(No to rozdział od Joasi :* Ja się już boję xD)
Przez
kilka minut nie wiedziałam gdzie jestem, ale ciepła dłoń, która była ukryta w
mojej uzmysłowiła mi, że już wszystko w porządku i mogę oddychać spokojnie. To
właśnie ciepło, które od niej biło dawało ukojenie moim skołatanym nerwom i
niwelowało napięcie spowodowane wcześniejszym atakiem Janusza. Miałam tylko
cichą nadzieję, że zrozumie, co miał na myśli mój mąż i ulotni się jak
najprędzej, bo on wcale nie żartował. Tego właśnie Sherlocka wolałam unikać
nawet ja, a to trudne gdy widzisz w takim stanie kochanego przez siebie
mężczyznę chociaż wiesz, że chce cię chronić z całego serca. Przez tę sytuację
przypomniałam sobie mój błąd sprzed roku i w końcu nie wytrzymałam gdy zaczęły
piec mnie oczy od powstrzymywania łez.
- Jak
się czujesz, kochanie? - zapytał mnie biorąc moją twarz w dłonie. Bacznie mi
się przyglądał, co spowodowało u mnie poczucie winy. Zawsze pakowałam go w
jakieś tarapaty.
-
Chyba dobrze. - szepnęłam spuszczając wzrok na szpitalną pościel. - Trochę boli
mnie głowa i brzuch. Wszystko ze mną w porządku?
- Znów
mało brakowało, ale zdążyłem w porę zadzwonić po karetkę. - patrzył na mnie
swymi stalowymi oczyma z niebywałą troską, a mnie od tego aż przeszły ciarki. -
Kochanie, nie martw się, błagam. To nie była twoja wina, że tak się potoczyło
twoje życie.
- Nie
moja, ale przez to mogło stać się coś okropnego, a wiesz, że nie mogłabym
znieść jakiejkolwiek straty. - mówiłam już płaczliwie, mój głos powoli się
łamał, a przy końcu zdania po moich policzkach potoczyły się słone krople,
które zrosiły szpitalną koszulę.
Nie
odpowiedział na moje wyznanie tylko wziął mnie w ramiona i przytulił mocno do
swojej piersi. Ten gest wprawił mnie w zupełne otępienie i przestałam myśleć o
tych okropnościach. Chłonęłam gorąco bijące od Sherlocka, wsłuchiwałam się w
serce wystukujące to, jak bardzo mnie kocha i wdychałam perfumy, które kupiłam
mu sama, a pasowały do niego w zupełności.
Lekko
majerankowy aromat Hugo Bossa połączony z alkoholem drażnił moje zmysły tak
bardzo, że przyciągnęłam jego twarz do swojej i złożyłam na jego wargach bardzo
namiętny pocałunek. Mój mężczyzna smakował herbatą z cytryną, no co roześmiałam
się rozczulona i znów przywarłam do niego, jakby miał mi uciec. Jego czerwone
usta pulsujące od wrzącej w nim krwi były tak miękkie, że prawie mdlałam, ale z
drugiej chciałam poczuć jeszcze więcej i zagłębiłam się językiem odszukując
jego język. Jęknęłam z podniecenia rozlewającego się po mnie niczym lawa i lód
w jednym, gdy Sherlock przejechał opuszkiem palca wzdłuż mojej szyi, po czym
zarzuciłam mu ręce na szerokie ramiona, obleczone w czarną koszulę.
-
Kochanie moje - szepnął mi w delikatnie rozchylone wargi nabrzmiałe z
podniecenia. - W domu się tobą zajmę jak należy, obiecuję. Sprawdzę dokładnie
czy ten bandyta nie zostawił na tobie żadnych śladów, a wiesz, że mam miarę w
oczach.
-
Liczę na to. - odparłam mocno zachrypnięta i z trudem wypuściłam go z ramion,
bo właśnie wszedł lekarz.
