czwartek, 20 lutego 2014

Rozdział 10: Nerwy i palpitacje

(Tak jak niektórzy prosili, postanowiłam zrobić wyjątek i pokazać akcję ratowania Anny - a właściwie rozwiązywania sprawy - z perspektywy Sherlocka. Jakby co sorry, ale lepiej chyba wychodzi mi narracja pierwszosobowa ;) Enjoy :) Ach, i uwaga na palpitacje serca na końcu, popłynęłam... I dla tych co narzekali - jest jeszcze "gorzej" :P )


“This kiss is something I can't resist
           Your lips are undeniable
          This kiss is something I can't risk
          Your heart is unreliable
          Something so sentimental
          You make so detrimental
          And I wish it didn't feel like this
         Cause I don't wanna miss this kiss
          I don't wanna miss this kiss
                    Carly Rae Jepsen - This kiss

https://www.youtube.com/watch?v=Vf78alvpxRM

Sherlock szybko łapie pierwszą lepszą taksówkę i jedzie pod St. Barts. W myślach pogania kierowcę i non stop spogląda na zegarek. Stara się nie myśleć o Annie, która zostawił z szalonym Moriartym, bo serce mu krwawi. Boli go każdy oddech. Poza tym sam w sumie nie wie, co czuje, ale wie, że to nie czas się nad tym zastanawiać.
Po dwudziestu minutach szaleńczej jazdy przez Londyn wychodzi z auta i wbiega na dach szpitala St. Barts. W dłoni trzyma broń przygotowaną w każdej chwili do strzału i rozgląda się ostrożnie dookoła.
Na dachu jest zupełnie pusto, ale od razu zauważa zapisane kredą cyfry: 11-8-6-25-19-43 Pod nimi widnieją jeszcze dwa słowa: Królewna Śnieżka. Przez jego głowę od razu przebiegają miliony możliwości: współrzędne, kody, daty… Skup się – powtarza sobie - skup się!!! Myśl!
Nagle coś zeskakuje, jakby ktoś zapalił światło w jego głowie.  Miesiąc temu! To wylosowane  numery na loterii! Wygrał wtedy jakiś facet z Brixton… ale kto dokładnie?
Co robić? Analizuje szybko sytuację.
Moriarty powiedział, że może zadzwonić do Mycrofta… Sherlock nagle się uśmiecha.. Powiedział tak, bo i tak nie jest w stanie nic zrobić jego bratu… To znaczy może jest, ale to nie takie proste jak w przypadku Johna, Molly czy Gavina… Grahama… No, Lestarde’a.
Sherlock czym prędzej wyjmuje komórkę i wybija numer, na szczęście Mycroft odbiera już po trzecim sygnale.
- Musisz mi pomóc! – mówi do starszego brata.

Po pół godzinie Sherlock puka do mieszkania Davida Smitha, mężczyzny, który niedawno wygrał na loterii 10 milionów funtów. Otwiera mu siwiejąca już szczupła kobieta o smutnej twarzy i szarych oczach, która zaraz bacznie bada go wzrokiem.
- Dzień dobry – mówi Sherlock swoim wystudiowanym, przymilnym tonem. - Ja w sprawie pani męża, sytuacja jest krytyczna i muszę się śpieszyć!
Kobieta patrzy na niego zdziwiona.
- Ale mój mąż… nie żyje. Tydzień temu zmarł z powodu nieudanej operacji… Zostały teraz po nim tylko pieniądze, ale nam go nie wrócą…
- Wiem – przerywa jej, bo nie ma ochoty słuchać tego gderania. – Przeszczep serca. W szpitalu St. Thomas?
Kobieta powoli kiwa głową.
- Kto przeprowadzał operację?
- Nie rozumiem – mówi ostro żona Smitha. – Jest pan z ubezpieczeń? Czy w sprawie spadku?
Sherlock zamyka na chwile oczy. Ma wielką ochotę nią potrzasnąć.
- Kto przeprowadzał operację?! – powtarza podniesionym tonem głosu.
- Doktor Kent! – odpowiada wystraszona kobieta.
- Dziękuję – rzuca i bez pożegnania odchodzi w stronę taksówki.
- Ale kim pan jest?
- Detektywem - konsultantem! - odkrzykuje i znika w samochodzie.

