sobota, 21 czerwca 2014

Rozdział 51: Te wszystkie zbieżności

       „Spróbuj powiedzieć to
         nim uwierzysz że
         nie warto mówić kocham
         Spróbuj uczynić gest
         nim uwierzysz, że
         nic nie warto robić


       Nic, naprawdę nic nie pomoże
       jeśli Ty nie pomożesz dziś miłości
      Nic, naprawdę nic nie pomoże
      jeśli Ty nie pomożesz dziś miłości”
                HEY - Moja i Twoja nadzieja


I co ja mam zrobić do cholery? A tak w ogóle… Nie wierzę w to wszystko. Normalnie nie wierzę! Jak Thomas mógł wywinąć nam taki numer? No tak, wszystko w imię większego dobra, a ja jak zwykle dowiaduję się o ważnych wydarzeniach ostatnia. Bo po co Anna ma być informowana na bieżąco o tym, co się dzieje, będzie się na pewno denerwować i martwić, a tego jej nie wolno. Super po prostu… Poza tym jestem tak na Toma wściekła, że gdybym nie była w ciąży, pewnie rzuciłabym się na niego z pięściami. Oj, braciszek mojego męża dostałby wtedy za swoje.
No dobra, ale teraz muszę się zastanowić, co mam zrobić. Pomóc mu i próbować przekonać Sherlocka do wybudzenia Moriarty’ego czy w akcie małej zemsty olać sprawę? Tylko że… no właśnie, takie wendety nie są w moim stylu. Nigdy nie byłam mściwa, a błagalny wzrok i łzy Toma mimo wszystko mnie poruszyły. Żal mi go, muszę to przyznać sama przed sobą.
Myślę tak nad tym wszystkim, aż z łazienki wychodzi Sherlock w samych spodenkach od piżamy, co przerywa moją analizę. Mimo, że jestem na mojego męża trochę zła, nie mogę się powstrzymać, by z rozmarzeniem nie pogapić się na jego nagą klatkę piersiową i ramiona. Poza tym widzę po tej pięknej twarzy, że w końcu chce porozmawiać, co wcześniej raczej nie było możliwe, ponieważ zaraz po wyjściu Toma usnęłam na kanapie, a potem już trzeba było położyć Alexa na noc do łóżeczka.
Sherlock, nie odrywając ode mnie wzroku, wchodzi pod kołdrę i kładzie się obok, unosząc zaraz swoje ciało na ramieniu i patrząc mi w oczy. Serce automatycznie zaczyna mi bić chyba ze sto razy szybciej.
- Kochanie… przepraszam, że wcześniej ci nie powiedziałem o tym wszystkim – głaszcze mnie delikatnie po policzku, dosłownie ledwo muskając skórę opuszkami palców. – Chciałem dobrze, chciałem tylko cię ochronić, a wyszło oczywiście beznadziejnie. Bo myślałem, że to będzie jakoś inaczej wyglądało, że przygotuję cię wcześniej i powiem o wszystkim na spokojnie, w odpowiednim czasie. No ale Tom jak zwykle wolał zrobić wejście smoka i skończyło się tak, jak się skończyło.
Wzdycham ciężko, ale zaraz biorę jego dłoń i splatam długie palce ze swoimi. Jakże mogłabym się gniewać na to moje kochanie, jest przecież dla mnie wszystkim, co ważne…
- W porządku, rozumiem – rozczulona przyciągam do siebie jego głowę i wtulam twarz w te czarne niczym skrzydła kruka, niesforne, aksamitne włosy. – Ale przyznaję, dziś zaserwowaliście mi jazdę bez trzymanki.
- Cóż… Niestety, takie masz już z nami życie. Czasami mam wyrzuty sumienia, że wciągnąłem cię w to wszystko, ale zakręciłaś mi w głowie i już było za późno. Może gdybym nie był takim pokręconym socjopatą z kręćkiem na punkcie rozwiązywania tych wszystkich spraw, nasze życie wygladałoby inaczej.
