czwartek, 13 marca 2014

Rozdział 23: Samotna

“Oh ma douce souffrance
           Pourquoi s'acharner, tu r'commences
          Je ne suis qu'un être sans importance
          Sans lui je suis un peu "paro"
          Je déambule seule dans le métro
          Une dernière danse
          Pour oublier ma peine immense
          Je veux m'enfuir, que tout recommence
          Oh ma douce souffrance
                    Indila - Dernière Danse

https://www.youtube.com/watch?v=K5KAc5CoCuk

Siedzę w kuchni przy stole. W moim nowym mieszkaniu w Paryżu, gdzie przywiozła mnie Mary, jestem zupełnie sama. To dobrze, nie zniosłabym teraz obecności nikogo. Wiem, że pilnują mnie dyskretnie jacyś ludzie, ale nie zauważam ich obecności, nawet gdy spaceruję samotnie po mieście.
Myślałam, że ból i tęsknota z czasem miną… Ale przez te miesiące tylko się nasiliły. Każda cząsteczka mojego ciała i mojej duszy tęskni za nim niczym sucha ziemia za deszczem. Serce woła, żebym wsiadła w pierwszy lepszy samolot, poleciała do Londynu i rzuciła się Sherlockowi w ramiona. Ale nie mogę…. Muszę czekać aż Jim nie będzie już nam zagrażał…
Najbardziej ze wszystkiego jednak czuję obrzydzenie do samej siebie za to, co zrobiłam. Zniszczyłam wszystko i nigdy sobie tego nie wybaczę. Dlaczego ja w ogóle istnieję? Jaki w tym sens? Nienawidzę siebie! Nienawidzę… nienawidzę… A jeszcze bardziej nienawidzę Moriarty’ego. Przez niego unicestwiłam życie całej naszej trójki i zdradziłam zaufanie mężczyzny, którego kocham sto razy bardziej niż siebie samą. Który jest moją duszą i moim sercem. Mam nadzieję, że chociaż jest bezpieczny. Mam nadzieję, że mnie nie zapomniał…

Odkąd tu przyleciałam, funkcjonuję niczym robot. Jem na siłę z powodu dziecka, prawie nie sypiam i płaczę kilkanaście razy dziennie. Gdyby nie malutki i nie nadzieja, że Sherlock zrozumiał przekaz liściku i może mi wybaczy, pewnie od razu skończyłabym ze sobą. To dwie rzeczy trzymające mnie przy życiu. Chociaż… jak mogę się łudzić, że mi wybaczy, skoro sama sobie nigdy nie przebaczę tego, że sprzedałam go Moriarty’emu? Wiem, że zrobiłam to by go chronić i by chronić dziecko, ale jednak… to była zdrada. Przekazałam informacje o nim jego największemu wrogowi… A potem zniknęłam bez uprzedzenia… Ja, osoba którą kocha… albo może kochał najbardziej na świecie i której pewnie ufał jak nikomu….
Właśnie, malutki… Regularnie chodzę tu do lekarza, robię wszystkie badania, nawet więcej niż trzeba, i od miesiąca wiem, że to będzie chłopiec… Teraz tylko on mi został. Dla niego istnieję.
Kładę drżącą rękę na dużym już brzuchu.
- Będzie dobrze, kochanie – mówię przez łzy. – Zobaczysz… Poradzimy sobie… Może… może wkrótce pojedziemy do tatusia… Twojego kochanego tatusia…
Musimy kiedyś w końcu wrócić na Baker Street, do Sherlocka. Inaczej umrę z tęsknoty i żalu. Chociaż… nie wiem czy wytrzymam jego pełne wyrzutu i rozczarowania spojrzenie. Znowu zaczynam szlochać.

