środa, 16 kwietnia 2014

Rozdział 37: You shouldn't know...

„This is what I brought you; this you can keep
           This is what I brought; you may forget me
           I promised you my heart, just promise to sing
          Kiss my eyes and lay me to sleep
          Kiss my eyes and lay me to sleep

          This is what I thought; I thought you need me
          This is what I thought; so think me naive
          I promise you a heart, you promised to keep
         Kiss my eyes and lay me to sleep
         Kiss my eyes and lay me to sleep

         Hey Miss Murder can I ?
        Hey Miss Murder can I ?
        Make beauty stay If I take my life?”
                        AFI - Miss Murder


Opalam się na ręczniku na piasku, ciepłe promienie słońca ogrzewają moje ciało, a niedaleko słyszę szum morza. Otwieram oczy i nachylam się do Alexa, który leży w nosidełku w cieniu pod parasolem i ziewa. Zaraz chyba zaśnie.
- Śpij kochanie – mówię cicho i całuje małego w czoło, a on obdarza mnie lekko zmęczonym, badawczym spojrzeniem swoich ślicznych niebieściutkich oczu. Mój synek najsłodszy…
Jesteśmy w trójkę na Krecie, w podróży poślubnej. Jest początek maja, więc na szczęście jest ciepło, ale nie ma upałów. Nie wyobrażam sobie zabierać tutaj małego paromiesięcznego dziecka w lipcu czy w sierpniu… To by była mordęga.
Próbuję czytać jedną z książek Stephena Kinga, „Dallas ‘63”, ale po chwili przeszkadza mi w tym Sherlock. Właśnie wyszedł z morza i oczywiście musi teraz położyć się obok i mnie objąć. Moje nagrzane od słońca ciało ciężko to znosi.
- Ej! Zimny jesteś! – chcę się od niego odsunąć, ale on tylko przytrzymuje mnie i zaczyna całować. Jego skóra pachnie wodą morską, a moje zmysły zaczynają wariować.
- Kochanie, jesteśmy na plaży… - śmieję się, chociaż smak jego ust mnie oszałamia.
- I tak poza nami nikogo to nie ma… - mówi mi do ucha, sprawiając, że mam gęsią skórkę.
Wiem, że nie ma. Jesteśmy zupełnie sami na ustronnej plaży przed naszym domkiem, na skraju maleńkiego miasteczka nad brzegiem morza, w dodatku ukryci za skałami. Nikt nas nie jest w stanie zobaczyć, chyba, że przywędruje tu zza klifów.
Nie wytrzymuję i całuję go w słoną od wody szyję, wplatając palce w jego loki. Oddech mi przyspiesza, a krew zaczyna buzować w żyłach. Za chwilę czuję, jak Sherlock odwiązuje mi górę od stroju kąpielowego.
Opadamy na ręcznik ma miękkim piasku, ogrzewani słońcem, a ja dzięki jego dłoniom i ustom czuje się jak w raju.

Kreta okazuje się naprawdę wspaniałą wyspą. Odwiedzamy Agios Nicholaos, urokliwe miasteczko z portem oraz ślicznymi domkami i tawernami, gdzie można kupić setki pamiątek, plażę Vai z palmami jak na Karaibach oraz dawną wyspę trędowatych, na którą płyniemy statkiem, dzięki czemu możemy podziwiać naprawdę cudne widoki. W międzyczasie oczywiście siedzimy na plaży, spacerujemy i się relaksujemy. I naturalnie objadamy się musaką, tzatzyki i baraniną z grilla.
Odpoczynek i trochę spokoju naprawdę nam się przyda po tym całym szaleństwie odkąd się poznaliśmy, bo czasem to już naprawdę nie wiedziałam jak się nazywam. I ostatnio ten Kuba Rozpruwacz… Jak o tym pomyślę mam ciarki. Proszę, dość już tych szaleństw.

