poniedziałek, 17 lutego 2014

Rozdział 8: Cisza przed burzą (albo raczej burza przed huraganem)

Na początku chciałam podziękować za miłe komentarze!!!! Całuski :*


“Liar liar
          She's on fire!
          She's waiting there
         Around the corner
         Just a little aid
         And she'll jump on ya!
                    Cris Cab - Liar liar

https://www.youtube.com/watch?v=u-qYMl9T9wQ

Zawsze jak się denerwuję piekę lub gotuję. I teraz właśnie robię sernik. Bo jestem zdenerwowana. No i popołudniu mają przyjść John z Mary, ale to szczegół.
Poważnie zastanawiam się czy ta akcja z Ianem to był dobry pomysł. Chłopak nie daje mi już teraz spokoju i, co gorsza, zaczyna się do mnie kleić. Chyba przestałam nad tym panować, naprawdę. Idea, że Sherlock będzie zazdrosny o Iana wydaje mi się teraz idiotyczna.
Mój detektyw odrywa się od komputera i wchodzi do kuchni.
- Powiesz, co to będzie?
- Sernik. – mówię zamyślona. - Podaj mi blachę.
Podaje i patrzy jak rozsmarowuje masę serową, a potem wkładam ciasto do piekarnika.
- Co? – pytam w końcu.
- Dzisiaj wróciłaś później z pracy. I jesteś zła.
 - No i?
Chce coś powiedzieć, ale w tym momencie dzwoni moja komórka. Ian. Nie chcę, naprawdę nie chcę, ale odbieram.
- Tak?
- No cześć. Może jutro jakaś kawa?
Nie mam ochoty, dzięki. Teraz już wiem, że ten pomysł z Ianem był głupi i niepotrzebny. Ale w sumie ta kawa… może po prostu pójdę i to zakończę.
- Dobrze, o której?
- Szesnasta?
- W porządku. Pa!
Rozłączam się szybko, a Sherlock gapi się na mnie dziwnym wzrokiem.
- Co? – pytam znowu.
- To nie koleżanka. Słyszałem męski głos.
- Naprawdę? – Jezu, co się ze mną dziś dzieje?
Muszę się ogarnąć. Ian mnie wkurza, moja głupota mnie wkurza, ale nie mogę się wyżywać na ludziach. I na pewno nie na Sherlocku.
- Przepraszam – mówię. – Miałam dziś ciężki dzień w pracy.
Sherlock uśmiecha się, dzięki czemu od razu poprawia mi się humor. Jak mało mi trzeba…
- To dobrze, że jutro weekend. Odpoczniesz.
- Mam nadzieję.
- Mam ochotę na to ciasto – mówi i wraca do salonu, a ja biorę się za mycie naczyń.
- To musisz poczekać na Watsonów! – odkrzykuję ze śmiechem.

Watsonowie wpadają na chwilkę. Zostawili Lily z opiekunką, więc nie mają za dużo czasu.
- Dasz mi przepis!  - mówi Mary, próbując sernik.
- Jasne! – śmieję się. – Zaraz ci zapiszę.
- No, widzę, że jakoś się dogadujecie – wtrąca nagle John z wymowną miną.
- A to takie dziwne…? – pytam rozbawiona.
- Taaak. – John patrzy na Sherlocka. – Bo jego kontakty z kobietami… Cóż, wystarczy, że wspomnę o Janine…
- Janine?
- John, proszę cię… - mówi Sherlock, patrząc na niego z lekkim wyrzutem.
Mary z jakiegoś powodu też nie jest zadowolona. Ale John dalej brnie.
- No tak. To koleżanka Mary. Wyobraź sobie, że zaręczył się z nią tylko dlatego, że rozwiązywał sprawę i chciał dorwać jej szefa… - zauważa wzrok żony. – Zresztą, macie rację… nieważne.
Coś mnie kłuje w sercu. Chętnie dowiedziałabym się więcej, ale wnioskuję, że lepiej nie pytać o szczegóły.
- Przepraszam, muszę zadzwonić do brata – mówi nagle Sherlock, po czym wstaje i wychodzi.
- No więc… - zaczynam, ale przerywa mi John.
- Sherlock zmienił się, odkąd z nim zamieszkałaś…
- Naprawdę? – dziwię się.
- Tak. Wcześniej był… cóż, trudno to opisać… - John patrzy na żonę. – Może mi pomożesz?
 - O wiele bardziej wkurzający – wyjaśnia Mary z uśmiechem.
- Łagodnie powiedziane! – śmieje się John.
- Jeśli naprawdę się zmienił, to nie sądzę, że to moja zasługa. – odparowuję. - Mieszkałeś z nim o wiele dłużej, John, i jesteś jego przyjacielem.
- A ty? Naprawdę myślisz, że nie jesteś dla Sherlocka przyjaciółką? – dziwi się John.
- Ja bym powiedziała, że nawet kimś więcej. On się coraz bardziej zmienia… – dodaje Mary.
Jestem w szoku. Chcę coś powiedzieć, ale wraca Sherlock, więc tylko wzruszam ramionami.

