”She always ready, when you want it she want it
Like a nympho, the info
I show you where to meet her
On the late night, till daylight the club jumpin'
If you want a good time, she gone give you what you want"
Like a nympho, the info
I show you where to meet her
On the late night, till daylight the club jumpin'
If you want a good time, she gone give you what you want"
Katherine - Ayo Technology
-
Na podłogę wszyscy, ale już!
Odwracamy
się szybko. Na środku sali stoi czterech zamaskowanych facetów z bronią. Jeden
z nich przed chwilą strzelał w ścianę.
Zaczynają
mi drzeć kolana i ręce, poza tym z trudem łapię oddech.
-
Nie panikuj, rób to, co ja – mówi cicho Sherlock. – Kładź się.
Czuję
jego rękę na plecach delikatnie naciskającą mi krzyż. Powoli uginam swoje
trzęsące się kolana.
Oboje
po chwili leżymy na podłodze. Powtarzam sobie tylko: Nie panikuj, nie panikuj.
Ale tak naprawdę jestem przerażona.
-
Dostali się tylnym wejściem, od kuchni – szepta Sherlock. – Mają pistolety,
poza tym dwa karabiny i granaty hukowe oraz dymne…
Jestem
taka spanikowana, że aż robi mi się niedobrze. Oddycham tak szybko, że aż bolą mnie płuca.
-
Rób to, co każą. Resztę zostaw mnie… - Sherlock dalej cicho mnie instruuje.
Delikatnie
dotykam jego dłoni i szybko ją odsuwam, żeby nikt się nie zorientował. Widzę
tylko drewniany parkiet, gdyż boję się podnieść głowę. Czego oni chcą? Dlaczego
wtargnęli do szkoły językowej?
Zamaskowani
napastnicy chodzą między nami, słyszę ich powolne, ciężkie kroki. Mam nadzieję,
że Sherlock coś wymyśli, bo w mojej głowie panuje istny chaos.
-
Gdzie to jest? – słyszę podniesiony głos.
Nagle
rozlega się szloch i pisk. Podnoszę głowę i widzę, jak wyciągają Jessicę na środek
sali.
-
Ale ja… ale ja nie wiem! – krzyczy dziewczyna.
-
Gadaj, bo wszyscy zginą!
- Ale… naprawdę nie wiem!
Jeden
z napastników uderza Jessicę w twarz, a ta pada na podłogę. Po chwili dziewczyna
z trudem wstaje, ma łzy w oczach. Mimo, że jej nie cierpię, w tej chwili bardzo
mi jej żal, nie mogę patrzeć na coś takiego.
-
Nic nie rób! - słyszę szept Sherlocka.
-
Ale…
-
Wiem… ale nic nie rób…
Nie
mam jednak czasu, by choćby pomyśleć.
-
Siadać pod ścianą! – krzyczy jeden z zamaskowanych mężczyzn. - Wszyscy, ale
już!
Sherlock
od razu bierze mnie za rękę i zaciąga pod ścianę. Siadamy i przytulam się do
niego, lekko drżąc. Nagle czuję jego rękę między moimi plecami a ścianą, palce
szybko poruszają się. On wysyła smsa – myślę, po czym sztywnieję i w panice
zaczynam obserwować obcych mężczyzn.
-
Wymyśliłeś coś? – mówię mu po chwili do ucha.
-
Pracuję nad tym.
-
Gdzie szefowa? – pyta jeden z napastników, na tyle głośno, że to wyłapuję.
-
Spóźni się, ale jest już w drodze – odpowiada mu drugi.
Szefowa?
A więc za tym wszystkim stoi kobieta? Widzę, że Sherlock marszczy brwi.
Nagle
odzywa się komórka tego pierwszego.
-
To szefowa! – mówi. - Już jest, idę po nią. A wy ich pilnujcie!
Sherlock
przez chwilę obserwuje wszystko. Wiem, że myśli, więc mu nie przeszkadzam, może
tylko mocniej ściskam go za rękę i obserwuję salę. Kate i David są dwa metry od
nas, a Violet i jej trener po przeciwnej stronie sali. Jessica przyczołgała się
do ciotki.