Uśmiechnął
się do mnie ciepło, a jego oczy wyglądały prawie identycznie, jak te, które
posiadał mój mąż, ale z drobną różnicą. W tym momencie miały w słońcu barwę
złota i to bardzo szczególną.
-
Widzę, że wszystko w porządku, pani Holmes. - oznajmił niezwykle dźwięcznym
głosem, który wiele kobiet mógł przywołać o palpitacje serca lecz na mnie
działał zdecydowanie kojąco, ale tylko dlatego, że znałam go dużo później niż
mojego męża. Na dodatek był wolny, co jeszcze bardziej dziwiło. Ten facet
zamiast ginekologiem powinien zostać chyba aktorem. - Pani wyniki wskazują na
to, że może pani już udać się do domu. te kilka dni dobrze zrobiły pani i
dziecku. Tylko proszę mi powiedzieć, czy odczuwa pani jeszcze bóle?
-
Znikome. - mówię cicho i z przestrachem chwytam się za brzuch. Naprawdę nie
chciałabym, by stało się coś mojemu maleństwu.
- No
to w takim razie bardzo dobrze. - posłał mi jeszcze większy uśmiech i mrugnął
pięknym okiem, a kasztanowe, lekko falowane włosy opadły mu zawadiacko na
czoło. - Dziecku nic nie powinno być.
Odetchnęłam
z ulgą, a doktor uścisnął dłoń mojemu mężowi, by się pożegnać i wtedy uderzyło
mnie coś w tym geście. Zachowywali się zupełnie podobnie do siebie, ale nie
tylko to widziałam w nich wspólnego. Kości policzkowe były osadzone w podobnym
miejscu, a twarze jaśniały im tym samym blaskiem. Poczułam się, jakbym była we
śnie. Że też wcześniej tego nie dostrzegłam.
-
Dziękujemy, pani doktorze. - powiedział miękko mój mąż, po czym pożegnał się z
lekarzem. Spojrzał na moją zdumioną minę i zapytał: - Stało się coś,
księżniczko?
- Nie.
- mruknęłam trochę zbita z tropu. - To chyba przywidzenie.
Sherlock
kiwnął głową i zaczął zbierać moje rzeczy do torby w naprawdę zastraszająco
szybkim tempie. Nie mogłam uwierzyć, że tak bardzo chciał, bym wróciła już do
domu, ale z drugiej strony ja pragnęłam tego tak samo mocno. Nie mogłam wytrzymać
choćby godziny bez niego, ale cóż, takie jest życie, a moje szczególnie dało mi
już popalić, jak się okazuje z perspektywy lat.
Wyszliśmy,
a ja nie mogłam się nadziwić, że mój kochany jest taki radosny i pełny życia.
Jego czarne loki po prostu bombardowały moją świadomość swoją idealnością, a
mnie ogarnęło poczucie spełnienia w życiu. Ten mężczyzna trzymający tak ufnie
moją dłoń należał tylko do mnie i do nikogo innego, każdy centymetr jego
idealnej skóry obsypanej drobnymi, jak i większymi bliznami, każde spojrzenie,
jakim mnie obdarzał oraz uśmiech tych pięknych ust. Tylko mój. - brzmiało mi w
głowie. - Mój jedyny.
-
Kochana moja - roześmiał się. - zaraz mnie rozbierzesz na ulicy, jak tak dalej
pójdzie.
-
Wiesz, że na ulicy nie byłoby takiej frajdy. - odparowałam równie roześmiana, a
nagły wiatr wschodni pochwycił moje blond włosy, by z mogły odtańczyć
przecudowny spektakl, który jeszcze bardziej poprawił mi humor.
Spojrzałam
w lewo i znów go zobaczyłam. Nie mogłam uwierzyć, że go widzę i po prostu
stanęłam, jak wrośnięta w ziemię. Nie zmienił się zupełnie od roku, no może
prócz tego, że jego brązowe włosy były trochę dłuższe, a cera jakby wybladła z
braku słońca, ale byłam zupełnie pewna, że to brat mojego męża, Thomas.