Nazajutrz jest sobota. Ian upiera się, że po mnie przyjdzie. Co gorsza, z paniką uzmysławiam sobie, że zna mój adres, bo kiedyś podsłuchał jak podawałam go Kate. Cudem udaje mi się ubłagać go, żeby w razie czego poczekał przed drzwiami na ulicy, chociaż i tak zamierzam wyjść piętnaście minut wcześniej niż się umówiliśmy i czekać na niego na rogu ulicy.
Kurde, nie wiem co się ze mną dzieje, zachowuję się jak jakaś niezrównoważona emocjonalnie histeryczka. Ale naprawdę nie wiem co robić – Mycroftowi dobrze mówić: Bądź cierpliwa! Chyba kompletnie się w tym wszystkim pogubiłam.
Ale jedno jest pewne – mówię sobie – muszę się spotkać z Ianem. I zobaczymy.
Maluję się i ładnie ubieram, ale chyba tylko po to, by się czymś zająć. Raz nawet, przez to oszołomienie, mam w ręce tą czerwoną kieckę od Mycrofta, ale gdy tylko uzmysławiam sobie co to jest, odrzucam ją w panice. Tą sukienkę założę tylko w razie najwyższej desperacji i tylko dla Sherlocka.
Za kwadrans czwarta wychodzę z mieszkania i na ulicy od razu natykam się na Iana.
- O! Już jesteś? – mówię nerwowo.
Ian, lekko pucułowaty blondyn, delikatnie mnie całuje w policzek. Modlę się w duchu, by Sherlock nas nie obserwował i powtarzam sobie: nie panikuj.
Idziemy, a właściwie ja idę szybko a Ian za mną, do wybranej knajpy w Galerii Handlowej.
- Zjemy coś? – pyta, gdy już siedzimy przy stoliku, po czym obdarza mnie spojrzeniem, które w jego mniemaniu ma być chyba pociągające i głaszcze mnie po ręce.
Dość tego. Nie wytrzymam dłużej.
- Słuchaj Ian… Właściwie to spotkałam się z tobą tylko po to, żeby ci powiedzieć, że to nie ma sensu. Jesteś fajnym facetem, ale nie dla mnie… Nie bądź zły…  Żegnaj – mówię, po czym zostawiam go z szokowana miną i odchodzę.
Na ulicy dopada mnie pewna myśl, która jeszcze bardziej pogarsza mi humor. A co, jeśli tak zwariowałam na punkcie Sherlocka, że nie zwrócę uwagi na żadnego innego faceta? On… on jest przecież zbyt idealny.
Kręcę szybko głową i próbuję odpędzić od siebie złe myśli. Muszę poprawić sobie humor, bo zwariuję. Myślę przez chwilę, po czym ponownie wchodzę do Galerii i idę na zakupy.