Podczas jazdy do szpitala wszystko zaczyna mu się powoli układać, w każdym razie elementy pasuje do siebie. Od razu dzwoni do Moriarty’ego.
- Tak?
- David Smith! Wygrał na loterii tymi numerami! A Królewna Śnieżka… Zła Królowa kazała Łowcy zabić Śnieżkę i przynieść sobie jej serce w szkatule. A facet miał niedawno nieudany przeszczep serca… Czyżby ten lekarz, pan Kent, był w jakimś sensie podejrzany?
- Doprawdy, fascynujące, jestem z ciebie dumny… - odpowiada Moriarty, przeciągając po swojemu słowa. - Chociaż… jeszcze dużo roboty przed tobą… Spiesz się, czas ucieka, a twoja pani jest chyba coraz bardziej śpiąca – rozłącza się.
Sherlock ma niezmierną ochotę rozwalić swój telefon, ale zamiast tego znowu wybiera numer Mycrofta.
- Słuchaj, muszę się jakoś dostać do dokumentacji medycznej w szpitalu St. Thomas. To ważne!
Mycroft wzdycha.
- I niby mam ci w tym pomóc?
- Nie. Mam legitymację policyjną twojego faceta, dam sobie radę. Chodzi mi o to, że gdyby się zorientowali w szpitalu, że coś nie gra, to postaraj się to tak załatwić, żeby mnie nie aresztowali.
- Wiesz, że to wszystko jest nie do końca legalne?
- Wiem. Ale nie mam wyjścia… - mówi i chowa telefon do kieszeni.

Kobieta w archiwum szpitala, typ surowej nauczycielki z ciasno spiętymi włosami, patrzy na Sherlocka podejrzanie nad okrągłymi okularami.
- Dokumentację pana Smitha? A po co?
Macha jej szybko przed nosem legitymacją Lestrade’a, starając się niby przez przypadek zasłonić zdjęcie.
- Bo policja sobie tak życzy! I dodatkowo proszę o dokumentację ostatnich operacji prowadzonych przez doktora Kenta!
- Ale… tajemnica lekarska…
- A pani jest lekarzem? – mówi Sherlock przez zęby. - Poza tym chyba nie chce pani zostać oskarżona o utrudnianie śledztwa?
Kobieta milczy, po czym odchodzi. Mijają cenne minuty. W końcu wraca z kilkunastoma teczkami.
- Nie mam niestety wszystkiego. Część jest chyba w gabinecie doktora.
Sherlock przegląda szybko papiery. Niby wszystko się zgadza, ale… coś mu tu wygląda podejrzanie. Szkoda, że Johna przy nim nie ma.
-  A gdzie mogę go znaleźć?- pyta archiwistkę.
- Właśnie przyjmuje pacjentów w trzynastce, więc obawiam się, że…
Nie słucha już kobiety, tylko wychodzi i idzie w stronę korytarza. Pisze szybko smsa do brata: Niech Lestrade przyjeżdża migiem do St. Thomas! Doktor Kent, gabinet 13! Mało czasu!