W trzeci dzień po powrocie, w całkiem słoneczną sobotę, z rana wpada do nas Tom.
- Hej brzdącu! – mówi wesoło do Alexa i od razu bierze małego z łóżeczka. – To ja, twój ulubiony wujek. I mam dla ciebie prezent – zaczyna go kołysać na rękach, a mały wybucha śmiechem i zaczyna ruszać nóżkami w śpioszkach w złote znicze z „Harry’ego Pottera”.
Kręcę głową rozbawiona. Ciągle tylko nowe zabawki lub ubranka. Jak tak dalej pójdzie to Tom strasznie rozpuści naszego syna. I na pewno będzie przez niego uwielbiany.
Po chwili zabawy i nowym pluszaku do kolekcji siadamy wszyscy do śniadania.
- Tobie to dobrze – Tom mruga do brata i smaruje sobie tost ketchupem. – Śniadanie zrobione, żona ideał i synek jak z marzeń…
Wybucham śmiechem, a mój mąż, chociaż najpierw przewraca oczami, to zaraz potem mnie obejmuje i całuje w policzek. On tak mnie kocha…
- Tak, muszę stwierdzić, że jestem prawdziwym szczęściarzem – mamrocze mi do ucha, w efekcie czego czuję ciepło w sercu.
- Jak było na Krecie? – nasz gość szczerzy zęby w uśmiechu.
- Super! – Na same wspomnienia się rozmarzam. Ile bym dała, żeby tam jeszcze wrócić! – Kryształowa woda, słońce non stop, ciekawe rzeczy do zwiedzania i pyszne jedzenie.
- Widać, ze wypoczęliście. Wiecie, wpadłem, bo mam sprawę. Macie dziś czas po południu?
- Tak, chyba mamy… - mówię ostrożnie, patrząc na Sherlocka, bo w sumie kto tam wie co on kombinuje lub co mu może wyskoczyć. Życie z moim księciem jest równie nieprzewidywalne jak zawody skoczków narciarskich przy silnym wietrze.
- Nic nie planuję – mówi szybko mój mąż, taksując brata swoim przewiercającym na wylot spojrzeniem. – Ale zdaję sobie sprawę, co ty planujesz. I nie wiem czy tego chcę… - kończy z lekkim napięciem.
Mrużę oczy,  próbując nadążyć za tematem rozmowy, ale chyba go gdzieś zgubiłam.
- Po prostu się boisz – Thomas przewraca oczami. – W każdym razie… Zapraszam was dziś na siedemnastą na kolację ze mną i z moim chłopakiem. Ta francuska knajpka w Southwark. Mycroft obiecał, że będzie, ale z wielkim oporem.
- Och! – orientuję się o co chodzi i nie mogę powstrzymać uśmiechu. – Jasne, że przyjdziemy! To bardzo miło, że nas zapraszasz!
No to pięknie… Tom postanowił, że przedstawi nam swojego faceta. Dobrze, że wygadał się już Sherlockowi, bo mogło być różnie. Ja sama mam nadzieję, że skoro mój mąż pogodził się z faktem, że Mycroft jest z Gregiem, to i do końca pogodzi się z tym, że Tom ma faceta…
A co do mnie… naprawdę się cieszę, że w końcu poznam tego ukochanego Thomasa. To musi  być naprawdę niezwykły człowiek, skoro ten wesoły i ciepły chłopak aż tak się w nim zakochał… umieram z ciekawości żeby go poznać!
- Dobra, Tom…- widzę po moim mężu, że całkowicie skapitulował i nie zamierza utrudniać bratu życia, przez co daję mu całusa w policzek. – Co powiesz na to, by obejrzeć nasze zdjęcia z wakacji? Sherlock to chyba całkiem niezły fotograf!

Powoli zbliża się popołudnie, w efekcie czego mój ukochany jest coraz bardziej zdenerwowany. Nic nie mówię, tylko się do niego przytulam.
- Wiem, że się o niego martwisz – mówię cicho. – Ale wszystko będzie dobrze – delikatnie głaszczę go po ręce.
Wyczuwam jego troskę, chociaż wiem, że Sherlock nigdy w życiu by się nikomu do tego nie przyznał. On zaraz mocniej mnie przytula i tak siedzimy do momentu, aż Alex nie zaczyna płakać. Lecę do małego, przewijam go i utulam, a potem wracam z nim do salonu. Sherlock od razu ciepło się uśmiecha widząc synka.
Siadam koło niego, z małym na kolanach. Sherlock delikatnie łaskocze Alexa po brzuszku, a ten od razu zaczyna się wesoło śmiać i łapie ojca za palec.
Uśmiecham się do siebie i przytulam się do mojego ukochanego. Jestem taka szczęśliwa… Niestety, od pewnego czasu nachodzi mnie przeczucie, że to wszystko jest zbyt piękne, żeby było prawdziwe i coraz bardziej się boję, że to moje życie rozsypie się jak domek z kart. Cóż… zawsze byłam niepewna siebie. Tak już mam.
- Co jest kochanie? – pyta niepewnie Sherlock, zaglądając mi z czułością w oczy.
- Nic – tulę do siebie małego i próbuję się uśmiechnąć. – Nieważne… Po prostu złe myśli. Chyba za dużo dobrego na raz.
Mój ukochany głaszcze mnie po włosach oraz delikatnie całuje. Mimowolnie leciutko się uśmiecham.
- Kocham was, księżniczko. – mówi cicho. - I zawsze będę.
 Wzdycham uszczęśliwiona i od razu odsuwam od siebie złe myśli. Niezależnie od wszystkiego Sherlock jest przy mnie, a to jest najważniejsze. Dzięki temu jestem szczęśliwa i to mi wystarczy.

