poniedziałek, 19 maja 2014

Rozdział 47: Ostatni oddech

(No to rozdział od Joasi :* Ja się już boję xD)

https://www.youtube.com/watch?v=4Tr0otuiQuU
                       Ludwig van Beethoven - Moonlight Sonata

Przez kilka minut nie wiedziałam gdzie jestem, ale ciepła dłoń, która była ukryta w mojej uzmysłowiła mi, że już wszystko w porządku i mogę oddychać spokojnie. To właśnie ciepło, które od niej biło dawało ukojenie moim skołatanym nerwom i niwelowało napięcie spowodowane wcześniejszym atakiem Janusza. Miałam tylko cichą nadzieję, że zrozumie, co miał na myśli mój mąż i ulotni się jak najprędzej, bo on wcale nie żartował. Tego właśnie Sherlocka wolałam unikać nawet ja, a to trudne gdy widzisz w takim stanie kochanego przez siebie mężczyznę chociaż wiesz, że chce cię chronić z całego serca. Przez tę sytuację przypomniałam sobie mój błąd sprzed roku i w końcu nie wytrzymałam gdy zaczęły piec mnie oczy od powstrzymywania łez.
- Jak się czujesz, kochanie? - zapytał mnie biorąc moją twarz w dłonie. Bacznie mi się przyglądał, co spowodowało u mnie poczucie winy. Zawsze pakowałam go w jakieś tarapaty.
- Chyba dobrze. - szepnęłam spuszczając wzrok na szpitalną pościel. - Trochę boli mnie głowa i brzuch. Wszystko ze mną w porządku?
- Znów mało brakowało, ale zdążyłem w porę zadzwonić po karetkę. - patrzył na mnie swymi stalowymi oczyma z niebywałą troską, a mnie od tego aż przeszły ciarki. - Kochanie, nie martw się, błagam. To nie była twoja wina, że tak się potoczyło twoje życie.
- Nie moja, ale przez to mogło stać się coś okropnego, a wiesz, że nie mogłabym znieść jakiejkolwiek straty. - mówiłam już płaczliwie, mój głos powoli się łamał, a przy końcu zdania po moich policzkach potoczyły się słone krople, które zrosiły szpitalną koszulę.
Nie odpowiedział na moje wyznanie tylko wziął mnie w ramiona i przytulił mocno do swojej piersi. Ten gest wprawił mnie w zupełne otępienie i przestałam myśleć o tych okropnościach. Chłonęłam gorąco bijące od Sherlocka, wsłuchiwałam się w serce wystukujące to, jak bardzo mnie kocha i wdychałam perfumy, które kupiłam mu sama, a pasowały do niego w zupełności.
Lekko majerankowy aromat Hugo Bossa połączony z alkoholem drażnił moje zmysły tak bardzo, że przyciągnęłam jego twarz do swojej i złożyłam na jego wargach bardzo namiętny pocałunek. Mój mężczyzna smakował herbatą z cytryną, no co roześmiałam się rozczulona i znów przywarłam do niego, jakby miał mi uciec. Jego czerwone usta pulsujące od wrzącej w nim krwi były tak miękkie, że prawie mdlałam, ale z drugiej chciałam poczuć jeszcze więcej i zagłębiłam się językiem odszukując jego język. Jęknęłam z podniecenia rozlewającego się po mnie niczym lawa i lód w jednym, gdy Sherlock przejechał opuszkiem palca wzdłuż mojej szyi, po czym zarzuciłam mu ręce na szerokie ramiona, obleczone w czarną koszulę.
- Kochanie moje - szepnął mi w delikatnie rozchylone wargi nabrzmiałe z podniecenia. - W domu się tobą zajmę jak należy, obiecuję. Sprawdzę dokładnie czy ten bandyta nie zostawił na tobie żadnych śladów, a wiesz, że mam miarę w oczach.
- Liczę na to. - odparłam mocno zachrypnięta i z trudem wypuściłam go z ramion, bo właśnie wszedł lekarz.
Uśmiechnął się do mnie ciepło, a jego oczy wyglądały prawie identycznie, jak te, które posiadał mój mąż, ale z drobną różnicą. W tym momencie miały w słońcu barwę złota i to bardzo szczególną.
- Widzę, że wszystko w porządku, pani Holmes. - oznajmił niezwykle dźwięcznym głosem, który wiele kobiet mógł przywołać o palpitacje serca lecz na mnie działał zdecydowanie kojąco, ale tylko dlatego, że znałam go dużo później niż mojego męża. Na dodatek był wolny, co jeszcze bardziej dziwiło. Ten facet zamiast ginekologiem powinien zostać chyba aktorem. - Pani wyniki wskazują na to, że może pani już udać się do domu. te kilka dni dobrze zrobiły pani i dziecku. Tylko proszę mi powiedzieć, czy odczuwa pani jeszcze bóle?
- Znikome. - mówię cicho i z przestrachem chwytam się za brzuch. Naprawdę nie chciałabym, by stało się coś mojemu maleństwu.
- No to w takim razie bardzo dobrze. - posłał mi jeszcze większy uśmiech i mrugnął pięknym okiem, a kasztanowe, lekko falowane włosy opadły mu zawadiacko na czoło. - Dziecku nic nie powinno być.
Odetchnęłam z ulgą, a doktor uścisnął dłoń mojemu mężowi, by się pożegnać i wtedy uderzyło mnie coś w tym geście. Zachowywali się zupełnie podobnie do siebie, ale nie tylko to widziałam w nich wspólnego. Kości policzkowe były osadzone w podobnym miejscu, a twarze jaśniały im tym samym blaskiem. Poczułam się, jakbym była we śnie. Że też wcześniej tego nie dostrzegłam.
- Dziękujemy, pani doktorze. - powiedział miękko mój mąż, po czym pożegnał się z lekarzem. Spojrzał na moją zdumioną minę i zapytał: - Stało się coś, księżniczko?
- Nie. - mruknęłam trochę zbita z tropu. - To chyba przywidzenie.
Sherlock kiwnął głową i zaczął zbierać moje rzeczy do torby w naprawdę zastraszająco szybkim tempie. Nie mogłam uwierzyć, że tak bardzo chciał, bym wróciła już do domu, ale z drugiej strony ja pragnęłam tego tak samo mocno. Nie mogłam wytrzymać choćby godziny bez niego, ale cóż, takie jest życie, a moje szczególnie dało mi już popalić, jak się okazuje z perspektywy lat.
Wyszliśmy, a ja nie mogłam się nadziwić, że mój kochany jest taki radosny i pełny życia. Jego czarne loki po prostu bombardowały moją świadomość swoją idealnością, a mnie ogarnęło poczucie spełnienia w życiu. Ten mężczyzna trzymający tak ufnie moją dłoń należał tylko do mnie i do nikogo innego, każdy centymetr jego idealnej skóry obsypanej drobnymi, jak i większymi bliznami, każde spojrzenie, jakim mnie obdarzał oraz uśmiech tych pięknych ust. Tylko mój. - brzmiało mi w głowie. - Mój jedyny.
- Kochana moja - roześmiał się. - zaraz mnie rozbierzesz na ulicy, jak tak dalej pójdzie.
- Wiesz, że na ulicy nie byłoby takiej frajdy. - odparowałam równie roześmiana, a nagły wiatr wschodni pochwycił moje blond włosy, by z mogły odtańczyć przecudowny spektakl, który jeszcze bardziej poprawił mi humor.
Spojrzałam w lewo i znów go zobaczyłam. Nie mogłam uwierzyć, że go widzę i po prostu stanęłam, jak wrośnięta w ziemię. Nie zmienił się zupełnie od roku, no może prócz tego, że jego brązowe włosy były trochę dłuższe, a cera jakby wybladła z braku słońca, ale byłam zupełnie pewna, że to brat mojego męża, Thomas.
- Ale przecież on nie żyje. - szepnęłam do siebie, a mój mąż posłał mi ostre spojrzenie.
- O kim mówisz, Anno? - zapytał obserwując mnie uważnie.
Nie mogłam wykrztusić z siebie ani słowa na to pytanie, bo wiedziałam, jak Sherlock przeżył jego śmierć. Ja sama ledwo z tego wyszłam. Tom był najlepszym człowiekiem na świecie i to co go spotkało nigdy nie powinno się wydarzyć, a teraz widziałam człowieka takiego samego, jak on i nie wiedziałam, co mam zrobić. Powiedzieć mojemu mężowi i narazić się tym, czy po prostu zostawić to w spokoju? Najgorsze jest to, że widziałam go już drugi raz, a to nie wróży dobrze. A może wróży? Cholera jasna nie wiem, nic nie wiem...
- Nic, Sherlocku. - powiedziałam w końcu ze ściśniętym z emocji gardłem. - Mam dziwaczne przywidzenia.
- Mam nadzieję, że to nic poważnego. - mruknął i podszedł do mnie, by pocałować mnie w czoło.
Poszliśmy dalej, ale w tym momencie stało się coś czego nigdy w życiu bym nie chciała. To było tak nieoczekiwane i prędkie, że ledwo rejestrowałam to swoim umysłem, a widziałam wszystko tak dokładnie i w bardzo zwolnionym tempie, jakby był to kadr filmu akcji.
W jednym mgnieniu oka widziałam błyszczącą tuż przy moim boku stal noża myśliwskiego i trzymającą go opaloną rękę, która kilka lat temu próbowała się do mnie dobrać. Spostrzegłam wbijające się ostrze w ciało najbardziej mi zaufanego człowieka na ziemi oraz czerwień kropiącą chodnik gdy broń została wyjęta z jego brzucha. Krzyknęłam coś niezrozumiale i od razu przypadłam do mojego anioła usiłując zastawić tę okropną ranę dłońmi. Nie. Tylko nie to.
- Sherlock. - zawołałam zduszonym głosem i nawet nie wiem kiedy po moich policzkach zaczęły płynąć łzy rozpaczy. - Kochanie moje...
- An - Anno... - wydyszał w moją stronę. Oczy na chwilę zaszły mu mgłą, a mnie coś ścisnęło w dołku. Nie. Musisz żyć. - przemknęło mi przez myśl, a przez moje ciało przeszedł gwałtowny spazm szlochu. Z kącika ust zaczęła mu spływać krew, co przeraziło mnie jeszcze bardziej i przez to straciłam już całkowitą nadzieję na to, że będzie dobrze.
- Nie zostawiaj mnie. - chlipnęłam przytrzymując nadal ranę, a krew, która sączyła się z niej zalewała moje dłonie i jasną sukienkę, którą wyciągnął dla mnie mój ukochany.
- Kocham... Cię... - szepnął i ostatnim silnym gestem swoich rąk przyciągnął mnie do swoich ust. Nie broniłam mu tego, bo sama chciałam, by ten pocałunek dał mu siłę do życia. Mój mężczyzna, obrońca, opiekun, kochanek i przyjaciel odchodził, a ja nie wiedziałam, co mogę jeszcze uczynić, by go ratować. Pozostawało mi patrzeć z wielkim bólem w sercu na całą tę popapraną scenę z mojego osobistego horroru.
Poczułam na swoim podniebieniu jego język; jego smak połączony z posoką sączącą się do tych ukochanych warg, a moje łzy spływały na jego policzki z tymi pięknymi, wystającymi kościami policzkowymi. Już nie były tak rumiane, jak kiedyś i miały pozostać blade do końca. Mrugał oczyma w niemym ratunku przed ciemnością, jaka go otaczała, a ja wiedziałam, że nie potrwa to długo.
- To jest kara. - usłyszałam ten obleśny głos tuż przy moim uchu, ale się nie odwróciłam. Siedziałam przy moim mężu, który potrzebował mnie teraz niczym tlenu.
- Opiekuj się nimi. - szepnął ostatnim tchem, a jego stalowe oczy zmartwiały w jednej chwili. Boże, nie!!!!

