“My name is Jimmy and you better not wear it out
Suicide
commando that your momma talked about
King of the forty thieves
I'm here to represent
The needle in the vein of the establishment
I'm the patron saint of the denial
With an angel face and a taste for suicidal
Cigarettes and remen and a little bag of dope
I am the son of a bitch and Edgar Allan Poe
Raised in the city under a halo of lights
The product of war and fear that we've been victimized.”
King of the forty thieves
I'm here to represent
The needle in the vein of the establishment
I'm the patron saint of the denial
With an angel face and a taste for suicidal
Cigarettes and remen and a little bag of dope
I am the son of a bitch and Edgar Allan Poe
Raised in the city under a halo of lights
The product of war and fear that we've been victimized.”
Green Day - St. Jimmy
W pierwszej chwili siedzę jak posąg,
przerażona oraz zdziwiona, i patrzę jak Moriarty podnosi z trawy mój telefon.
-
A któż to, czyżby nasz Romeo? – mówi ze swoim czarującym uśmiechem i szuka
czegoś w komórce.
Nie
jestem w stanie się ruszyć, tylko parzę na niego rozszerzonymi oczami.
-
O! Co my tu mamy: Musimy porozmawiać. Czekam w domu. A potem jeszcze jedna
wiadomość: Przepraszam! Czyżby pierwsza kłótnia w gniazdku miłości?
Powoli
zaczynam wychodzić z szoku. Wiem, że muszę stąd odejść, że on jest
niebezpieczny. Próbuję wstać.
-
Ej, a gdzie to? – lekko popycha mnie powrotem na ławkę.
-
Oddaj mi telefon!
Kręci
rozbawiony głową i chowa komórkę do kieszeni, po czym siada obok, a następnie
obejmuje mnie ramieniem.
-
Powiedz mi… co zrobiłaś, że temu durniowi wreszcie drgnęło serce? To naprawdę
ciekawe… Chociaż…czy on cię przynajmniej pocałował?
Chcę
mu się wyrwać, ale mocno mnie trzyma.
Rozglądam się ostrożnie, ale w pobliżu dalej ma nikogo.
-
Możesz mnie… nie obejmować?
Moriarty
tylko się śmieje.
-
A co ty taka? Myślałem, że na tym dworcu ci się spodobałem.
-
Chciałbyś…
Łapie
pukiel moich włosów i okręca sobie wokół palca.
-
Zostaw mnie! Jesteś psychopatą! – próbuję się odsunąć.
-
W rzeczy samej – uśmiecha się jadowicie. – Wiesz, miałem niezły obaw obserwując
was…
Na
samą myśl, że nas szpiegował, robi mi się zimno. Dalej chcę się wyrwać, ale nie
mogę, Moriarty za mocno mnie trzyma. Chyba mam dreszcze.
-
Nie bój się – mówi poważnie, badają mnie swoimi czekoladowymi oczami i
głaszcząc po ręce. – Nie o ciebie mi chodzi, tylko o twojego faceta…
-
Sherlock nie jest moim facetem! I zostaw go w spokoju! – krzyczę.
Odsuwam
rękę i staram się nie panikować, ale stwierdzenie Moriarty’ego, że chodzi mu o
Sherlocka, autentycznie mnie przeraża.
-
Niestety, nie mogę zostawić w spokoju żadnego z was… Z Sherlockiem mam swoje
porachunki, a jeśli chodzi o ciebie… też jesteś mi potrzebna.
-
Mam ci pomóc? Po moim trupie!
-
Ależ nie jest konieczne, żebyś pomagała mi z własnej woli – chichocze.
Nagle
czuję ukłucie w okolicach szyi. Potem ogarnia mnie ciemność.
Wszystko
dziwnie wiruje.
-
Wstawaj, księżniczko. No, obudź się!
Powoli
otwieram oczy. Przez chwilę wszystko widzę jakby za mgłą, ale potem wzrok mi
się wyostrza i orientuję się, że jestem w jakimś ciemnym i odrapanym
pomieszczeniu bez okien. Nade mną pali się żarówka, więc wszystko spowite jest
słabym światłem.
Nagle
zdaję sobie sprawę, że ktoś przywiązał mnie do jakiegoś dziwnego krzesła. Moje
ręce, położone na oparciach nadgarstkami go góry, przytrzymuje coś jakby
rzemienie, a co gorsza w przegub lewej ręki ktoś wbił mi kroplówkę. Patrzę w
górę i widzę pełen jakiegoś płynu woreczek na stojaku. Jednak przez rurki nic
nie kapie, więc kroplówka nie jest podłączona.
Jezu,
co to jest? Ciężko oddycham i w panice staram się uwolnić ręce, ale są
strasznie mocno przywiązane. I muszę wyjąć ten wenflon od kroplówki!
Gdzieś
zza krzesła wychodzi Moriarty i kuca przede mną.
-
Coś ty mi zrobił?! – wrzeszczę.
-
Ni takiego… po prostu zamierzam cię wykorzystać do małej zabawy z Sherlockiem…
Chyba już pora po niego zadzwonić, jak uważasz?
O
nie… Tylko nie to….
-
Ani mi się waż… - mówię przez zęby.
-
Też uważam, że to dobry pomysł…
Moriarty
wyjmuje mój telefon ze swojej kieszeni, wybiera numer i dzwoni. Zapada
nieznośna cisza. Ledwo oddycham.
Ktoś
chyba odbiera. Jim mruga do mnie, a ja cała się trzęsę.
-
Gdzie jestem? To miłe, że się o mnie tak troszczysz… Ale jeśli chcesz wiedzieć,
to na obrzeżach miasta, właśnie mam miłą pogawędkę z twoją dziewczyną…
Chwila
milczenia. Moriarty zapewne świetnie się bawi, a mi serce zamiera.
-
Ha ha, zabawne… Nic jej nie zrobię, jeśli będziesz tu do czterdziestu minut… Ta
stara budowa za boiskiem na Wembley… Śpiesz się…
Rozłącza
się. Zamykam oczy.
Nie
przyjeżdżaj tu, Sherlock. Nie przyjeżdżaj. Nie daj się w to wciągnąć, błagam
cię…
-
Spokojnie… Romeo już tu jedzie…
Otwieram
oczy i obdarzam Moriarty’ego morderczym spojrzeniem.
-
Myślisz, że to zabawne?
-
Oczywiście – mruga do mnie i znika mi z oczu.
To
czekanie jest torturą. Najgorsze jest to, że z tego wszystkiego nie wiem ile
czasu mija, czy dziesięć minut, czy trzydzieści. Dalej próbuję się uwolnić, ale
nadaremnie.
W końcu słyszę w ciemności kroki. Ktoś idzie korytarzem. Po nieskończenie
długiej chwili widzę wyłaniającego się z mroku Sherlocka, który zbliża się
powoli z wyciągniętą bronią. Zauważa mnie, podchodzi jeszcze trochę i się
zatrzymuje.
- Nic ci nie jest? – pyta jakby roztrzęsionym głosem. A może mi się tylko
wydaje.
- Nie.
- Gdzie Moriarty?
Kręcę głową.
- Nie mam pojęcia. Znikną jakiś czas temu…
Robi tak ruch, jakby chciał do mnie podbiec.
- Nie! – mówię wystraszona. - To może być pułapka!
Przez chwilę stoi zdziwiony, jakby zastanawiał się dlaczego sam o tym nie
pomyślał, a potem robi powoli parę kroków.
- Nie radzę – rozlega się głos Jima.
Słyszę Moriarty’ego, który po
chwili staje za mną. Sherlock zatrzymuje się, podnosi trochę wyżej broń i
celuje w niego.
- Chyba zapominasz o moich snajperach – Jim przewraca oczami, a ja
zauważam czerwoną kropkę od celownika na swojej klatce piersiowej.
Wciągam szybko powietrze. Mam wrażenie że zaraz zemdleję. Sherlock zerka
na mnie, potem znowu patrzy na Jima. Ręka, w której trzyma broń, przez chwilę
mu drży.
- Trochę się z nimi powtarzasz… I widzę, że boisz się ze mną stanąć
twarzą w twarz.
- Och, wtedy to by się za szybko rozstrzygnęło i byłoby nudno, nie
uważasz? – uśmiecha się Moriarty. - Poza tym… oczywiście nie umniejszając
Johnowi i reszcie… mam chyba teraz kogoś dla ciebie najważniejszego, czyż nie?
Co ten Jim gada? Chyba z tego szoku nie wszystko do mnie dochodzi tak,
jak powinno…
Obserwuję rozszerzonymi oczami Sherlocka. Wyczuwam jakimś szóstym
zmysłem, że jest zdenerwowany, chociaż ukrywa to bardzo dobrze.
-
Co jest w tej kroplówce?
-
Och – Moriarty jest widocznie ucieszony tym pytaniem. – Widzisz, to ważny
element naszej dzisiejszej zabawy. Mam nadzieję, że ci się spodoba… Cóż, ta
kroplówka zawiera odpowiednio rozcieńczoną substancję usypiającą. Jeśli ją
teraz włączę i nastawię tak, że będą jej podawane minimalne dawki, twoja dziewczyna
za cztery godziny będzie spała jak Śpiąca Królewna. Tylko, że już jej nie
obudzi pocałunek żadnego Księcia… Wiesz chyba, co mam na myśli...
-
Chyba, że nie włączysz kroplówki, bo odstrzelę ci głowę - cedzi Sherlock.
-
Wtedy snajper odstrzeli Annę. I co potem? Sherlock Holmes dowie się, czym jest
prawdziwy ból… Sherlock Holmes będzie cierpiał… - kończy śpiewnie, przeciągając
słowa.
Nie
mogę się powstrzymać i po policzku spływa mi łza.
-
Dobra, koniec tej telenoweli, przejdźmy do konkretów – Jim zaciera ręce. – To w
sumie proste. Zaraz włączę kroplówkę, a ty będziesz miał cztery godziny na
rozwiązanie mojej zagadki… I nie radzę ci się konsultować z żądnym
przyjacielem, bo wszystkich obstawiają moi ludzie. Jak wtedy, na dachu…
pamiętasz? Chociaż… Może nie powinienem tak ostro. Pozwolę ci zadzwonić jakby
co do brata…
-
Nie zamierzam grac z tobą w jakąś chorą grę… Nie tym razem, Jim.
Słyszę
westchnięcie Moriarty’ego, po czym czuję coś zimnego obok oka. To ostrze noża.
Momentalnie drętwieję.
-
Mam cię zmusić? Może Anna ma stracić oko? Albo… - otrze przesuwa się w okolice
moich ust – może poszerzyć jej uśmiech…?
-
Nie słuchaj go! Uciekaj! – mówię do Sherlocka, chociaż ledwo udaje mi się
wydobyć głos.
-
Cicho bądź! – słyszę głos Moriarty’ego za uchem.
-
Lepiej nic nie mów – mówi Sherlock, po czym zwraca się zbolałym tonem do Jima.
– Co mam robić?
-
Jedź na dach szpitala St. Bart’s. Zostawiłem tam dla ciebie niespodziankę i
wskazówkę. Tak jak mówiłem, masz cztery godziny…
Sięga
ponad mną i włącza kroplówkę. Leci bardzo wolno. Przerażonym wzrokiem patrzę na
Sherlocka. Chcę powiedzieć: Nie zostawiaj mnie!, ale nie jestem w stanie
wydobyć z siebie głosu. A on posyła mi takie spojrzenie, że znowu z oczu płyną
mi łzy.
-
Wrócę – mówi zbolałym głosem. – Obiecuję. Nie bój się…
Bezgłośnie
wypowiadam: Sherlock!, ale on znika już w ciemnościach.
I
kolejne czekanie, tym razem jeszcze gorsze… To już jest piekło.
Próbuję
jakoś zębami wyrwać wenflon od kroplówki, ale jestem tak ciasno związana, że
nie daję rady dosięgnąć zgięcia łokcia. Po jakimś czasie mam zawroty głowy,
chyba przez to coś w kroplówce.
Nagle
odzywa się mój telefon, zostawiony na stoliku. Znowu pojawia się Moriarty i
odbiera.
-
Tak? Doprawdy, fascynujące, jestem z ciebie dumny… Chociaż… jeszcze dużo roboty
przed tobą… Spiesz się, czas ucieka, a twoja pani jest chyba coraz bardziej
śpiąca – mówi i się rozłącza.
Rzeczywiście
, coraz częściej przyłapuję się na tym, że mrugam oczami i kręcę głowa,
próbując odgonić senność. Patrzę na kroplówkę: nie ma już jednej trzeciej.
Z
czasem jest coraz gorzej. Gdy zostaje jedna trzecia kroplówki, znowu dzwoni
telefon, ale jestem już taka śpiąca, że mało co do mnie dochodzi. Wszystko
widzę jak przez mgłę, a głos Moriarty’ego brzmi gdzieś w oddali.
Nagle
nie mam już siły, by walczyć i po raz drugi w przeciągu paru godzin zapadam w
ciemność. Ostatnie, co przywołuje w pamięci to twarz Sherlocka.