- Ale
przecież on nie żyje. - szepnęłam do siebie, a mój mąż posłał mi ostre
spojrzenie.
- O
kim mówisz, Anno? - zapytał obserwując mnie uważnie.
Nie
mogłam wykrztusić z siebie ani słowa na to pytanie, bo wiedziałam, jak Sherlock
przeżył jego śmierć. Ja sama ledwo z tego wyszłam. Tom był najlepszym
człowiekiem na świecie i to co go spotkało nigdy nie powinno się wydarzyć, a
teraz widziałam człowieka takiego samego, jak on i nie wiedziałam, co mam
zrobić. Powiedzieć mojemu mężowi i narazić się tym, czy po prostu zostawić to w
spokoju? Najgorsze jest to, że widziałam go już drugi raz, a to nie wróży
dobrze. A może wróży? Cholera jasna nie wiem, nic nie wiem...
- Nic,
Sherlocku. - powiedziałam w końcu ze ściśniętym z emocji gardłem. - Mam
dziwaczne przywidzenia.
- Mam
nadzieję, że to nic poważnego. - mruknął i podszedł do mnie, by pocałować mnie
w czoło.
Poszliśmy
dalej, ale w tym momencie stało się coś czego nigdy w życiu bym nie chciała. To
było tak nieoczekiwane i prędkie, że ledwo rejestrowałam to swoim umysłem, a
widziałam wszystko tak dokładnie i w bardzo zwolnionym tempie, jakby był to
kadr filmu akcji.
W
jednym mgnieniu oka widziałam błyszczącą tuż przy moim boku stal noża
myśliwskiego i trzymającą go opaloną rękę, która kilka lat temu próbowała się
do mnie dobrać. Spostrzegłam wbijające się ostrze w ciało najbardziej mi
zaufanego człowieka na ziemi oraz czerwień kropiącą chodnik gdy broń została
wyjęta z jego brzucha. Krzyknęłam coś niezrozumiale i od razu przypadłam do
mojego anioła usiłując zastawić tę okropną ranę dłońmi. Nie. Tylko nie to.
-
Sherlock. - zawołałam zduszonym głosem i nawet nie wiem kiedy po moich
policzkach zaczęły płynąć łzy rozpaczy. - Kochanie moje...
- An -
Anno... - wydyszał w moją stronę. Oczy na chwilę zaszły mu mgłą, a mnie coś
ścisnęło w dołku. Nie. Musisz żyć. - przemknęło mi przez myśl, a przez moje
ciało przeszedł gwałtowny spazm szlochu. Z kącika ust zaczęła mu spływać krew,
co przeraziło mnie jeszcze bardziej i przez to straciłam już całkowitą nadzieję
na to, że będzie dobrze.
- Nie
zostawiaj mnie. - chlipnęłam przytrzymując nadal ranę, a krew, która sączyła
się z niej zalewała moje dłonie i jasną sukienkę, którą wyciągnął dla mnie mój
ukochany.
-
Kocham... Cię... - szepnął i ostatnim silnym gestem swoich rąk przyciągnął mnie
do swoich ust. Nie broniłam mu tego, bo sama chciałam, by ten pocałunek dał mu
siłę do życia. Mój mężczyzna, obrońca, opiekun, kochanek i przyjaciel
odchodził, a ja nie wiedziałam, co mogę jeszcze uczynić, by go ratować.
Pozostawało mi patrzeć z wielkim bólem w sercu na całą tę popapraną scenę z
mojego osobistego horroru.
Poczułam
na swoim podniebieniu jego język; jego smak połączony z posoką sączącą się do
tych ukochanych warg, a moje łzy spływały na jego policzki z tymi pięknymi,
wystającymi kościami policzkowymi. Już nie były tak rumiane, jak kiedyś i miały
pozostać blade do końca. Mrugał oczyma w niemym ratunku przed ciemnością, jaka
go otaczała, a ja wiedziałam, że nie potrwa to długo.