- Nie! – mówię stanowczo, przyciskając go do serca jeszcze mocniej. – Nie chcę innego życia, nie chcę byś się jakkolwiek zmieniał! Kocham cię takim, jakim jesteś… A co do mojego życia… Zanim cię poznałam było nudne jak „Cierpienia młodego Wertera” i smutne jak deszczowe londyńskie niebo. Dopiero ty wniosłeś w nie czułość, miłość i uśmiech.  
Nie mam pojęcia dlaczego, ale podczas tej przemowy w moich oczach pojawiają się łzy, które zaraz znaczą gorącem moje policzki. Nie jestem niestety w stanie ich powstrzymać.
- Anno, najdroższa… - Sherlock unosi głowę i patrzy na mnie z niepokojem i troską. – Co się dzieje, dlaczego płaczesz? – odsuwa mi blond kosmyki z czoła.
- Nie wiem… - pociągam nosem. – To chyba przez ciążę. Ostatnio mam takie napady nastroju… Ledwo panuję nad nerwami.
- No już, już dobrze – przygarnia mnie do siebie i mocno tuli, a jego bezpieczne ramiona, bicie serca i ciepły, głęboki głos sprawiają, że w końcu jakoś się uspokajam. – Mogę cię o coś zapytać?
- No jasne – powoli biorę parę głębokich oddechów i przybliżam twarz do nadzwyczajnie pociągającej szyi mego ukochanego. Kusi ciepłem tętniącej krwi, znajomym, oszłamiającym zapachem oraz jasnością skóry, tak przeze mnie wielbionej.
- Kiedy rozmawiałaś z Tomem, powiedziałaś coś o krzywdzeniu rodziny i o tym, że jesteś Moriarty’emu coś winna. Powiesz mi o co chodzi?
Och… Czuję zimne dreszcze na plecach i kulę się w sobie na to niezbyt miłe wspomnienie. Co to moje kochanie napadło, że o to pyta?
-- W sumie to… to było dawno, krótko przed… przed Paryżem. – Dlaczego się tak zacinam? Czyżbym się bała? – Groził mi, a kiedy rozwaliłam mu nos to straszył, że zrobi coś małemu. Ale to było jeszcze zanim poznał Toma i w ogóle. Wiesz, ja myślę, że twój brat ma rację… Jim teraz się zmienił, a już na pewno nam odpuścił. Nieraz miał okazję spełnić swoje groźby, ale jak widzisz nic nie robił.
Sherlock zamyka oczy i wzdycha, nagle lekko rozdrażniony.
- Tylko mi nie mów, że chcesz mnie namówić na wybudzenie go – rzuca ostro, takim tonem, jakby potwierdzały się jakieś jego złe obawy. A ja sama tak naprawdę nie wiem, co mam robić. Nie chcę powrotu Moriarty’ego do naszego życia, ale też bardzo współczuję Tomowi, trochę wiem jak to jest, kiedy nie możesz być z kimś, kogo kochasz. I nie życzę tego najgorszemu wrogowi.
- Myślę, że…. – zaczynam ostrożnie – mógłbyś to zrobić dla brata…
- Nie, kochanie – przerywa mi nieznoszącym sprzeciwu tonem. – Zmieńmy temat, dobrze?
- Ale… - upieram się, lecz Sherlock zamyka mi usta pocałunkiem i wszystkie słowa nagle jakoś gdzieś uciekają. Nie mogę się już skupić, nawet jakbym bardzo chciała. Tylko czy chcę?
- Ani słowa… - mamrocze cicho to moje kochanie, podczas gdy jego dłoń lekko głaszcze mój brzuch. Dobrze wiem, że zrobił to specjalnie, żebym się zamknęła, ale mimo to nie chcę, by przestał. Nie teraz, nie kiedy mi tak dobrze. Ale do tej rozmowy i tak wrócimy, ale to kiedy będziemy mniej zajęci.