Popołudniu przyjeżdża po nas Mycroft. Zostawiamy Alexa z panią Hudson i jedziemy do tej knajpy.
- Ty dalej nie wiesz, co to za facet? – Sherlock pyta z napięciem starszego brata.
Zamykam oczy, przeklinając w duchu jego upierdliwość w tym temacie oraz modląc się by przestał i jednocześnie robiąc niewinną minę. Na szczęście mój mąż obserwuje Mycrofta.
- Nie wiem, niczego nie daję rady wyśledzić. Nasz brat musiał dobrze wiedzieć jakich użyję środków i był… jest… ostrożny. Poza tym wykrył, że moi ludzie go śledzą i kiedy byliście na wakacjach zrobił mi awanturę.
- Typowe…
Sherlock wzdycha niezadowolony, a ja w duchu zaczynam przygotowywać się na…. No właśnie, sama nie wiem na co… Naprawdę, z chęcią poznam tego chłopaka, ale w takich warunkach może nie być za miło… Tom w sumie dobrze zrobił mówiąc o wszystkim braciom wcześniej.
Już w milczeniu dojeżdżamy pod restaurację i wychodzimy z samochodu. Poprawiam szybko jasnoróżową sukienkę, po czym wchodzę z chłopakami do miło wyglądającej francuskiej knajpki urządzonej na styl prowansalski. Kratowane okienka, winorośl na ścianach i butelki wina w koszykach. Miło i przytulnie.
Obserwuję przez chwilę z ciekawością wystrój i Sherlock mnie wyprzedza. Potem odwracam głowę w stronę, w którą poszedł i widzę Toma przy jednym ze stolików. Siedzi jeszcze sam, elegancko ubrany, i uśmiecha się do nas. Od razu wesoło odwzajemniam uśmiech i nagle…
Słyszę strzał gdzieś z góry, z galerii na piętrze. W pierwszej chwili odwracam zdziwiona głowę w kierunku źródła tego dziwnego dźwięku, jakby nie do końca świadoma, co to było. Mrużę oczy w zamyśleniu i w następnym momencie dobiegają mnie krzyki ludzi.
Serce zaczyna mi mocniej bić, ale jeszcze nie wiem dlaczego, jakby mój mózg szybciej reagował niż kojarzył. Najpierw mój wzrok pada na poszarzałą twarz Mycrofta, który chyba zastygł bez ruchu, lecz zanim zdążę sama się wystraszyć lub nawet pomyśleć słyszę przerażony krzyk Sherlocka. Krzyk, który mrozi mi krew w żyłach.
- Thomas! – woła mój ukochany głosem pełnym bólu, tak zmienionym, że ledwo go rozpoznaje.
Od razu odwracam głowę, a mój wzrok napotyka prawdziwy koszmar. To.. to niemożliwe… Boże, błagam… proszę, nie! Sparaliżowana stoję w miejscu, czując zimno strachu oblewające moje serce i kompletnie nie wiem, co robić.
Tom siedzi na swoim krześle, teraz już z martwymi oczami, a z dziury na środku czoła spływa mu krew, plamiąc białą koszulę. Ja mrugam powiekami, próbując odegnać ten przerażający widok, ale niestety nie mogę sprawić, by zniknął, a Sherlock jak na razie stoi z metr dalej, sparaliżowany tak, jak ja.
Nagle mój mózg łączy fakty. Tom nie żyje. Dostał kulkę w głowę. Ktoś go zabił.
Tom nie żyje. Uświadamiam to sobie z całą mocą i próbuje zwalczyć rozlewającą się już po moim organizmie falę bólu oraz to trzymające mnie wciąż otępienie. Zmuszam się też do oddychania.
Ostatecznie sprowadza mnie na ziemię jeszcze jeden krzyk Sherlocka i to, że zaczyna biec w stronę ciała brata. Automatycznie ruszam za nim, ale zaraz potem ponownie zastygam, otwierając szeroko oczy z przerażenia.
Na plecach Sherlocka, biegnącego w kierunku ciała Toma, widać czerwoną kropkę od celownika snajpera. Otwieram usta. Nie! Tylko nie to! Tylko nie mój kochany!
- Sherlock! – wrzeszczę dziko i zupełnie bez namysłu ruszam biegiem, chcąc nie wiem… odepchnąć go  z drogi pocisku, zasłonić... cokolwiek. Byle tylko on był cały… nic innego się nie liczy.
Nie wiem jakim cudem udaje mi się stanąć przed nim i w ostatniej chwili go osłonic. W tej samej sekundzie słyszę strzał, ale nic się nie dzieje. Widzę tylko, że Sherlock odwraca się do mnie z białą twarzą i bólem w oczach.
Nagle czuje silny ból z tyłu pleców, na wysokości prawego płuca, i raptownie się zatrzymuję.
- Anno? – słyszę cichy i bardzo wystraszony głos mojego męża, jednocześnie mając wrażenie, że drętwieje mi prawa część pleców. Próbuję odetchnąć, ale w środku coś mnie pali niczym ogień.