Jeśli chodzi o sam Paryż to fakt, miasto jest piękne. Jest co oglądać…. Dzielnica Montmartre, Bazylika Sacre-Coeur na wzgórzu niedaleko, Wieża Eiffla, Pola Elizejskie czy Muzea, na czele z Luwrem… Nie mam jednak jakoś nastroju ani serca na podziwianie miasta. Jeśli już, to chodzę po nim jak zombie. Najbardziej lubię zaszyć się w wąskich uliczkach Dzielnicy Łacińskiej koło Katedry Notre Dame. Zwykle siadam w jednej z kafejek i zamawiam herbatę z croissantem.
Najczęściej jednak siedzę w mieszkaniu. Póki co jestem w takim stanie, że na widok jakiejkolwiek zakochanej pary robię się przybita. A gdy jeszcze idą z niemowlakiem w wózku lub nawet z większym dzieckiem… serce mi pęka.
Tego popołudnia idę właśnie do swojej ulubionej knajpki. Mój jedyny znajomy, Eric, właściciel tegoż przybytku, wita mnie ciepłym uśmiechem, ale ja ledwo unoszę kąciki ust. Nie uśmiechnęłam się ani razu odkąd opuściłam Londyn.
Najważniejszym powodem dzięki któremu postanowiłam zacząć utrzymywać kontakt z Erickiem jest to, że jest gejem. Czuję się dzięki temu bezpieczna i nie mam wrażenia, że robię coś nie fair w stosunku do Shelrocka. Jest ponad to facetem, a babskiego towarzystwa bym nie wytrzymała, wiem, że działałoby mi na nerwy.
- Dziewczyno, kiedy ty w końcu się uśmiechniesz?
Wzdycham i patrzę w ciemne oczy Erica, który akurat siada naprzeciwko mnie.
- Wiesz co, sama chciałabym wiedzieć. Na razie jakoś… nie jestem w stanie.
Eric robi poważną i zafrasowaną minę, po czym odgarnia sobie grzywkę brązowych włosów.
- Odkąd cię poznałem, jesteś taka smutna… I masz taką tęsknotę w oczach…
Zaciskam palce na kubku z herbatą, ale nic nie mówię.
- Mogę o coś zapytać?
Kiwam głową. Co mi tam…
- Czy to ma coś wspólnego z ojcem dziecka?
Wypijam łyk herbaty i przez chwilę milczę. Ze wszystkich tematów on musiał wybrać ten…
- Wszystko – mówię cicho bezbarwnym głosem.
- Zostawił was?
- Zostawił nas? - zamykam oczy i zaczynam się gorzko śmiać. - Nie… To ja musiałam odejść… bo spieprzyłam wszystko, dokumentnie… chociaż nie z własnej woli… Mam nadzieję, że kiedyś będę mogła wrócić…. Ale czy on mi wybaczy… tego nie wiem.
- Mówisz  zagadkami…
Zerkam na niego smutno.
- Wybacz, ale nie mam siły o tym rozmawiać, naprawdę… Jeszcze nie teraz.
Eric współczująco się uśmiecha, a potem odchodzi swoim lekko kobiecym krokiem za bar. Mimowolnie odprowadzam go wzrokiem i moje spojrzenie pada na stojącego przy ladzie wysokiego mężczyznę. Widzę tylko jego plecy w czarnym garniturze i ciemne loczki na głowie.
Drętwieję. To chyba nie… to niemożliwe…
Tak, to niemożliwe. Facet zaraz odwraca się w stronę toalety i jestem już pewna, że to nie Sherlock. Spuszczam zawiedziona wzrok, ale jestem przyzwyczajona. To nie pierwszy raz, już niejednokrotnie miałam takie pomyłki przyprawiające mnie o skurcz serca.

Tej nocy mam sen. Idziemy z Sherlockiem po łące pełnej kwiatów, roześmiani i szczęśliwi. Mam na sobie zwiewną letnią sukienkę, luźno zakrywającą mój duży brzuch.
Po jakimś czasie dochodzimy na skraj lasu. Opieram się o drzewo, a Sherlock zaczyna namiętnie mnie całować.
- Kocham cię – mówi, jedną ręką gładząc moje plecy, a drugą błądząc po włosach.
Kiedy czuję jego usta dotykające moich z trudem tłumię jęk. Szybko ściągam mu koszulę, następnie czuję jak moja sukienka, pod którą nie mam nic, opada u moich stóp.
Sherlock obsypuje moje ciało pocałunkami i uginają się pode mną kolana. Mój ukochany zaraz delikatnie kładzie mnie na trawie i zatracam się w kwiatach, jego ustach i dłoniach.
Budzę się nagle i ciężko oddycham. Dalej mam zamknięte oczy. Mam ochotę przytulić się do Sherlocka, więc odwracam się, ale moja ręka trafia na pustkę.
Nie ma go… Och, pewnie poszedł do salonu, jak to czasami robi. Przeciągam się i otwieram oczy.
Zaraz… to nie jest sypialnia na Baker Street… To jest…
Orientuję się, że jednak jestem w Paryżu i przypomina mi się koszmar ostatnich miesięcy. Do serca wbijają mi się miliony zimnych igieł. To tortura, której chyba nie da się przetrwać.
Po chwili jakoś dochodzę do siebie, ale czuje się samotna jak nigdy dotąd.
- Sherlock… - wywołuję szeptem jego imię, jak gdybym myślała, że to wystarczy by go tu sprowadzić. – Sherlock… Sherlock…
Błagam, wybacz mi, proszę w myślach. Ja cię potrzebuję, nasz synek cię potrzebuję… Błagam przyjedź po nas i weź nas do Anglii…
Ocieram łzy, ale zaraz do oczu napływają mi nowe. Przytulam mocniej twarz do poduszki, a moje ciało przez resztę nocy jest cicho wstrząsane łkaniem.