Przeciągam się rano w łóżku i zaraz potem przewracam na drugi bok, by przytulić się do najdroższego męża. Wyciągam rękę, lecz natrafia ona jedynie na satynową, pustą poduszkę. A więc Sherlock już wstał. Cóż… Szkoda, bo tak lubię gdy po przebudzeniu przygarnia mnie do siebie i całuje w czoło. A najlepiej coś więcej.
No to chyba pora sprawdzić, która jest godzina, myślę i sięgam po komórkę na gustownej szafce nocnej z ciemnego drewna. Boże, już po dziesiątej? No to sobie pospałam… Dobrze, że dziś sobota, bo inaczej nieźle spóźniłabym się do pracy. Ale tak czy inaczej najwyższa pora wstawać.
Unoszę się na łóżku i widzę, że Alexa też nie ma w łóżeczku. No to pewnie bawi się w najlepsze z ojcem… Taa… Niewątpliwie Sherlock dał mu coś na szybko do jedzenia i zapomniał przebrać z piżamki, jak to on, ale to nic. Mały nie mógłby mieć lepszego taty.
Myśląc o mojej najcudowniejszej rodzince czuję miłe ciepło, powoli rozchodzące się po organizmie, i wstaję z łóżka, aż nagle z salonu dochodzą do mnie głosy rodziców Sherlocka. A więc mamy gości? Ha, mój mąż na pewno jest wniebowzięty!
W dobrym humorze idę do łazienki, gdzie szybko doprowadzam moją osobę do porządku, myję zęby oraz się ubieram, po czym idę do salonu, gdzie Alex już zabawia dziadków. Kątem oka widzę  Sherlocka, stojącego przy kuchennych szafkach i robiącego z poirytowaną miną herbatę.
- Dzień dobry, mamo. Dzień dobry tato – rzucam wesoło i podchodzę się przywitać z gośćmi.
- Cześć kochanie. Przepraszamy, że tak z rana, ale Mycroft i Greg pracują, więc nie mieliśmy  co robić – wyjaśnia od razu teściowa, całując mnie w policzek. - Jak się czujesz?
- Dobrze, dziękuję. Nie narzekam na nic jakoś szczególnie… I bardzo dobrze, że wpadliście, zapraszamy was zawsze.
- Mama!
Alex oczywiście przytula mnie, a ja z miłością całuję go w główkę. Dzieciątko moje najsłodsze.
- Jadłeś coś, kochanie? – pytam synka, akurat siedzącego z uradowaną miną na kolanach dziadka.
- Tak. Chlebuś z dźemikiem.
- No to dobrze – śmieję się, bo widzę, że Sherlock dziś się spisał jak nigdy. A mały nawet jest ładnie ubrany, w czerwoną bluzkę i granatowe spodenki.
Zostawiam synka z dziadkami i idę do kuchni, pomóc mojemu kochanemu detektywowi. Najpierw jednak na dzień dobry całuję go gorąco w te kuszące grzechem usta. Jak dobrze tak zapomnieć się i w nich utonąć.
- Zabiję Mycrofta – wyszeptuje mój nieznośny mąż. – Wymówił się pracą i przysłał ich tutaj, zapewne na złość mnie.
- Oj kochanie… – W rozbawieniu kręcę głową i pochodzę do jednej z szafek, by wyjąć jakieś ciastka. Kiedy ją już zamykam, dochodzi do moich uszu dzwonek komórki Sherlocka.
- Czego chcesz? – po jego niezadowolonym tonie wnioskuję, że to Mycroft. – I dzięki za wysłanie rodziców do nas z samego rana, tylko tego mi potrzeba. – Milczy przez chwile, słuchając ze zmarszczonymi brwiami brata. – Co?... Żartujesz, prawda?... Dobra, która to gazeta? I kto to…? – Zamyka oczy i wzdycha, w dodatku widzę, że jest zdenerwowany. – Dobra, dzięki.
- Kochanie, co się stało? – pytam od razu po skończonej rozmowie, przypatrując się uważnie Sherlockowi. Dobrze widzę, że pobladł, zacisną usta w dwie kreski, a jego oczy ciskają gromy. Sprawia wrażenie, jakby zaraz miał wybuchnąć. - Wyglądasz, jakby coś cię nieźle wyprowadziło z równowagi.
Rzuca mi niepewne spojrzenie, jakby wahał się, czy mi powiedzieć. Cóż, ja nie mam zamiaru odpuścić i po raz kolejny być wyłączona z biegu wydarzeń. Co to, to nie.  
 - Usiądź najpierw i daj mi chwilę – słyszę w końcu. Dobra, skoro już się zdecydował, to robię, co mi każe i zajmuję miejsce na najbliższym krześle, a Sherlock w tym czasie szuka czegoś w telefonie. Trochę to trwa, bo najpierw sam chyba tą rzecz sprawdza, ale czekam cierpliwie. Po jego minie jednak poznaję, że jest chyba gorzej, niż na początku myślał. – Tylko błagam cię, nie denerwuj się – mówi, czekając, aż kiwnę głową.
- No dobrze, nie będę – stwierdzam, wzruszając ramionami, i biorę od niego smartfona.
Widzę zaraz ekran z wyświetloną elektroniczną wersją The Sun. O co znowu chodzi z tym brukowcem? I dlaczego Mycroft dzwonił w tej sprawie do Sherlocka?
W nastepnej chwili jednak coś dostrzegam i telefon prawie wypada mi z ręki. Otwieram szerzej oczy, a potem zszokowana przyglądam się swojemu zdjęciu z przyjęcia w Pałacu Buckingham, kiedy to akurat wymieniłam parę słów z księciem Harrym. Nie byłoby w tym może nic dziwnego, bo w wielu gazetach pojawiły się już jakieś moje z Sherlockiem pojedyncze fotografie i wzmianki, że mój mąż dostał order, gdyby nie wściekle czerwony, wielki tytuł artykułu pod zdjęciem.