Sherlock szybko znajduje gabinet Kenta, stoi przed nim grupka osób. Ma szczęście, bo właśnie wyszedł pacjent.
- Przepraszam – rzuca do starszego mężczyzny, który właśnie wstaje, by wejść. – Jestem honorowym dawcą krwi.
Wciska się do środka, nie słuchając pojękiwań wściekłych pacjentów, i zamyka drzwi gabinetu. Doktor Kent, jak pisało na drzwiach - kardiochirurg, to trochę lalusiowaty facet przed czterdziestką z gładko zaczesanymi blond włosami i śnieżnobiałymi zębami. Wygląda na oburzonego.
- Co pan robi i kim pan jest!? Zaraz wezwę policję!
- Nie ma potrzeby – odparowuje Sherlock i wyjmuje skradzioną legitymację. – Będzie mi pan musiał wyjaśnić te wszystkie podejrzane braki w dokumentacji pańskich pacjentów. Gdzie ma pan teczki, których brakuje w archiwum?
Kent mimowolnie zerka na szuflady. Sherlock od razu zaczyna je przeszukiwać, nie czekając na odpowiedź lekarza.
- Co pan robi? Nie ma pan nakazu!
- Doprawdy?
W trzeciej szufladzie znajduje teczki i przegląda ich zawartość.
- No, no… to mi wygląda na nielegalne operacje. – Nagle słychać policyjne syreny. – Jak widać moi koledzy już tu są.
Sherlock zerka na zegarek i z trwogą widzi, że minęły trzy godziny. Niech ten Lestarde się pośpieszy!
Po pięciu minutach Lestrade i Donovan wchodzą do gabinetu.
- Chwała Bogu!
- Sherlock? Co ty tu robisz? Mycroft coś mówił o lekarzu…
- Lepiej dla wszystkich, żebyś nie wiedział – wciska mu teczki. – Przejrzyjcie to i aresztujcie go. Ja muszę iść!
W taksówce znowu dzwoni do Moriaty’ego.
- Tu nie chodzi o Smitha! Kent jest zamieszany w przeprowadzanie nielegalnych przeszczepów! – rzuca zamiast powitania.
- Brawo! Chociaż myślałem, że trochę szybciej to rozwiążesz. Śpiesz się, bo Anna już śpi jak aniołek.
- Właśnie jadę do was!
- Chyba pozwolę ci zadzwonić po Johna. Twoja dziewczyna może potrzebować lekarza… Śpiesz się! – Jim rozłącza się.
Sherlock przez chwilę ciężko oddycha, po czym wybiera numer Johna.
- Sherlock? Stało się coś?
- Tak. Ubieraj się i jedź na tą budowę na Wembley! Szybko!
- Ale po co?
- Nie ma czasu! Będę czekał, bądź jak najszybciej! – rozłącza się, nie czekając na odpowiedź.

Sherlock wybiega z taksówki i od razu wpada na Johna.
- Co…?
- Szybko, do środka.
Wbiega do walącego się budynku, John za nim.
- Moriarty porwał Annę  - tłumaczy, łapiąc oddech. - Prawdopodobnie ją czymś uśpił!
Obaj już pędzą korytarzem. Do drzwi pomieszczenia, gdzie przetrzymywana jest Anna jest coraz bliżej.
- Co ty mówisz?
Sherlock nie odpowiada, pierwszy dopada drzwi, otwiera je i wpada do środka. Ile sił w nogach biegnie do krzesła z przywiązaną dziewczyną. Nie dba już o Moriarty’ego, poza tym i tak nigdzie go nie ma.
- Dzwoń po karetkę! – krzyczy do przyjaciela.
Widzi, że kroplówka zeszła już prawie cała, została może jedna dziesiąta. Pierwsze, co robi to wyrywa wenflon, potem odpina Annę, która bezwiednie zsuwa się na podłogę. Dziewczyna jest nieprzytomna.
John dobiega do nich, trzyma przy uchu telefon.
- Tak.. tak… - sprawdza puls Annie. – Puls jest, ale bardzo słabo wyczuwalny.  I oddycha, chociaż płytko… Ale pośpieszcie się! – John rozłącza się.
Sherlock kładzie głowę Anny na swoich kolanach. Chyba pierwszy raz w życiu jest tak oszołomiony, powtarza sobie tylko w duchu: Nie umieraj, błagam cię, nie umieraj!
John podchodzi do wieszaka z kroplówką i uważnie bada woreczek.
- Podał jej chyba zwykłe znieczulenie ogólne – mówi. -  Tylko podejrzewam, że w większej dawce i mocno rozcieńczone…
- Co jej może być? Czy ona… - Sherlock nie jest w stanie dokończyć zdania.
- Nie sądzę… Ale może być w śpiączce, nie wiadomo jak długo… Nie wiem ile on tego rozcieńczył.
Sherlock zamyka oczy i zaciska swoje palce na dłoni Anny. Po chwili czuje, jak John kładzie mu rękę na ramieniu.
- W szpitalu ją wybudzą, na pewno.
Wie, że John sam nie jest pewny tego, co mówi, mimo to stara się mu wierzyć. Cały czas sprawdza Annie puls. Wciąż słaby, ale chociaż równy.
Po paru długich minutach słychać karetkę. Zaraz potem do środka wbiegają sanitariusze.
- Ktoś jej podał w kroplówce silne środki nasenne, prawdopodobnie barbiturany – mówi John i podaje młodej lekarce woreczek z kroplówką. – Słaby puls, płytki oddech.
Lekarka kiwa głową, a sanitariusze wynoszą Annę na noszach.
- Chodź – mówi John, podając Sherlockowi rękę. – Jedziemy do szpitala, jestem swoim samochodem.