- To
jest kara. - usłyszałam ten obleśny głos tuż przy moim uchu, ale się nie
odwróciłam. Siedziałam przy moim mężu, który potrzebował mnie teraz niczym
tlenu.
-
Opiekuj się nimi. - szepnął ostatnim tchem, a jego stalowe oczy zmartwiały w
jednej chwili. Boże, nie!!!!
-
Sherlock, Sherlock... - szeptałam klepiąc go po twarzy, by się zbudził, a moje
ruchy barwiły jego lica szkarłatem. Nic już to nie pomagało. - NIE!!! KOCHANY
NIE!!!!!!!!!!!!!
...
OdpowiedzUsuńcooooo
...
...
...
yyyyy
...
dziwny rozdział
...
...
to będzie sen chyba
tak myślę
...
no pewnie że tak
...
...
z całym szacunkiem dla Joasi, ale ta 'śmierć' Sherlocka wyszła... słabo
...
dlatego myślę że to sen
...
Słabo, bo nic nie poczułam. Serio nic nie poczułam. Aż dziwne.
UsuńDziękuję za szczere opinie :) :* Jestem bardzo zadowolona, że komentujecie.
OdpowiedzUsuńDrogi Anonimie - dziwne, bo wg mnie to jeden z lepszych rozdziałów :) No a Joasia pisze przecież lepiej ode mnie xD :) A odnośnie akcji - powiem tylko, że u nas nic się nie dzieje bez przyczyny i jeszcze niejedno Was zaskoczy. I czekamy na dalsze komentarze ;)
OdpowiedzUsuńWszystko fajnie, ale co z Jimem? Będzie chociaż wzmianka czy przeżył czy nie?
OdpowiedzUsuńNa pewno do był sen, skoro Annie wydawało się, że widzi Toma (dwa razy). On nie żyje więc co robił na ulicy w Londynie?
Błagam... Przeczytajcie jeszcze raz Wiatr ze Wschodu! :D
OdpowiedzUsuńDroga Silver, robienie z czytelników idiotów nadę nie jest konieczne. Wystarczyłoby delikatnie zasugerować że odpowiedzi znajdą w rozdziale Wiatr ze Wschodu. Twoje "błagam" zabrzmiało bowiem w tym kontekście bardzo niegrzecznie
UsuńGruba Charlie
Ja pierdziele nieeeeeeeeeeeee! Kurde blaszka dziweczyny, co Wy ze mną robicie! Przyznaję, że czytając końcówkę po moim policzku spłynęła łza (się wczułam :P), ale i tak coś mi tutaj nie pasuje. Sherlock musi żyć kurde no! Uważnie czytałam końcówkę Wiatru ze Wschodu już za pierwszym razem i mam pewne podejrzenia (ciekawe, czy się sprawdzą). Ale nie nie nie!!! Pan Holmes musi żyć! Coś mi tu nie gra... Czekam na kolejny rozdział, bo już chcę znać odpowiedzi na parę pytań :) mnie się naprawdę podoba! <3
OdpowiedzUsuń~M
Niebawem :)
OdpowiedzUsuńKiedy następny? :)))
OdpowiedzUsuńNie wiem jeszcze dokładnie, ale myślę, że wkrótce :) Spokojnie :*
UsuńNoo, i gzie ten rozdział? :3 My UMIERAMY ^^
OdpowiedzUsuńDokładnie tak! Zgadzam się z poprzednikiem ;) już nie mogę się doczekać <3
Usuń~M ;)
Kończy się :) Cierpliwości :*
UsuńBędzie dzisiaj? :o
UsuńNie wiem jeszcze, naprawdę.... BŁAGAM o cierpliwość :*
Usuń