Czas mija dalej. Jestem już pod koniec siódmego miesiąca ciąży i coraz mi ciężej. Mary obiecała gdy wyjeżdżałam, że do porodu wszystko się wyjaśni, a jak nie to sama przyjedzie do mnie mi pomóc….
W pewne sobotnie popołudnie znowu idę do knajpki Erica, który tym razem jest cały w skowronkach.
- Co jest? – pytam go, sięgając po chińskie ciasteczko z wróżbą.
Przez chwilę jakby waha się czy mi powiedzieć. Jest chyba lekko zmieszany.
- Cóż… wygląda na to, że się zakochałem… i to z wzajemnością…
- Cieszę się… - mówię i w końcu po raz pierwszy od miesięcy się szczerze uśmiecham.
- Chcesz go poznać? – pyta i nie czekając na moją odpowiedź, krzyczy w stronę zaplecza. – Henry, chodź tutaj! Przedstawię cię komuś!
Moim oczom ukazuje się śniady i czarnowłosy przystojny facet z olśniewająco białymi zębami, bardzo elegancki. Ściskam mu rękę i się przedstawiam.
Z czasem zaczynam czuć się trochę nieswojo. Eric i Henry wesoło szczebiocą do siebie, a ja, nie wiedząc co zrobić, rozpakowuję ciasteczko. Wyrzucam papierek i jedząc kawałek, odczytuję wróżbę: Tęsknota i żal wkrótce miną. Wybucham szyderczym śmiechem.
- A tobie co się dzieje? – pyta zdziwiony Eric.
- Nic… - kręcę głową. - Te wróżby jak zwykle mnie rozbawiają. Wybaczcie, ale pójdę już do domu, zmęczona jestem.
- Och, no dobrze. – Eric robi lekko zawiedzoną minę. – Pa!
- Pa!

Wchodzę do mieszkania i ściągam obszerny czarny płaszcz. Wzdycham, ocieram oczy i idę do sypialni, gdzie na łóżku rozrzucone mam nasze fotografie, które miałam w torebce kiedy wychodziłam, oraz zdjęcia malutkiego z USG.
Biorę do ręki zdjęcia. Na jednym siedzimy u Watsonów w ogrodzie, na innym Sherlock całuje mnie w policzek. Ostatnie przedstawia samego Sherlocka siedzącego przed komputerem. Pamiętam, że kiedy zorientował się, że zrobiłam mu znienacka zdjęcie, uśmiechnął się, a potem zaczął mnie gonić. Dorwał mnie w sypialni, lekko popchnął na łóżko i zaczął całować.
Znowu zaczynam płakać i odrzucam fotografie na łóżko. Opadam na poduszki. Moje życie bez Sherlocka już nie ma sensu… Te jego cudowne oczy nigdy więcej nie spojrzą na mnie z taką miłością, ramiona nigdy więcej nie obejmą, usta nie pocałują… Jeśli w ogóle się jeszcze spotkamy, to spodziewać się mogę jedynie zawodu, pretensji i żalu…

Wieczorem w końcu się ogarniam, muszę iść na jakieś zakupy. Wychodzę z mieszkania i jadę metrem do nowoczesnej handlowej dzielnicy La Defense. Gdy już jestem na miejscu i idę na w kierunku wielkiego supermarketu, czuję jak ktoś od tyłu jedną rękę otacza moje ramiona i przyciska do siebie, a drugą zatyka moje usta nasączoną czymś szmatką. Zanim tracę przytomność, orientuję się, że zostaję zaciągnięta do samochodu. 

5 komentarzy:

  1. Piszesz jak głodna fantazji seksualnych znudzona kura domowa...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och witam po takim czasie. To gratuluję że to jednak czytasz, skoro uważasz to za taki chłam :)

      Usuń
  2. A ja uwielbiam ten fanfick@. Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału i mam nadzieję że nie będę musiała na niego długo czekać :**

    OdpowiedzUsuń
  3. Drogi Hejterze, here we are again, myślałam, że zgubiłeś się na dobre w odchłaniach internetu. Cóż się takiego stało, że zawitałeś do nas znowu po tak długim czasie nieaktywności? Będziesz musiał nadrobić ten stracony czas i napisać kilka negatywnych komentarzy, bo bez tego ewidentnie nie przeżyjemy.
    Pozdrawiam ,Yooletchka

    OdpowiedzUsuń