W ciemności słyszę głosy. Czy to John? A to może Mary? O, tego głosu nie znam – mówi coś o wybudzaniu. I o dużym szczęściu. Potem znowu zasypiam, następnie się tak jakby budzę. I tak za zmianę.
Ile już czasu tak leżę? Ojej, czy to Sherlock? Naprawdę go widzę w ciemnej sali? A może mi się śni…? Stoi przy oknie, w świetle księżyca… włosy i oczy mu błyszczą… patrzy się na mnie. A potem… Nie, na pewno mi się to śni, bo Sherlock całuje mnie w czoło, a potem wychodzi. Przecież on tak nie robi, nie całuje dziewczyn w czoło…  on jest…
W następnej chwili (a może następnej nocy? Sama już nie wiem…) widzę Moriarty’ego. Śpiewa coś, uśmiechnięty. Próbuję wsłuchać się w słowa jego dziwnej piosenki. „Sherlock się lęka, Sherlock się lęka… Anna umiera, serce mu pęka…  Sherlock w rozpaczy, Sherlock w rozpaczy… bo już nigdy jej nie zobaczy.”
Chcę się ruszyć, ale nie mogę. Nie jestem przywiązana, po prostu nie jestem w stanie nic zrobić. Słyszę nagle kroki… Wiem, że to Sherlock.
- Wypuść ją – mówi do Jima.
- Wypuszczę. Ale coś za coś. Ona za ciebie.
Chwila milczenia. W tej ciemności nie mogę dokładnie dostrzec twarzy Sherlocka.
- Zgoda – mówi.
Zaczynam krzyczeć, oni jednak się tym nie przejmują. Moriarty zaczyna się śmiać, po czym celuje w Sherlocka i strzela mu w serce.
- Nieeeee! – krzyczę i otwieram oczy.
Chyba siedzę na łóżku. Ciężko oddycham. Widzę, że przytrzymują mnie czyjeś ręce i chcę się wyrwać.
- Cicho! Bo mnie stąd wyrzucą! – ktoś mi kładzie palec na ustach.
Ten głos… kochany głos…
- Sherlock…? – pytam drżącym głosem i podnoszę głowę.
Sherlock siedzi na łóżku i patrzy na mnie swoimi cudnymi oczami. W jego spojrzeniu znać zaniepokojenie i czułość. Wciąż trzyma mnie za nadgarstki.
Powoli dochodzę do siebie i rozglądam się dookoła po ciemnej sali. Nie mam pojęcia gdzie jestem.
- Jak się czujesz?
- W porządku, chociaż trochę… oszołomiona. Gdzie jestem?
- W szpitalu. Ty nic… nie pamiętasz?
Mrugam oczami, badając ostrożnie swoje wspomnienia. Najpierw mam jakieś przebłyski, potem wyraźniejsze obrazy, a w końcu wszystko mi się układa: Moriarty, kroplówka, Sherlock… Na koniec przypominam sobie swój sen i zaczynam drżeć. Sherlock mnie przytula.
- Cała się trzęsiesz… Już dobrze, jesteś bezpieczna.
Nie mam siły mu tłumaczyć, że to o niego się najbardziej bałam. Zamiast tego wtulam się w jego ramiona jak mogę najmocniej.
- A co tam – słyszę.
 Sherlock ściąga szalik i płaszcz, a potem kładzie je na krześle. Następnie wchodzi pod kołdrę.
Kładę mu głowę na piersi i tak leżymy. Dalej trochę drżę, ale w końcu powoli się uspokajam.
- Chciałbym, żebyś wiedziała jedno… Nigdy… nigdy bym cię nie wykorzystał tak, jak Janine… - mówi Sherlock cicho.
- Wiem… - szeptam. - Przepraszam… Tak naprawdę wcale tak nie myślę i nie myślałam.
Głaszcze mnie po włosach, co sprawia, że mam przyjemne dreszcze. Och, nie przestawaj!
- Nie przepraszaj… To moja wina. Byłem wściekły i nagadałem ci głupoty.
- To znaczy… to znaczy, że nie uważasz, że miłość to tylko reakcje chemiczne zachodzące w organizmie? – pytam ostrożnie.
- Oczywiście, że nie, głuptasie!
Uśmiecham się w ciemności. Ponownie też robię się senna.
- Dobrze wiedzieć…
Oczy mi się zamykają. Delikatnie odsuwa mi włosy z czoła.
- Śpij, śpij…
Ja jednak nie chcę zasnąć, nie teraz. W końcu jednak odpływam, nie niepokojona żadnym strachem.