- Sherlock, Sherlock... - szeptałam klepiąc go po twarzy, by się zbudził, a moje ruchy barwiły jego lica szkarłatem. Nic już to nie pomagało. - NIE!!! KOCHANY NIE!!!!!!!!!!!!!

16 komentarzy:

  1. ...
    cooooo
    ...
    ...
    ...
    yyyyy
    ...
    dziwny rozdział
    ...
    ...
    to będzie sen chyba
    tak myślę
    ...
    no pewnie że tak
    ...
    ...
    z całym szacunkiem dla Joasi, ale ta 'śmierć' Sherlocka wyszła... słabo
    ...
    dlatego myślę że to sen
    ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słabo, bo nic nie poczułam. Serio nic nie poczułam. Aż dziwne.

      Usuń
  2. Dziękuję za szczere opinie :) :* Jestem bardzo zadowolona, że komentujecie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Drogi Anonimie - dziwne, bo wg mnie to jeden z lepszych rozdziałów :) No a Joasia pisze przecież lepiej ode mnie xD :) A odnośnie akcji - powiem tylko, że u nas nic się nie dzieje bez przyczyny i jeszcze niejedno Was zaskoczy. I czekamy na dalsze komentarze ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wszystko fajnie, ale co z Jimem? Będzie chociaż wzmianka czy przeżył czy nie?
    Na pewno do był sen, skoro Annie wydawało się, że widzi Toma (dwa razy). On nie żyje więc co robił na ulicy w Londynie?

    OdpowiedzUsuń
  5. Błagam... Przeczytajcie jeszcze raz Wiatr ze Wschodu! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Silver, robienie z czytelników idiotów nadę nie jest konieczne. Wystarczyłoby delikatnie zasugerować że odpowiedzi znajdą w rozdziale Wiatr ze Wschodu. Twoje "błagam" zabrzmiało bowiem w tym kontekście bardzo niegrzecznie

      Gruba Charlie

      Usuń
  6. Ja pierdziele nieeeeeeeeeeeee! Kurde blaszka dziweczyny, co Wy ze mną robicie! Przyznaję, że czytając końcówkę po moim policzku spłynęła łza (się wczułam :P), ale i tak coś mi tutaj nie pasuje. Sherlock musi żyć kurde no! Uważnie czytałam końcówkę Wiatru ze Wschodu już za pierwszym razem i mam pewne podejrzenia (ciekawe, czy się sprawdzą). Ale nie nie nie!!! Pan Holmes musi żyć! Coś mi tu nie gra... Czekam na kolejny rozdział, bo już chcę znać odpowiedzi na parę pytań :) mnie się naprawdę podoba! <3
    ~M

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedy następny? :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem jeszcze dokładnie, ale myślę, że wkrótce :) Spokojnie :*

      Usuń
  8. Noo, i gzie ten rozdział? :3 My UMIERAMY ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak! Zgadzam się z poprzednikiem ;) już nie mogę się doczekać <3
      ~M ;)

      Usuń
    2. Kończy się :) Cierpliwości :*

      Usuń
    3. Będzie dzisiaj? :o

      Usuń
    4. Nie wiem jeszcze, naprawdę.... BŁAGAM o cierpliwość :*

      Usuń