-
Dobra, zrobimy tak – mówi Sherlock w końcu. – Kiedy…
Do
sali wraca czwarty napastnik, a za nim idzie kobieta. Bardzo ładna kobieta.
Ma niebieskie oczy, spięte ciemne włosy
i usta pomalowane krwistoczerwoną szminką. Biała sukienka i czarne szpilki
podkreślają jej idealną figurę i zmysłowe ruchy.
Widzę,
że Sherlock zastyga. Jest ewidentnie zaskoczony.
-
Dziękuję wam, chłopcy. Sama z nią porozmawiam – mówi nieznajoma kobieta, po
czym od niechcenia przeczesuje wzrokiem salę.
Dostrzega
nas. Stoi przez chwilę bez ruchu, a potem się uśmiecha.
-
Tak jest, panno Adler – mówi do niej jeden z jej wspólników, ale ona go chyba
nie słyszy. Albo raczej ignoruje.
-
No, no, no… co za spotkanie. Kopę lat… – kobieta pochodzi do nas.
Czy
ona mówi do Sherlocka? Patrzę na niego zaskoczona.
-
Prawda, trochę czasu minęło… – cedzi Sherlock.
To
on ją zna? Otwieram usta, ale Sherlock ściska mi rękę. No tak, mam być cicho…
Chyba ma rację, to raczej nie jest odpowiednia pora na pytania… Ale nie podoba mi
się, że nic nie rozumiem. Bardzo mi się nie podoba.
Nieznajoma
przez chwilkę przygląda mi się.
-
Teraz już wiem dlaczego Jim Moriarty miał taki dobry humor kiedy pożyczał mi
swoich chłopców - mówi. - Musiał wiedzieć, że tu będziesz…
-
To do niego całkiem podobne… - odparowuje Sherlock.
Kobieta
się odwraca i idzie w stronę drzwi naszego pokoju nauczycielskiego.
-
Chcę z tobą porozmawiać na osobności.
Sherlock
patrzy mi w oczy.
-
Lepiej z nią porozmawiam… - mówi, lekko dotykając mojego policzka. - Nie wiem
co tu robi, ale… Siedź spokojnie i czekaj na mnie, nic nie rób.
-
Ale… Kim ona jest…?
Kładzie
mi palec na ustach, wstaje i idzie za nieznajomą. Strasznie samotna i
opuszczona kulę się pod ścianą.
Sherlock wchodzi za Irene Adler do
pokoju nauczycielskiego. Ona siada jednym z biurek, on stoi na środku i bacznie
się jej przygląda.
- Co ty wyprawiasz? – pyta z lekką
pogardą.
Irene uśmiecha się zalotnie.
- Panna Jessica ma coś, co należy
do mnie i przyszłam to odzyskać - mówi. - Myślałam, że to będzie zwykła
formalność, ale wpadłam na Sherlocka Holmesa… cóż, życie zaskakuje.
- I dlatego musisz tu się włamywać
i trzymać wszystkich na muszce?
- Jessica potrafi się ukrywać… a
raczej unikać kogoś, gdy naprawdę tego chce. Szukam jej już miesiąc. Nie miałam
więc wyjścia… To chyba jedyny sposób, by ją zmusić do oddania… mojej własności.
Irene nagle z gracją zeskakuje z
biurka.
- Powiedz mi… - podchodzi do
Sherlocka kołysząc biodrami. – Cóż to za urocze dziewczę z tobą?
Sherlock ignoruje jej pytanie.
- Twojej własności?
- Chętnie zaciągnęłabym waszą
dwójkę do łóżka. Mogłoby być ciekawie…
Sherlock dalej uparcie ignoruje jej
aluzje.
- I z powodu tego, że ona ci coś
ukradła przetrzymujesz wszystkich? Dobrze ci radzę, wypuść nas.
- Bo co mi zrobisz, przystojniaku?
– Irene szepta mu do ucha, a potem lekko go całuje.
Sherlock udaje, że nic się nie
stało, bo nie ma zamiaru grać w jej gierki. Nie teraz.
- Za niedługo tu będzie policja –
mówi, pamiętając o Johnie. - Poza tym… uratowałem ci życie, nie pamiętasz?
Ładnie się odwdzięczasz.
- Policja? Ach, no tak… Zdążyłeś
już ich wezwać. Nieładnie.
Irene odsuwa się od niego, mija go
i idzie gdzieś w głąb pokoju.
- Wiesz, że jestem ci wdzięczna.
Ale muszę odzyskać to, co moje, a to jest jedyny sposób. Nie wypuszczę was póki
Jessica mi tego nie odda. A jeśli cię to pociesza, to już mówiłam, że nie
wiedziałam, że tu będziesz.
- Czyżby podkradła ci
kompromitujące zdjęcia klientów? – mówi Sherlock ze złośliwym uśmiechem. - A
może to ciebie szantażuje? W końcu… pracowała jeszcze niedawno w tej samej
branży, ale tego oczywiście domyśliłem się tylko ja.
- Brawo! Fakt, też zabawiała bogatych
klientów, ale ze mną się nie równała… Bo nawet ty… Sherlock Holmes… się mną
zainteresowałeś.
- Chciałabyś – cedzi Sherlock. – To
była tylko gra. Gra, którą przegrałaś.
Irene nagle wraca i staje przed
nim.
- Przegrałam… - znowu mówi mu do ucha. - A wiesz, że
pokonane kobiety lubią się mścić na tym, kto je pokonał?
- Grozisz mi? Nie bądź śmieszna!
Przez swój śmieszny sentyment nie jesteś w stanie nic mi zrobić!
- Tobie może nie. Ale twojej
słodkiej towarzyszce… Do niej nie odczuwam żadnego sentymentu.
Sherlock się wścieka i łapie ją za
nadgarstek.
- Ostrzegam… jestem teraz w takim
stanie, że takie aluzje nie wyjdą ci na zdrowie.
Mierzą się przez chwilę pełnym
napięcia wzrokiem.
- Jessica ukradła mi zdjęcia,
które zrobiłam jej kiedyś na pewnym… prywatnym przyjęciu z politykami – mówi
szybko Irene. - Jeden z nich ją widocznie szantażował i kazał je odzyskać.
Zrobimy tak… Przekonasz ją do oddania fotek, to was wypuszczę.
Otwiera nagle drzwi.
- Hans!
Jeden z mięśniaków zaraz podchodzi
kaczkowatym krokiem.
- Dajcie panu Holmesowi trochę luzu
i pozwólcie pogadać z dziewczyną. To znaczy nie z jego dziewczyną, tylko z
Jessicą. I pilnujcie go, żeby nie
przesadził.
Hans kiwa głową. Sherlock obdarza
Irene wściekłym wzrokiem i wychodzi.
Sherlock
wchodzi na salę. W końcu! Zerka szybko na mnie zaniepokojony, po czym podchodzi
do przerażonej Jessici.
-
Wypuszczą nas, jeśli powiesz, gdzie są zdjęcia.
-
Ale…
Nie
wiem o co chodzi, ale wiem dlaczego jest taki zdenerwowany. John. John jest w
szpitalu, obiecaliśmy Mary, że przyjedziemy jak najszybciej.
-
Wiem, że masz je w tym budynku! Trzymałaś je w domu… ale zorientowałaś się, że
cię namierzyli… spanikowałaś… Musiałaś szybko gdzieś je przenieść, a to jedyne
miejsce o którym jeszcze nie wiedzieli.
Jessica
dalej milczy.
-
Pamiętaj, co ci powiedziałem… - syczy nagle cicho Sherlock.
Jessica
patrzy na niego wystraszona.
-
Archiwum na dole… Druga szafka na prawo - mówi szybko.
Facet,
który stał za Sherlockiem, bierze jednego ze swoich kolegów i schodzą szybko na
dół. Czekamy w napięciu, Sherlock dalej pilnuje Jessicę, ale co chwilę rzuca mi
uspokajające spojrzenia.
Po
pięciu minutach mężczyźni wracają z dość cienką szarą teczką.
-
Panno Adler! – woła jeden w stronę drzwi.
Kobieta
wychodzi i wyciąga rękę po teczkę. Jej wspólnik ją jej podaje, ona przegląda następnie
coś, co jest w środku.
Nagle
słychać syreny policyjne.
-
Gliny, panno Adler.
- Wiecie co robić.
Mężczyźni
nagle wypuszczają granaty dymne. Czuję tylko jak Sherlock bierze mnie za rękę i
ciągnie w stronę drzwi. Oczy mi łzawią i
się krztuszę, idę za Sherlockiem prawie na oślep. Ktoś mnie potrąca, ktoś wpada
na mnie, ale dalej trzymam jego rękę niczym kotwicę. Chyba jesteśmy już przy
drzwiach, ale są one zamknięte, bo słyszę, jak Sherlock wali w nie pięścią.
-
Lestrade, otwórzcie! – krzyczy, ale też się krztusi.
W
końcu słychać coś jakby wyłamywanie drzwi i czuję na twarzy cudowne, świeże
powietrze. Biorę pierwszy oddech i wychodzę.
Wszyscy
już wychodzą. Powoli dochodzę do siebie, chociaż oczy dalej mnie pieką. Sherlock
przez chwilę stoi zgięty wpół i ciężko oddycha.
-
John! – mówi nagle i się prostuje.
-
Jedziemy – kiwam głową.
-
Lestrade! – krzyczy Sherlock.
Lestrade
już ma wejść za swoimi ludźmi do środka, ale zmienia zdanie i podchodzi do nas.
-
Tak?
-
Musisz nas zawieźć do St. Barts. I to migiem!
-
Zwariowałeś! – Lestarde wybucha śmiechem. - Ja mam tu akcję!
-
To była Irene Adler i czwórka ludzi Moriarty’ego. Zapewne zaraz po wypuszczeniu
granatów uciekli tylnym wyjściem. Widziałem, jak od razu zakładali maski.
-
Ale… Jesteście w szoku… Chociaż może to i dobry pomysł… nawdychaliście się tego
dymu…
-
Tu nie chodzi o dym – wrzeszczy Sherlock. – John miał wypadek i jest właśnie
operowany!
W
tej chwili do Lestrade’a podbiega Donovan.
-
Pusto w środku. Nie ma nikogo.
- To była Irene Adler i czwórka ludzi
Moriarty’ego – Lestarde cytuje szybko Sherlocka. - Zapewne zaraz po
wypuszczeniu granatów uciekli tylnym wyjściem.
-
Wszyscy na tyły! - krzyczy Donovan i biegnie do reszty policjantów.
-
Ja jadę ich zawieźć do szpitala – woła za nią Lestrade. – Pilnuj wszystkiego!
Wbiegamy
na pierwsze piętro szpitala. Przed salą operacyjną siedzi Mary, a przy niej
jakaś dziewczyna, którą widzę pierwszy raz w życiu. Obie wyglądają na załamane.
-
No w końcu! – mówi wyraźnie przerażona Mary.
-
Przepraszamy – tulę ją. – Zatrzymało nas czterech osiłków i femme fatale.
Mary
patrzy zdziwiona na mnie i na Sherlocka.
-
Byliśmy zakładnikami, nie ważne – tłumaczy Sherlock. – Jak John?
-
Operują go dalej… - mówi Mary drżącym głosem. Chyba nie dociera do końca do
niej co mówimy.
-
A co się stało? – pytam.
-
John jechał samochodem… Dobił do niego jakiś osiemnastoletni chłopak… Podobno
ma stłuczone płuca i… - nagle zaczyna płakać.
Ściskam
delikatnie jej dłonie, przytulam ją mocno, a potem sadzam z powrotem na
krześle. Gdy Mary się uspokaja wstaję.
Nieznajoma
dziewczyna patrzy na mnie ciekawie. Ma miłą twarz, włosy spięte w kucyk i
brązowe oczy.
-
Och… - stwierdza nagle Sherlock. – Wy się chyba nie znacie… To Molly, moja
dobra znajoma i patolog, a to Anna, moja… dziewczyna.
Zapada
na chwilkę niezręczna cisza, wyczuwam, że dziewczyna jest zraniona, ale robi
chyba dobrą minę do złej gry, uśmiecha się i podajemy sobie ręce.
Czuję
jakieś dziwne ukłucie w sercu, jakby żalu, wyrzutów sumienia i jeszcze czegoś
nieokreślonego, ale postanawiam póki co schować moje uczucia do szufladki
głęboko w głowie. To nie czas o nich myśleć, przede wszystkim dlatego, że John
walczy o życie, no i dziewczyna wydaje się naprawdę sympatyczna.
Siadam
szybko obok Mary.
-
Gdzie Lily? – pytam.
- U
pielęgniarek… Chyba powinnam już ją zabrać, nie chcę ich wykorzystywać.
Nagle
odzywa się pager Molly.
-
Przepraszam… muszę lecieć na górę do pracy… Mary, poproszę po drodze
pielęgniarkę żeby ci ją przyniosła.
-
Dziękuję – szepta Mary.
Molly
kiwa nam głową i zaczyna biec korytarzem, a my czekamy nic nie mówiąc. Po
chwili przychodzi młoda pielęgniarka z małą Lily.
Mała
nie śpi, ale jest lekko niespokojna, jak gdyby wyczuwała grobową atmosferę.
-
Może ją wezmę? – pytam Mary.
Mary
kiwa głową i pielęgniarka daje mi dziewczynkę. Sadzam ją sobie na kolanach i
delikatnie przytulam. Uspokaja mnie to.
Przez
chwilę widzę coś jakby czułe spojrzenie Sherlocka, które jednak szybko znika.
Nie mam siły teraz o tym myśleć i jako kolejną rzecz chowam do szuflady w głowie,
po czym całuję Lily w policzek.
-
Wszystko będzie dobrze, Mary – mówię. – Zobaczysz. Musimy myśleć pozytywnie.
Trochę
mi głupio mówić takie wyświechtane słowa pocieszenia, ale chyba działają, bo Mary
bierze głęboki oddech i kiwa głową. Dalej jednak nie wiem, czy wszystko do niej
dotarło.
Czekamy
tak parę godzin. Mała w końcu zasypia mi na kolanach i ponownie oddajemy ją
pielęgniarkom. W końcu, koło czwartej nad ranem, z sali operacyjnej wychodzą
lekarze.
Wstajemy.
Mary lekko drży, ale pierwsza podchodzi do głównego chirurga, a my za nią.
-
Cóż… - mówi lekarz. – Operacja się udała, chociaż stracił dużo krwi. Ale
wyjdzie z tego, tylko trochę poleży w szpitalu.
Oddychamy
z ulgą, a Mary zaczyna płakać. Przytulam ją. Lekarz uśmiecha się i odchodzi.
Potem
wydarzenia następują szybko jedno po drugim. Johna przewożą na OIOM, na salę,
na którą nie wolno nam wejść, możemy oglądać go tylko przez szybę. W końcu
udaje nam się przekonać Mary, żeby wzięła małą i pojechała do nas, przespać
się.
Siedzę
w sypialni Sherlocka, Mary z małą już śpi u mnie na górze. Coś mnie gryzie, ale
nie wiem co. To chyba przez to zmęczenie, bo za mną cała noc na nogach. Chociaż
jakoś nie mam ochoty spać.
Sherlock
wychodzi z łazienki i bacznie mi się przygląda.
-
Co jest? – pyta.
Wzruszam
ramionami. Sama nie wiem. Tyle się dziś działo, że mam zamęt w głowie. Poza tym
nie mam siły myśleć.
Sherlock
siada obok mnie na łóżku, łapie za brodę, unosi mi głowę i uważnie patrzy w
oczy.
-
Przecież widzę…
Próbuję
poukładać swoje myśli.
-
Ta kobieta… Adler chyba… Kim ona jest? Skąd wy się znacie?
Sherlock
wzdycha ciężko.
-
To długa historia… I bardzo nie lubię o niej opowiadać…
-
Chcę ją poznać. Proszę… - łapię go za ręce.
Sherlock
patrzy mi poważnie w oczy i opowiada. O Skandalu w Belgravii.
Cała
historia średnio mi się podoba. A już najbardziej nie podoba mi się wątek
relacji Sherlocka i Irene. Zaciskam usta i nic nie mówię.
-
Och przestań! – Sherlock gładzi mnie po policzku. – Ona… ta kobieta… mnie
interesowała tylko umysłowa gra między nami… Ta sprawa z telefonem…
Be
słowa spuszczam wzrok. Smutno mi.
-
Był między nami flirt… ale nic więcej - Sherlock bierze moją twarz w swoje
dłonie i ponownie unosi. – Ty jesteś dla mnie najważniejsza i zawsze będziesz.
Rozumiesz?
Kiwam
głową, ale po policzkach zaczynają płynąc mi łzy. Sherlock lekko ściera je
palcami i delikatnie mnie całuje.
-
A Molly?
-
Co Molly?
-
Tylko nie mów mi, że nie zauważyłeś, że nic do ciebie nie czuje…
Sherlock
przestaje mnie całować i wzdycha z irytacją.
-
Wiem to dobrze. Ale milion razy mówiłem jej, delikatnie lub mniej delikatnie, że
nie jest dla mnie… radziłem jej, żeby poszukała szczęścia z kim innym. Ona
dobrze wie, że nigdy nie będziemy razem. A już szczególnie teraz, kiedy mam
ciebie.
-
Szkoda mi jej…
-
Mówiłem już, że pogodziła się z tym…
Tak
ci się wydaje, myślę, ale nic nie mówię.
-
Mam jeszcze jedno pytanie…
-
Na miłość boską!
-
O co chodzi z Jessicą?
-
Czyż to nie oczywiste?
Śmieję
się i kręcę głową. Cały on!
-
Do niedawna była, tak jak panna Adler, luksusową panią do towarzystwa.
Obsługiwała klientów z wyższych sfer… No i na pewnym prywatnym przyjęciu Irene
zrobiła Jessice i jej klientom, politykom, kompromitujące zdjęcia. No i jeden z
nich zechciał je odzyskać… więc Jessica wykradła je Irene. A że panna Adler nie
da sobie w kasze dmuchać… to przyjechała po nie do szkoły.
Kręcę
głową. Jeju…
Sherlock
śmieje się i mnie przytula.
-
Nie myśl już o tym… całą noc nie zmrużyłaś oka i jesteś zmęczona. Za dużo
wrażeń na raz… Chodźmy spać.
Kiwam
głową. Kładziemy się i przytulam się do jego piersi.
-
Ale przyznaj – mówię, całując Sherocka w szyję – nie myślałeś, że to przyjęcie
będzie miało… taki przebieg.
-
Nie, nie myślałem – Sherlock znowu się śmieje. – Bałem się, że będę się nudził.
Uśmiecham
się lekko, ale oczy już mam zamknięte.
-
To się rozczarowałeś.
Sherlock
coś mówi, ale nie wiem już co. Po chwili zasypiam.
(ZAPRASZAM DO KOMENTOWANIA!!! :) )
(ZAPRASZAM DO KOMENTOWANIA!!! :) )
Świetne wejście z Irene ale brakowało mi czegoś... Szkoda trochę.
OdpowiedzUsuńZa mało opisów ze szpitala w porównaniu z tymi z imprezy (ogólnie to próbuj dalej pisać więcej opisów, bo ciągle ich mało; używaj wyobraźni, twórz i pamiętaj, to TWÓJ fick i możesz pisać co tylko Ci ślina na język przyniesie) A pod koniec tak słodko… Też chcę takiego Sherlocka :D
OdpowiedzUsuńŚwietne wejście Irene Adler, ale zgodzę się z poprzednimi komentującymi, że trochę za mało opisów ze szpitala w porównaniu z resztą. A końcówka...:3
OdpowiedzUsuń~Yooletchka
Och! Uwielbiam <3 mam nadzieję,
OdpowiedzUsuńże za niedługo będą dalsze części :*
Świetne, ale ja również się zgodzę mało opisu ze szpitala ale mam wrażenie ze ten wątek się rozwinie. Wejście Irene "rozwaliło mi mózg"... nie spodziewałam się jej tutaj.! Chyba nie muszę mówić jak niecierpliwie będę czekać na nn :)
OdpowiedzUsuńPowodzenia w satysfakcjonowaniu siebie i nas.
No i weny ♥
Super rozdział! czekam na kolejny!
OdpowiedzUsuńweny :)
magiczna-szatynka-zhogwartu.blogspot.com
Dziękuję za komentarze :D :* Postaram się wrzucać więcej opisów, robię co mogę :D Nad następnym rozdziałem pracuję :)
OdpowiedzUsuń