć nadal okazywał mi czułość. Nie było to jednak to samo co
na początku. Strasznie przez to cierpiałam. Nie całował mnie już na dzień
dobry, a nasze kontakty łóżkowe... Właściwie już nie było o czym mówić. To
straszne uczucie, gdy próbujesz wyciągnąć dłoń, by wpleść palce w czarne loki,
a coś w głowie ci mówi, żebyś nie kusiła losu.
Zbyt
dużo płakałam. Stanowczo. Nie mogłam już tego znieść.
-
Anno? - obdarzył mnie dość chłodnym i protekcjonalnym spojrzeniem. - Znów
jesteś zamyślona w ten dziwny sposób.
-
Nieważne. - odparłam i zaczęłam czytać jedną z książek, która mnie tak naprawdę
nie interesowała.
Wydawało
się, że dzień nigdy nie dobiegnie końca. Nie mogłam znieść tej ciszy. Nie wiem
też dlaczego zostałam w domu... Nie. Wiem. Moriarty. Gdybym go zobaczyła po
prostu zastrzeliłabym go zimną krwią. Wiele razy miałam na to ochotę i byłam
temu bliska lecz zawsze zostawał jeden szczegół. Sherlock. gdybym zabiła Jima,
jeden z jego ludzi pozbyłby się moich najbliższych.
Nastał
już wieczór po dniu milczenia. Nie było ze mną dobrze. Nagle dostałam
wiadomość. To Mary napisała. JURTO Z SAMEGO RANA PO CIEBIE PRZYJADĘ.
Serce zabiło mi mocniej. To ostatnia noc. Nie wiem kiedy go znów zobaczę.
-
Kochanie... - zwróciłam się do Sherlocka jak dawna ja. - Co myślisz o tym, by
zrobić sobie za jakiś czas wakacje?
-
Wakacje? - spojrzał na mnie z niedowierzaniem. - Byłoby... w porządku.
Posłałam
mu uśmiech i poszłam do łazienki. Popatrzyłam na swoje odbicie w lustrze. Nic
zmieniło się zbytnio. Może prócz tego, że na moich, zwykle bardzo bladych
policzkach wykwitł rumieniec.
-
Poradzi sobie. - powiedziałam do siebie. - W końcu to Sherlock Holmes.
Wzięłam
kąpiel i wskoczyłam w jedną z koronkowych piżam. Nie spodziewałam się, że mogę
zobaczyć piękną dziewczynę już z lekko widocznym brzuszkiem. Pogładziłam się po
nim z uczuciem. Moje maleństwo. Będziesz bezpieczne z mamą. Przysięgam.
Wyszłam
z łazienki rozgrzana wodą. Moja skóra aż promieniała.
- Idę
do łóżka. - mruknęłam i znów znikłam. Położyłam się i zaczęłam myśleć jak
będzie wyglądać teraz moje życie. W moich oczach pojawiły się łzy. Nakryłam się
kołdrą, by poczuć się bezpiecznie, ale nie pomagało.
Nie
zauważyłam kiedy Sherlock położył się obok mnie. Czułam jak wkrada się w
pościel i zaczyna oddychać miarowo. Również myślał. Wiedziałam to. Znałam te
westchnienia na pamięć.
Modliłam
się w duchu, by nie dotknął mnie choćby skrawkiem skóry. Nie chciałam żeby
wyczuł moje zdenerwowanie i strach. Przesunęłam się i wyczułam jego dłoń. To ja
dotknęłam jego. Zamknęłam mocno oczy. Boże... Nie. Przytulił mnie mocno do
siebie, a ja odpłynęłam. Chciałam już tylko tego, żeby właśnie mnie dotykał.
- Och,
Anno. - mruknął, a potem pocałował mnie namiętnie w usta. Nie było już ratunku.
Nie chciałam żeby ktoś mnie ratował. Mój własny raj.
Nie
spostrzegłam, gdy ściągnął ze mnie to co miałam na sobie. Nie byłam w stanie
myśleć racjonalnie. Tyle nocy bez tego... Tyle dni bez jego ust i szeptów do
ucha.
Jego
dłonie wodziły po całym moim ciele, a ja nie pozostawałam dłużna pieszczotom.
Te dłonie, ta skóra... Boże...
***
Nie
spałam całą noc. Nie mogłam już zmrużyć oka po tym wszystkim. I ta myśl, że
zaraz będę musiała go opuścić. Uroniłam kilka łez i położyłam list na miejscy,
w który to ja powinnam być. Złożyłam na jego czole delikatny pocałunek, a on
poruszył się niespokojnie. Śpij, kochanie... Proszę.
-
Żegnaj. - szepnęłam i wyszłam już kompletnie ubrana nie biorąc żadnej rzeczy z
mieszkania.
Świetny wątek, bardzo dobry pomysł na akcję. Kiedy przeczytałam, że Jim jest tym nowym nauczycielem to mnie po prostu zatkało (chociaż i tak coś podejrzewałam!). :D Ale nie spodobało mi się zachowanie Anny. Jak mogła przez parę tygodni (dobrze przeczytałam? Późno już było, może coś pomyliłam) wytrzymać, nie pisnąć ani słowa i bez zahamowań przegrać wszystkie pliki Sherlocka Moriarty'emu?! Może jestem zbyt krytyczna, ale aż ją przez to mniej lubię. Przeciez musiało być inne rozwiązanie, no eeej. :c
OdpowiedzUsuńPoza tym brawka, obie dobrze piszecie i widzę, że weny u Was dostatek. Jedyne czego się doczepię to tempo akcji, która według mnie przebiega trochę za szybko. Gryzie mnie jeszcze jedna rzecz - dość często się powtarza słowo "ukochany". Nawet Jim tak mówi o Sherlocku, a przecież są również inne równie trafne określenia. Pomyślcie nad tym. ;)
Okej, to tyle ode mnie, znowu się rozpisałam (sorry not sorry).
Czekam na kolejny rozdział!