Wracam na Baker Street, u siebie rzucam zakupy na łóżko i schodzę do salonu. Słyszę skrzypce, dziwną smętną melodię. Kurde… Mam złe przeczucia.
Ledwo zauważam Sherlocka, a już wiem, że nas widział. Poznaję to przede wszystkim po jego oczach, ale też po grze i ruchach. Serce mi zamiera, po czym opada i ląduje gdzieś w okolicach żołądka.
Postanawiam chyba udawać, że nic się nie stało. Nie mam innego wyjścia, poza tym jestem trochę ciekawa, czy go to wszystko chociaż minimalnie ruszyło.
- Jak randka? – Sherlock pyta bezbarwnym tonem głosu, kończąc grę i odkładając instrument.
Myślę, co mu powiedzieć. Bardzo kusi mnie, by wyznać prawdę, ale też coś mnie powstrzymuje. Ostatecznie staram się trochę pobalansować na linie.
- Nie nazwałabym tego randką… - mówię ostrożnie.
- A czym?
Waham się.
- Spotkaniem…
- Więc jak spotkanie?
Uśmiecham się przebiegle.
- A co, zazdrosny jesteś?
Sherlock prycha. Wzruszam ramionami, ale myślę zadowolona – Jasne, że jesteś. Tylko co teraz, co z tym zrobisz?
- Nie wiedziałem, że lubisz maminsynków. Myślałem, że twój gust jest bardziej… wysublimowany – mówi w końcu.
Zaczynam być wściekła. To już chyba cios poniżej pasa.
- A widzisz, jednak lubię… I wygląda na to, że mężczyźni wpasowujący się w mój gust nie są mną zainteresowani – wypalam. – Nie będę się uganiać za nieprzystępnym ideałem.
- Cóż, jeśli ten twój ideał jest socjopatą, wykorzystuje ludzi i przez dwa lata udaje przed przyjaciółmi, że nie żyje, to może lepiej naprawdę się za nim nie uganiaj.
Wybucham śmiechem. A więc jedziemy na całego? Proszę bardzo!
- Brawo, w końcu to wydedukowałeś!
Milczy. Poważnie patrzę mu w oczy.
- Ty nie jesteś socjopatą, Sherlock. Jesteś tchórzem, który boi się własnych uczuć! – ostatnie zdanie wykrzykuję.
- Nie rozśmieszaj mnie! Co ty wiesz o moich uczuciach? – też krzyczy.
- No tak, pewnie nic! Jakże mogę się domyślać, co czuje wielki Sherlock Holmes!? I pewnie nie zawracasz sobie głowy takimi przyziemnymi uczuciami jak przyjaźń, zrozumienie czy miłość!
- Miłość? Nie gadaj! To zwykłe reakcje chemiczne zachodzące w organizmie!
Przez chwile nie wiem, co odpowiedzieć. Oddycham ciężko, a serce mi krwawi. Jak on może tak mówić i tak mnie ranić?
- Dzięki, że raczyłeś mi to wyjaśnić! – krzyczę w końcu. - Ale dobrze, że przestałam się łudzić, bo mógłbyś mnie wykorzystać tak, jak Janine!
Chyba się nie spodziewał, że tak mu odparuję, bo gapi się tylko na mnie zaskoczony i milczy. Nie czekam, aż mu przejdzie, tylko wychodzę wściekła z pokoju, biegnę do siebie i ubieram kurtkę i buty. Kiedy schodzę na dół, słyszę jak znowu gra na skrzypcach. Nie wiem czemu, ale nagle zaczynam płakać.
Zbiegam na dół, gdzie wpadam na panią Hudson i Johna. Policzki mam już całe we łzach.
- John, co tu robisz? – pytam z trudem.
- Co to były za krzyki na górze? – wtrąca się pani Hudson.
- Sherlock prosił ze dwie godziny temu, żebym wpadł. Ty płaczesz? – zauważa John.
Kręcę głową, bo nie jestem w stanie nic powiedzieć.
John się wścieka.
- Sherlock coś ci nagadał?
Ponownie kręcę głową. John bez słowa zaczyna wbiegać na górę.
- John, nie! – mówię, ale znika już na piętrze.
- Co się stało, kochanie? - pani Hudson kładzie mi rękę na ramieniu.
Odwracam do niej głowę. Jest bardzo zmartwiona. W dodatku na górze słychać już odgłosy kłótni.
Muszę wyjść, bo zwariuję.
- Pani Hudson… – mówię, ocierając łzy. – Ja teraz pójdę na spacer, chcę pobyć sama, dobrze?
Kiwa głową. Czym prędzej wychodzę i idę przed siebie.

Czuję się jak idiotka. Nie wiem, co sobie myślałam. Głupia, głupia, głupia! Dobrze wiem, że był na mnie zły za ta akcję z Ianem. Zły i zraniony. Ale ja wiem, że to było idiotyczne! Nie musiał być taki okrutny! I nie wierzę, że naprawdę myśli, że miłość „to zwykłe reakcje chemiczne zachodzące w organizmie”… Nie wierzę!
Nagle dzwoni mój telefon. Sherlock. Nie odbieram, bo nie mam ochoty z nim rozmawiać. Idę dalej przed siebie, chociaż nie wiem gdzie.
Dochodzę w końcu na Russel Square Gardens i siadam na ławce. Dostaję smsa. To znowu Sherlock: Musimy porozmawiać. Czekam w domu.
Czytam i znowu z oczu płyną mi łzy. Gapię się na fontannę przede mną, jkaby to było coś nad zwyczaj interesującego. Jest dość  późno, więc w pobliżu nie ma nikogo.
Co ja mam zrobić? Nie mam siły dziś z nim rozmawiać, boję się, że znowu się pokłócimy. I nie chcę słuchać, jak mi daje kosza. Ale nie mam się gdzie podziać.
Siedzę tak i ocieram łzy. Nagle znowu odzywa się mój telefon, więc sięgam po niego do torebki..
- No, w końcu się spotykamy – słyszę za uchem.
Komórka wypada mi z ręki. Znam ten głos… odwracam głowę i widzę Jima Moriarty’ego.