Mój wzrok pada na te kochane, a teraz pełne strachu, niebiesko-zielone oczy Sherlocka, po czym nagle uginają się pode mną kolana. Opadam bez sił na drewnianą podłogę i czuję pochłaniającą mnie ciemność. 

13 komentarzy:

  1. Świetny, naprawdę świetny rozdział C:

    OdpowiedzUsuń
  2. Mój nowy ulubiony <3 Chociaż szkoda mi Toma, to jednak świetny pomysł z tymi postrzałami ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. O boże... Tylko nie Tom, tylko nie Anna :'(


    Mam tylko nadzieję że to tylko jakiś sen albo coś w rodzaju złej wizji...

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba umrę z ciekawości czekając na kolejny rozdział. <3

    OdpowiedzUsuń
  5. No ale Toma moglybyscie oszczedzic, taki kochany wujek ;_;
    Koncowka jest... coz, zajebista! Mam nadzieje, ze nie bedzie kolorowo i Anna odniesie jakies obrazenia albo trwale uszkodzenia. Albo cos. XD

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękujemy za komentarze :) Mnie samą serce boli z powodu Toma, ale stało się to, co miało się stać... Ciekawa jestem czy zastanawiacie się kto go zabił xD

    OdpowiedzUsuń
  7. Zaczynamy teorie spisków i przypuszczeń! :D ze swojej strony mogę dodać, że na naszym blogu morderca już się pojawił. ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Musicie zrobić powrót Sherlockowego Sherlocka ;_______; Stał się aż za czuły

    OdpowiedzUsuń
  9. Mam nadzieję, że w następnym opiszecie tą całą akcję z perspektywy Sherlocka :o

    OdpowiedzUsuń
  10. CO?! A ja myślałam, że Moriarty wparuje do restauracji i powie coś w stylu "Witajcie kochani, jak ja lubię robić niespodzianki". A tu co? Sru kulka w głowę, sru kulka w plecy... Powiedziałabym, że to na pewno sprawka Jima, ale no... To wydaje mi się zbyt proste i logiczne. Chociaż to Sherlock miał dostać, a nie Anna, więc dużo wskazuje na Moriarty'ego... Mam mętlik w głowie, co wy ze mną robicie? ;____;
    Co mi szkodzi, czytam od nowa Waszego bloga, żeby dojść do sprawcy!

    OdpowiedzUsuń
  11. Dziękujemy, że czytanie bloga! :* To takie wspaniałe pokazać komuś własny punkt widzenia.

    OdpowiedzUsuń
  12. Sprawca wydaje się jasny, co sprawia, że zaczynam podejrzewać, że to nie Moriarty ;) świetny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Świetne opowiadanie czytam od jakiegoś czasu i zapiera mi dech w piersiach <3 Liczę, ze uda się kiedyś wydać książkę ;)
    Czy zajrzałabyś na mojego bloga? Dopiero zaczynam umieszczać swoje opowiadanie na blogu :) http://innaopowiadanie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń