„This is what I brought you; this you can keep
This is what I brought; you may forget me
I promised you my heart, just promise to sing
Kiss my eyes and lay me to sleep
Kiss my eyes and lay me to sleep
This is what I thought; I thought you need me
This is what I thought; so think me naive
I promise you a heart, you promised to keep
Kiss my eyes and lay me to sleep
Kiss my eyes and lay me to sleep
Hey Miss Murder can I ?
Hey Miss Murder can I ?
Make beauty stay If I take my life?”
This is what I brought; you may forget me
I promised you my heart, just promise to sing
Kiss my eyes and lay me to sleep
Kiss my eyes and lay me to sleep
This is what I thought; I thought you need me
This is what I thought; so think me naive
I promise you a heart, you promised to keep
Kiss my eyes and lay me to sleep
Kiss my eyes and lay me to sleep
Hey Miss Murder can I ?
Hey Miss Murder can I ?
Make beauty stay If I take my life?”
AFI - Miss Murder
Opalam się na ręczniku na piasku, ciepłe promienie
słońca ogrzewają moje ciało, a niedaleko słyszę szum morza. Otwieram oczy i
nachylam się do Alexa, który leży w nosidełku w cieniu pod parasolem i ziewa.
Zaraz chyba zaśnie.
- Śpij kochanie – mówię cicho i całuje małego w
czoło, a on obdarza mnie lekko zmęczonym, badawczym spojrzeniem swoich
ślicznych niebieściutkich oczu. Mój synek najsłodszy…
Jesteśmy w trójkę na Krecie, w podróży poślubnej.
Jest początek maja, więc na szczęście jest ciepło, ale nie ma upałów. Nie
wyobrażam sobie zabierać tutaj małego paromiesięcznego dziecka w lipcu czy w
sierpniu… To by była mordęga.
Próbuję czytać jedną z książek Stephena Kinga, „Dallas
‘63”, ale po chwili przeszkadza mi w tym Sherlock. Właśnie wyszedł z morza i
oczywiście musi teraz położyć się obok i mnie objąć. Moje nagrzane od słońca
ciało ciężko to znosi.
- Ej! Zimny jesteś! – chcę się od niego odsunąć, ale
on tylko przytrzymuje mnie i zaczyna całować. Jego skóra pachnie wodą morską, a
moje zmysły zaczynają wariować.
- Kochanie, jesteśmy na plaży… - śmieję się, chociaż
smak jego ust mnie oszałamia.
- I tak poza nami nikogo to nie ma… - mówi mi do
ucha, sprawiając, że mam gęsią skórkę.
Wiem, że nie ma. Jesteśmy zupełnie sami na ustronnej
plaży przed naszym domkiem, na skraju maleńkiego miasteczka nad brzegiem morza,
w dodatku ukryci za skałami. Nikt nas nie jest w stanie zobaczyć, chyba, że
przywędruje tu zza klifów.
Nie wytrzymuję i całuję go w słoną od wody szyję,
wplatając palce w jego loki. Oddech mi przyspiesza, a krew zaczyna buzować w
żyłach. Za chwilę czuję, jak Sherlock odwiązuje mi górę od stroju kąpielowego.
Opadamy na ręcznik ma miękkim piasku, ogrzewani
słońcem, a ja dzięki jego dłoniom i ustom czuje się jak w raju.
Kreta
okazuje się naprawdę wspaniałą wyspą. Odwiedzamy Agios Nicholaos, urokliwe
miasteczko z portem oraz ślicznymi domkami i tawernami, gdzie można kupić setki
pamiątek, plażę Vai z palmami jak na Karaibach oraz dawną wyspę trędowatych, na
którą płyniemy statkiem, dzięki czemu możemy podziwiać naprawdę cudne widoki. W
międzyczasie oczywiście siedzimy na plaży, spacerujemy i się relaksujemy. I
naturalnie objadamy się musaką, tzatzyki i baraniną z grilla.
Odpoczynek
i trochę spokoju naprawdę nam się przyda po tym całym szaleństwie odkąd się
poznaliśmy, bo czasem to już naprawdę nie wiedziałam jak się nazywam. I
ostatnio ten Kuba Rozpruwacz… Jak o tym pomyślę mam ciarki. Proszę, dość już
tych szaleństw.
W trzeci
dzień po powrocie, w całkiem słoneczną sobotę, z rana wpada do nas Tom.
- Hej
brzdącu! – mówi wesoło do Alexa i od razu bierze małego z łóżeczka. – To ja,
twój ulubiony wujek. I mam dla ciebie prezent – zaczyna go kołysać na rękach, a
mały wybucha śmiechem i zaczyna ruszać nóżkami w śpioszkach w złote znicze z
„Harry’ego Pottera”.
Kręcę
głową rozbawiona. Ciągle tylko nowe zabawki lub ubranka. Jak tak dalej pójdzie
to Tom strasznie rozpuści naszego syna. I na pewno będzie przez niego
uwielbiany.
Po chwili
zabawy i nowym pluszaku do kolekcji siadamy wszyscy do śniadania.
- Tobie to
dobrze – Tom mruga do brata i smaruje sobie tost ketchupem. – Śniadanie
zrobione, żona ideał i synek jak z marzeń…
Wybucham
śmiechem, a mój mąż, chociaż najpierw przewraca oczami, to zaraz potem mnie
obejmuje i całuje w policzek. On tak mnie kocha…
- Tak,
muszę stwierdzić, że jestem prawdziwym szczęściarzem – mamrocze mi do ucha, w
efekcie czego czuję ciepło w sercu.
- Jak było
na Krecie? – nasz gość szczerzy zęby w uśmiechu.
- Super! –
Na same wspomnienia się rozmarzam. Ile bym dała, żeby tam jeszcze wrócić! –
Kryształowa woda, słońce non stop, ciekawe rzeczy do zwiedzania i pyszne
jedzenie.
- Widać,
ze wypoczęliście. Wiecie, wpadłem, bo mam sprawę. Macie dziś czas po południu?
- Tak,
chyba mamy… - mówię ostrożnie, patrząc na Sherlocka, bo w sumie kto tam wie co
on kombinuje lub co mu może wyskoczyć. Życie z moim księciem jest równie nieprzewidywalne
jak zawody skoczków narciarskich przy silnym wietrze.
- Nic nie
planuję – mówi szybko mój mąż, taksując brata swoim przewiercającym na wylot
spojrzeniem. – Ale zdaję sobie sprawę, co ty planujesz. I nie wiem czy tego
chcę… - kończy z lekkim napięciem.
Mrużę
oczy, próbując nadążyć za tematem
rozmowy, ale chyba go gdzieś zgubiłam.
- Po
prostu się boisz – Thomas przewraca oczami. – W każdym razie… Zapraszam was
dziś na siedemnastą na kolację ze mną i z moim chłopakiem. Ta francuska knajpka
w Southwark. Mycroft obiecał, że będzie, ale z wielkim oporem.
- Och! –
orientuję się o co chodzi i nie mogę powstrzymać uśmiechu. – Jasne, że
przyjdziemy! To bardzo miło, że nas zapraszasz!
No to
pięknie… Tom postanowił, że przedstawi nam swojego faceta. Dobrze, że wygadał
się już Sherlockowi, bo mogło być różnie. Ja sama mam nadzieję, że skoro mój
mąż pogodził się z faktem, że Mycroft jest z Gregiem, to i do końca pogodzi się
z tym, że Tom ma faceta…
A co do
mnie… naprawdę się cieszę, że w końcu poznam tego ukochanego Thomasa. To
musi być naprawdę niezwykły człowiek,
skoro ten wesoły i ciepły chłopak aż tak się w nim zakochał… umieram z
ciekawości żeby go poznać!
- Dobra,
Tom…- widzę po moim mężu, że całkowicie skapitulował i nie zamierza utrudniać
bratu życia, przez co daję mu całusa w policzek. – Co powiesz na to, by
obejrzeć nasze zdjęcia z wakacji? Sherlock to chyba całkiem niezły fotograf!
Powoli
zbliża się popołudnie, w efekcie czego mój ukochany jest coraz bardziej
zdenerwowany. Nic nie mówię, tylko się do niego przytulam.
- Wiem, że
się o niego martwisz – mówię cicho. – Ale wszystko będzie dobrze – delikatnie głaszczę
go po ręce.
Wyczuwam
jego troskę, chociaż wiem, że Sherlock nigdy w życiu by się nikomu do tego nie
przyznał. On zaraz mocniej mnie przytula i tak siedzimy do momentu, aż Alex nie
zaczyna płakać. Lecę do małego, przewijam go i utulam, a potem wracam z nim do
salonu. Sherlock od razu ciepło się uśmiecha widząc synka.
Siadam koło
niego, z małym na kolanach. Sherlock delikatnie łaskocze Alexa po brzuszku, a
ten od razu zaczyna się wesoło śmiać i łapie ojca za palec.
Uśmiecham
się do siebie i przytulam się do mojego ukochanego. Jestem taka szczęśliwa…
Niestety, od pewnego czasu nachodzi mnie przeczucie, że to wszystko jest zbyt
piękne, żeby było prawdziwe i coraz bardziej się boję, że to moje życie
rozsypie się jak domek z kart. Cóż… zawsze byłam niepewna siebie. Tak już mam.
- Co jest
kochanie? – pyta niepewnie Sherlock, zaglądając mi z czułością w oczy.
- Nic – tulę
do siebie małego i próbuję się uśmiechnąć. – Nieważne… Po prostu złe myśli.
Chyba za dużo dobrego na raz.
Mój
ukochany głaszcze mnie po włosach oraz delikatnie całuje. Mimowolnie leciutko
się uśmiecham.
- Kocham
was, księżniczko. – mówi cicho. - I zawsze będę.
Wzdycham uszczęśliwiona i od razu odsuwam od
siebie złe myśli. Niezależnie od wszystkiego Sherlock jest przy mnie, a to jest
najważniejsze. Dzięki temu jestem szczęśliwa i to mi wystarczy.
Popołudniu
przyjeżdża po nas Mycroft. Zostawiamy Alexa z panią Hudson i jedziemy do tej
knajpy.
- Ty dalej
nie wiesz, co to za facet? – Sherlock pyta z napięciem starszego brata.
Zamykam
oczy, przeklinając w duchu jego upierdliwość w tym temacie oraz modląc się by
przestał i jednocześnie robiąc niewinną minę. Na szczęście mój mąż obserwuje
Mycrofta.
- Nie
wiem, niczego nie daję rady wyśledzić. Nasz brat musiał dobrze wiedzieć jakich
użyję środków i był… jest… ostrożny. Poza tym wykrył, że moi ludzie go śledzą i
kiedy byliście na wakacjach zrobił mi awanturę.
- Typowe…
Sherlock
wzdycha niezadowolony, a ja w duchu zaczynam przygotowywać się na…. No właśnie,
sama nie wiem na co… Naprawdę, z chęcią poznam tego chłopaka, ale w takich
warunkach może nie być za miło… Tom w sumie dobrze zrobił mówiąc o wszystkim
braciom wcześniej.
Już w
milczeniu dojeżdżamy pod restaurację i wychodzimy z samochodu. Poprawiam szybko
jasnoróżową sukienkę, po czym wchodzę z chłopakami do miło wyglądającej
francuskiej knajpki urządzonej na styl prowansalski. Kratowane okienka,
winorośl na ścianach i butelki wina w koszykach. Miło i przytulnie.
Obserwuję przez
chwilę z ciekawością wystrój i Sherlock mnie wyprzedza. Potem odwracam głowę w
stronę, w którą poszedł i widzę Toma przy jednym ze stolików. Siedzi jeszcze
sam, elegancko ubrany, i uśmiecha się do nas. Od razu wesoło odwzajemniam
uśmiech i nagle…
Słyszę
strzał gdzieś z góry, z galerii na piętrze. W pierwszej chwili odwracam
zdziwiona głowę w kierunku źródła tego dziwnego dźwięku, jakby nie do końca
świadoma, co to było. Mrużę oczy w zamyśleniu i w następnym momencie dobiegają
mnie krzyki ludzi.
Serce zaczyna
mi mocniej bić, ale jeszcze nie wiem dlaczego, jakby mój mózg szybciej reagował
niż kojarzył. Najpierw mój wzrok pada na poszarzałą twarz Mycrofta, który chyba
zastygł bez ruchu, lecz zanim zdążę sama się wystraszyć lub nawet pomyśleć
słyszę przerażony krzyk Sherlocka. Krzyk, który mrozi mi krew w żyłach.
- Thomas!
– woła mój ukochany głosem pełnym bólu, tak zmienionym, że ledwo go rozpoznaje.
Od razu
odwracam głowę, a mój wzrok napotyka prawdziwy koszmar. To.. to niemożliwe…
Boże, błagam… proszę, nie! Sparaliżowana stoję w miejscu, czując zimno strachu
oblewające moje serce i kompletnie nie wiem, co robić.
Tom siedzi
na swoim krześle, teraz już z martwymi oczami, a z dziury na środku czoła
spływa mu krew, plamiąc białą koszulę. Ja mrugam powiekami, próbując odegnać
ten przerażający widok, ale niestety nie mogę sprawić, by zniknął, a Sherlock
jak na razie stoi z metr dalej, sparaliżowany tak, jak ja.
Nagle mój
mózg łączy fakty. Tom nie żyje. Dostał kulkę w głowę. Ktoś go zabił.
Tom nie
żyje. Uświadamiam to sobie z całą mocą i próbuje zwalczyć rozlewającą się już
po moim organizmie falę bólu oraz to trzymające mnie wciąż otępienie. Zmuszam
się też do oddychania.
Ostatecznie
sprowadza mnie na ziemię jeszcze jeden krzyk Sherlocka i to, że zaczyna biec w
stronę ciała brata. Automatycznie ruszam za nim, ale zaraz potem ponownie
zastygam, otwierając szeroko oczy z przerażenia.
Na plecach
Sherlocka, biegnącego w kierunku ciała Toma, widać czerwoną kropkę od celownika
snajpera. Otwieram usta. Nie! Tylko nie to! Tylko nie mój kochany!
-
Sherlock! – wrzeszczę dziko i zupełnie bez namysłu ruszam biegiem, chcąc nie
wiem… odepchnąć go z drogi pocisku,
zasłonić... cokolwiek. Byle tylko on był cały… nic innego się nie liczy.
Nie wiem
jakim cudem udaje mi się stanąć przed nim i w ostatniej chwili go osłonic. W
tej samej sekundzie słyszę strzał, ale nic się nie dzieje. Widzę tylko, że
Sherlock odwraca się do mnie z białą twarzą i bólem w oczach.
Nagle czuje
silny ból z tyłu pleców, na wysokości prawego płuca, i raptownie się
zatrzymuję.
- Anno? –
słyszę cichy i bardzo wystraszony głos mojego męża, jednocześnie mając
wrażenie, że drętwieje mi prawa część pleców. Próbuję odetchnąć, ale w środku
coś mnie pali niczym ogień.
Mój wzrok
pada na te kochane, a teraz pełne strachu, niebiesko-zielone oczy Sherlocka, po
czym nagle uginają się pode mną kolana. Opadam bez sił na drewnianą podłogę i
czuję pochłaniającą mnie ciemność.
Świetny, naprawdę świetny rozdział C:
OdpowiedzUsuńMój nowy ulubiony <3 Chociaż szkoda mi Toma, to jednak świetny pomysł z tymi postrzałami ;D
OdpowiedzUsuńO boże... Tylko nie Tom, tylko nie Anna :'(
OdpowiedzUsuńMam tylko nadzieję że to tylko jakiś sen albo coś w rodzaju złej wizji...
Chyba umrę z ciekawości czekając na kolejny rozdział. <3
OdpowiedzUsuńNo ale Toma moglybyscie oszczedzic, taki kochany wujek ;_;
OdpowiedzUsuńKoncowka jest... coz, zajebista! Mam nadzieje, ze nie bedzie kolorowo i Anna odniesie jakies obrazenia albo trwale uszkodzenia. Albo cos. XD
Dziękujemy za komentarze :) Mnie samą serce boli z powodu Toma, ale stało się to, co miało się stać... Ciekawa jestem czy zastanawiacie się kto go zabił xD
OdpowiedzUsuńZaczynamy teorie spisków i przypuszczeń! :D ze swojej strony mogę dodać, że na naszym blogu morderca już się pojawił. ;)
OdpowiedzUsuńMusicie zrobić powrót Sherlockowego Sherlocka ;_______; Stał się aż za czuły
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że w następnym opiszecie tą całą akcję z perspektywy Sherlocka :o
OdpowiedzUsuńCO?! A ja myślałam, że Moriarty wparuje do restauracji i powie coś w stylu "Witajcie kochani, jak ja lubię robić niespodzianki". A tu co? Sru kulka w głowę, sru kulka w plecy... Powiedziałabym, że to na pewno sprawka Jima, ale no... To wydaje mi się zbyt proste i logiczne. Chociaż to Sherlock miał dostać, a nie Anna, więc dużo wskazuje na Moriarty'ego... Mam mętlik w głowie, co wy ze mną robicie? ;____;
OdpowiedzUsuńCo mi szkodzi, czytam od nowa Waszego bloga, żeby dojść do sprawcy!
Dziękujemy, że czytanie bloga! :* To takie wspaniałe pokazać komuś własny punkt widzenia.
OdpowiedzUsuńSprawca wydaje się jasny, co sprawia, że zaczynam podejrzewać, że to nie Moriarty ;) świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńŚwietne opowiadanie czytam od jakiegoś czasu i zapiera mi dech w piersiach <3 Liczę, ze uda się kiedyś wydać książkę ;)
OdpowiedzUsuńCzy zajrzałabyś na mojego bloga? Dopiero zaczynam umieszczać swoje opowiadanie na blogu :) http://innaopowiadanie.blogspot.com/