16 komentarzy:

  1. Super! Pod koniec coś mi mówiło, żeby był Moriarty..i co? Jest ;D Przez Ciebie nie będe mogła zasnąć, bo będe rozmyślała nad dalszym ciągiem ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie bierz przykładu z Moffata, proszę Cię. Ostatnie zdanie to cios poniżej pasa, ja się zastanawiam jak się potoczy wątek kłótni z Sherlockiem, a tu pojawia się Jim, no halo... ;-; Czekaj tu teraz.

    Pisz, pisz, dużo weny! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Dokładnie jak napisała Jenny ;p czekam na ten wątek z kłótni a tu nagle się Moriarty pojawia… i jeszcze pewnie Sherlock chciał przez ten telefon jej powiedzieć że ma uważać bo Jim sobie po mieście krąży? Tak, to całkiem w jego stylu.
    Nie mogę się doczekać kolejnego rodziału, wchodzę tu kilka razy dziennie i dzisiaj taka niespodzianka :D
    Pisz dalej bo wychodzi Ci to świetnie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Tragedia. Piszesz jak 12-latka opowiadanie do szkoły. W jednym momencie jesteśmy na BS, potem już w galerii, potem znowu BS, czytalenik obawia się, że za chwilę wyląduje w Kuala Lumpur po drodze mając zawroty głowy. Poza tym... nie masz chyba zbyt dużego pojęcia o relacjach międzyludzkich, co?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, naprawdę? Załamię się, bo chcę dostać Pulitzera... Najlepiej sam coś napisz i pochwal się. I Bardzo łatwo się piszę, jak Cię znajomi poganiają. Co do relacji międzyludzkich... Tak, nie mam o nich pojęcia i siedzę zamknięta w mieszkaniu. To zwykły fanfick pisany dla zabawy. Thank you for your input :)

      Usuń
    2. Chlopak dobrze prawi, polac mu!

      Usuń
  5. Boziu! jak mogłaś skończyć w takim momencie? nienawidzę cię za to! ;D
    piszszybko kolejną częśc bo inaczej znajdę cię i uduszę we snie ale najpierw mipowiesz jak się to skończy :D
    weny weny!

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiem, że jestem zła, ale inaczej nie mogę, za duże wpływy Gatissa i Moffata :D :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale prosze postaraj sie żebynapiątekbyła już kolejna część ;) umieram z ciekawości :D

      Usuń
    2. Będzie już dziś :P , ale wieczorem :)

      Usuń
    3. *.* Seriusly? <3
      Super :D
      a tak wg znasz jeszcze jakiejś opowiadania o SHerlocku typu twojego? chętnie bym więcej tkich poczytała:D

      Usuń
    4. :):) Oj,niestety nie znam :/

      Usuń
  7. Anonimie ty chyba Sherlocka nie znasz :D Z tego co przeczytałam to nie. Dodatku jesteś młodą osobą i bardzo porywczą... Czyżby nowy psychopata? :D

    Gratuluję inwencji twórczej bloga, ale napiszę jeszcze raz. Zbyt mało opisów. Szkoda, bo pomysł świetny. Pisz dalej. Ćwicz jak najwięcej. No i czytaj! :D To klucz do sukcesu. Osobiście czytam wszystko. Nawet ludzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję;) Postaram się z tymi opisami, ale naprawdę ciężko, jak człowiek chce jak najszybciej opisać swoje pomysły i wrzucić na bloga ;) Czytam dużo, czytam, kocham książki - tak jak Sherlocka :D

      Usuń
  8. Nie przejmuj się wcale tym komentarzem od ANONIMA. Taki mądry, a pewnie sam nic lepiej nie pisze (albo wcale) i próbuje mądrego udawać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Małgosiu, cóż to za argument? :) Anonimowości za jaką się kryję również nie da się przejrzeć, więc skąd takie wnioski? To, że kto pisze czy nie, nie jest absolutnie argumentem, który zabierałby mu prawo do obiektywnej oceny :)

      Usuń