Kiedy rano się budzę, Sherlocka już nie ma. Czuje się jakbym nagle stała się pusta i rozczarowana zaczynam się zastanawiać czy to mi się czasem nie śniło, ale widać wyraźnie, że w łóżku ktoś obok mnie spał. Pościel jest zmierzwiona.
Uśmiecham się. A jednak… Przyciągam do siebie poduszkę, na której spał Sherlock i wtulam się w nią.
Po godzinie wchodzi mój lekarz, starszy, ale konkretny jegomość. Dokładnie mnie bada i w końcu zgadza się, żebym wieczorem wyszła do domu. Oddycham z ulgą, bo w sali już nie mogę wytrzymać.

Koło osiemnastej odbierają mnie John z Mary. Jedziemy na Baker Street, gdzie zostawili Lily z panią Hudson.
Wchodzę do mieszkania, rozglądając się za Sherlockiem. Niestety, są tylko pani Hudson i Lily. Nie potrafię ukryć rozczarowania, które rozlewa mi się po organizmie niczym jakaś trucizna.
- Powiedział mi, że będzie w domu wieczorem – szepta mi do ucha John, kiedy Mary idzie wziąć małą na ręce.
Zerkam na Johna z nadzieją. On lekko się uśmiecha, klepie mnie po plecach i odchodzi do żony.
- Wiecie co, może zrobię herbatę? – mówi pani Hudson. – Co wy na to?
- Oczywiście – stwierdza John, obejmując żonę i córeczkę.
Kiwam szybko głową i idę usiąść z nimi w salonie. Muszę się czymś zająć, bo zwariuję.