Dżizas, ale emocje! Super rozdział <3
OdpowiedzUsuńJuż chcę następny! :D
OdpowiedzUsuńdlaczego ty nam to robisz?! zamiast się uczyć będę rozmyślać co będzie dalej :c
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że się nie przemęczasz. :D Pamiętaj. Liczy się jakość, a nie ilość. :) No i chcę wiedzieć czy posłuchałaś mojej rady i czytasz na potęgę. :D
OdpowiedzUsuńNie przemęczam, te rozdziały są stosunkowo krótkie;) Ja od zawsze czytam na potęgę, to u mnie aż nienormalne :)
UsuńDzięki xDDDDDD Next najwcześniej pojutrze :)
OdpowiedzUsuńOh GOD! dlaczego na jest taka?!?!?
OdpowiedzUsuńTAK SIĘ NIE ROBI!!!! NIE MŻNA PRZERWAĆ W TAKIM MOMENCIE!! ;C
liczę na to że rozdział będzie już jutro.
(dla przekonania dodam gożbę xd)
inaczej pożałujesz :*
Weny! ;)
Oj, bałam się, że Jimmy zrobi właśnie to...
OdpowiedzUsuńOkropnie mnie ciekawi co będzie dalej! Mhm, może Sherlock wreszcie pocałuje naszą rodaczkę? ;>
Ach, i muszę wspomnieć! Nie wiem czy to specjalnie, ale bardzo mi się spodobało to, że wplotłaś do kwestii Moriarty'ego motywy baśniowe, są idealnie w jego stylu. :)
No i brawka za tempo pisania. Weny!
Gdy czytam to aż słyszę w głowie głos Moriartego :D zgadzam się z przedmówczynią - wątek bajkowy jest niesamowity! Z niecierpliwością czekam na dalszą część ^^ /Patka
OdpowiedzUsuń:) Dzięki :) Jak widac najlepsze rzeczy wychodzą przez przypadek :D
OdpowiedzUsuńAch, i jeszcze jedno :) Mam nadzieję, że się zorientowaliście, że po 4 godzinach Anna by nie żyła :P Objaśniłam to trochę dookoła i nie wiem czy dość jasno.. :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNo nie, nie nie! Czy Ty w ogóle widziałaś serial? Wiesz o jakim Sherlocku mowa?
OdpowiedzUsuńBrawo! Widzę, że jedyny myślący w tym towarzystwie. Dobrze prawi, polać mu!
UsuńNo proszę Was! To jest zwykły fanfick inspirowany serialem i pisany dla zabawy, ile razy mam to powtarzać. Tak widziałam serial, i to nie raz, i bardzo dobrze wiem jaki jest Sherlock. Wymyśliłam, że troszkę się zmienił, i co? Polska wolny kraj :P A dalej będzie dalej w podobnym tonie, nie zamierzam niczego zmieniać i będę pisała jak sobie założyłam, więc uprzedzam. Szkoda Waszego czasu i moich nerwów :)
UsuńTo kiedy następny? :D
OdpowiedzUsuńOjej nie wiem może jutro ale nie obiecuję ;)
UsuńPostaraj się proszę! :*
Usuńnawet nie wiesz z jakim niecierpliwieniem oczekujemy rozdział ;)
może wreszcie będzie buzi-buzi xd
Bardzo fajnie piszesz. Sherlock jak nie Sherlock, ale to ty piszesz nie ja.. Mogłabyś zrobić są wątek o SH jak rozwiązuje tą zagadkę? Byłabym wdzięczna :) Czekam na następny roździał!
OdpowiedzUsuńDziękuję :) No może trochę się zmienił, ale stwierdziłam, że jak się zmienił od Study in pink do His last vow, to i bardziej może :) Jeśli mam napisać jak Sherlock rozwiązuje zagadkę, to potrzebuje więcej czasu żeby to wszystko obmyślić :) (i bym na jeden rozdział musiała mienic narrację) Nie wiem co wolicie :P
Usuńnapisz tak żeby było jak zawsze, czyli świetnie. Jeżeli cię znajomi poganiają to ich olewaj i napisz długi rozdział :) Bo takie są najlepsze <3 Życzę weny ;D
UsuńAnonim ma racje :) Wątek byłby ciekawy.. ale jak nie chcesz to trudno ;) Nie ważne czy dodasz jutro, czy pojutrze nowy roździał, ważne aby było ciekawe :D
UsuńNo właśnie powoli to pisze, tzn jak Sherlock rozwiązuje zagadkę :P Ciężko się w niego wcielić, ale próbuję jak mogę ;)
Usuń