Stoję przy oknie u siebie w pokoju i gapię się w gwiazdy na bezchmurnym niebie. Zostawiłam Watsonów i panią Hudson na dole, mówiąc, że idę do siebie trochę odpocząć. Nie mogłam wytrzymać.
Przez te ostatnie wydarzenia mam straszny zamęt w głowie. Czuję, że zaraz chyba przestanę się orientować, jak się nazywam. Teraz wszystko w moim życiu dzieje się za szybko, wydaje mi się, że wpadłam do jakiegoś kołowrotka.
Przyciskam czoło do zimnej szyby i zamykam na chwilę oczy. Nagle słyszę pukanie w drzwi.
- Proszę! – mówię i odwracam głowę.
To Sherlock. W mojej ulubionej, purpurowej koszuli rozpiętej pod szyją. Zamieram i gapię się na tą doskonałość, niezdolna ani się ruszyć, ani wypowiedzieć słowa. I chyba mam zawał serca.
Sherlock przez chwilę taksuje mnie wzrokiem jakby się nad czymś zastanawiał, a potem rusza zdecydowanie w moją stronę. Mam dziwne przeczucia, bardzo dziwne. Ręce zaczynają mi się trząść.
Sherlock podchodzi bliżej, bierze moją twarz w dłonie i patrzy mi głęboko w oczy. Teraz już naprawdę nie wiem, jak się nazywam. Moje serce wariuje, zachowuje się niczym młot pneumatyczny. A potem…
Sherlock mnie całuje.
Jeśli wcześniej nie miałam zawału serca, to w tej chwili mam go na pewno. Jeśli wcześniej miałam zamęt w głowie, to w tej chwili panuje w niej prawdziwa burza.
Wplatam palce w loki Sherlocka, tak jak zawsze chciałam, unoszę się nad ziemią i całuję go, całuję, całuję… Jeśli to nie niebo, to nie wiem czym ono jest.
Nagle słyszę czyjeś chrząknięcie. Z trudem odrywam się od Sherlocka i widzę zmieszanego Johna w drzwiach.
- Ja właśnie… - mówi, potem macha ręką. – Przepraszam.
Odchodzi. Śmiejemy się z Sherlockiem, chociaż w głębi serca czuję się jak dziecko, któremu zabrano cukierek.
- Gdzie się podziewałeś? – pytam , głaszcząc go po pliczku i patrząc mu w oczy.
- Szukałem Moriarty’ego. Niestety bez rezultatu, znowu gdzieś przepadł.   
Powinnam się chyba tym przejąć, ale w obecnej sytuacji nie jestem w stanie.
- Nie podziękowałam ci jeszcze za uratowanie mi życia.
Sherlock całuje mi dłoń.
- Przestań. Czy jest jeszcze coś, co mogę dla pani zrobić…?
Uśmiecham się figlarnie.
- Może pan mnie jeszcze raz pocałować, panie Holmes.

Od razu spełnia moją prośbę.

21 komentarzy:

  1. Baaaaaardzo dobry wątek z tymi nielegalnymi przeszczepami serc, świetna przeróbka "piosenki" Moriarty'ego z 3 odc, no a koniec...na to czekałam, przyznam się szczerze. :3 Świetny rozdział, gratuluję.

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaaaa...no i oczywiście smaczki typu purpurowa koszula :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za wątek z Sherlockiem :)) SH jaki romantyczny :o Bardzo podoba mi się ten roździał. Mam nadzieję, że następne będą tak samo dobre :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeja jak ja to uwielbiam :D choć trudno mi sobie wyobrazić tak czułego Sherlocka to nawet mi pasuje i… zazdroszcze bohaterce ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, mi też pasuje i to meeeega :D A tak ogólnie dziewczyny, dziękuję za opnie :)

      Usuń
  5. Zaraz zwymiotuję. Nawet nie mam siły wyliczać tych wszystkich błędów logicznych. Weź się za jakieś tanie romansidła, Sherlock Ci nie służy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za opnie, na pewno wezmę ją sobie do serca... A ja nie mam siły tłumaczyć Ci tego samego po raz setny... Pozdrawiam :)

      Usuń
    2. Jeśli zwymiotujesz, to mam nadzieje że zaczniesz się dławić ♥♥
      Naucz się rozróżniać konstruktywną krytykę a hejterstwo, bo tobie nie służy internet. Już wcześniej zdałeś sobie sprawę że ci się nie podoba, więc na co to czytasz.?
      Bo nigdzie indziej nikomu nie chce się słuchać twoich opini.? Smutne ...

      Usuń
    3. Dziewczynko, skąd w Tobie tylne nienawiści kochana? :) Próbowałem krytykować konstruktywnie, ale spływało to po autorce jak po kaczce, może teraz coś jej przemówi do rozsądku. No, ale jest popyt, to jest i podaż. Póki będą istniały takie tępe móżdżki jak Ty i Tobie podobne, to tania pismanina będzie się szerzyć. A szkoda.

      Usuń
    4. Richard: Nie, nie przemówi. Nienawiści? A mówienie o kimś, że jest tępym móżdżkiem to już jest ok? Wiesz co, nie szkoda Ci czasu? Daj już spokój, ok?

      Usuń
    5. Kochanie, skąd u Ciebie taki idiotyzm.? :) Próbujemy Ci pokazać że Twoje "konstruktywne wypowiedzi" nie wiele tu dają, a po Tobie to spływa jak po kaczce, może teraz więc przemówię Ci do rozsądku. No, ale jest hejt, to jest i poczucie własnej wartości. Póki będą istniały ciemnoty jak Ty i Tobie podobni to żałosne komentarze będą się szerzyć. A szkoda.

      Usuń
  6. Richard Brook: jak się nie podoba, to nie czytaj, to już nie jest "konstrukcyjna krytyka" tylko czepianie się dla samego czepiania. Nie każdy trawi odstępstwa od kanonu (i serialu), ale jeśli tobie to nie pasuje, to nie musisz sobie psuć humoru lekturą (i innym też). Pragnę jednak zauważyć, że zmienianie fabuły lub tylko nawiązywanie do niej jest niepisanym prawem autorów piszących fanfiction. Pozdrawiam,
    Yooletchka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Ja to mu tłumaczyłam już, ale jak grochem o ścianę :)

      Usuń
  7. Brak mi słów.
    to jest świetne :D
    i z tym przyszczepem serca super.
    a. muszę się przyznaźc że też czekałam na to co było na koniec xd
    mam nadzieję że rozdział pojawi się szybko :D
    ~Acruxia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Takie komentarze dają mi powera, żeby pisać dalej :D Nowy rozdział możliwe, że jutro :)

      Usuń
  8. Rozdział świetny. Świetny. Świetny.
    Widać ze siedzisz w fandomie całą sobą, bo fioletowa koszula.! No i Graham ♥♥
    Bardzo podoba mi się wątek rozwiązywania sprawy. Jest naprawdę ciekawy, chociaż nie jest to do końca myślenie jak Sherlock.. Bo wiemy ze nawet w obliczu zagrożenia życia bliskiej mu osoby (Mrs. Hudson, John, Lestrade...) Sher dalej myśli logicznie. No ale cóż, Twój pomysł, Twoje opowiadanie, i bardzo mnie się podoba :>
    Czekam na dalsze części i liczę że będzie to jak najszybciej.!
    Weny.!! ♥♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Dziękuję xDDD Cieszę się :) Siedzę, siedzę, fandom Sherlocka to najlepszy fandom ever :D A co do myślenia - wiem, że nie jest, ale trudno mi jakoś ogarnąć to myślenie Sherlocka :D Łatwiej mi się pisze wątki Anny, no ale ten raz się poświęciłam :) Piszę kolejną cześć, powinna być jutro :) :*

      Usuń
  9. Dzisiaj Ragnarök, a nie ma nowego roździału :<

    OdpowiedzUsuń