Szokujący romans w wyższych sferach! Żona zdradza słynnego detektywa z księciem Harrym?

Sensacyjne wiadomości dochodzą nas z Pałacu Buckingham, gdzie to podobno plotkuje się o nowej miłostce księcia Harry’ego. Może nie byłoby w tej całej sytuacji nic szokującego gdyby nie fakt, że ową tajemniczą ukochaną jest żona Sherlocka Holmesa, znanego detektywa-konsultanta, który to niedawno został uhonorowany Orderem Imperium Brytyjskiego.
Kochankowie spotkali się trzy dni temu na przyjęciu w Pałacu Buckingham, gdzie Holmes odebrał odznaczenie, i nie byli w stanie ukryć, że coś ich łączy. Cały czas rozmawiali, flirtowali i bawili się ze sobą, co widać na załączonym zdjęciu, podczas gdy znany detektyw sam prowadził konwersację z resztą gości. W ten sposób świat dowiedział się o ukrywanym od jakiegoś czasu romansie.
Para podobno spotkała się pół roku temu i od tej pory widuje się w tajemnicy, tak, że nawet Rodzina Królewska nic nie wie o tym związku. Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że Anna Holmes jest w ciąży, więc chyba książę powinien się zastanowić czy to czasem nie jest jego potomek. W każdym razie nie zazdrościmy słynnemu detektywowi i mamy nadzieję, że wyjaśni sobie z żoną całą sytuację. Poza tym królowa Elżbieta na pewno nie będzie zadowolona, czytając o nowych wyczynach wnuka.

W kompletnym szoku przesuwam wzrok na zdjęcie ilustrujące, jak to zadowolona z życia oraz uśmiechnięta gawędzę z księciem Harrym. Pamiętam, że akurat wtedy chyba powiedział jakiś dowcip i pewnie dlatego chichotałam, a potem zaraz wróciłam do Oliviera i Sherlocka. Jezu, jak ktoś mógł wymyślić do tego taką nonsesowną historię? I jeszcze mało tego, ten artykuł sugeruje, że jestem z tym moim potencjalnym kochankiem w ciąży. Czyje to w ogóle wypociny?
Widzę imię i nazwisko i mało nie pękam ze śmiechu. Kitty Riley! Ta panna chyba nigdy się od nas nie odczepi. A teraz przegięła, i to bardzo. Robię się powoli coraz bardziej wściekła, więc chyba się doigrała i pożałuje.
- Ty wiesz gdzie ta krowa mieszka, prawda? – syczę cicho do Sherlocka, żeby jego rodzice nie słyszeli. Boże, mam nadzeję, że nigdzie nie natknęli się na tę gazetę.
- Wiem, ale nie sądzę, że to dobry pomysł, żebyś tam jechała. Tylko się jeszcze bardziej zdenerwujesz. Najlepiej sam to załatwię – ściska uspokajająco moją dłoń.
- Będę się denerwować siedząc bez ciebie w czterech ścianach, a jak jej nawrzucam to mi przynajmniej przejdzie! - ucinam i szybko wstaję z krzesła. – Jadę tam i się nie sprzeczaj ze mną!
 - Ale z ciebie uparciuch – Sherlock lekko się uśmiecha. – No dobrze, ale jadę z tobą i musisz mi obiecać, że nie będziesz się unosić. Chociaż piękna jesteś, jak się złościsz.
- Niech ci będzie – nie mam raczej wyboru, no i wiem, że takie silne emocje źle oddziaływają na dziecko. Dla dobra maleństwa muszę nad sobą panować.

Kitty otwiera drzwi, a widząc nas uśmiecha się drwiąco. Ta jej pełna zadowolenia mina i głupie warkoczyki od razu wyprowadzają mnie z równowagi, więc dla uspokojenia łapię Sherlocka za rękę.
- Kitty, Kitty – kręci głową mój mąż. – Nieładnie wypisywać takie kłamstwa. I myślisz, że ujdzie ci to na sucho? Chcesz przez to zrobić karierę w czymś innym niż jakimś głupim brukowcu?
- Również. Chociaż mała zemsta też dała komuś niezłą satysfakcję – rzuca i chce zamknąć drzwi, ale Sherlock przytrzymuje je i blokuje nogą.
- Zemsta? – pyta ostro? – Co masz na myśli? I kogo?
- Pogadaj ze swoją byłą to się dowiesz. To była głównie jej inicjatywa.
Z Janine? Och, a więc to ona stoi za ta całą żenującą akcją? No pięknie, tylko tego nam brakowało: użerania się z wciąż obrażoną Janine.
- A pogadam – rzuca wściekle mój mąż. – I ostrzegam, tym razem chyba się doigrałaś. Uważaj, Kitty, bo teraz już wkroczyłaś dodatkowo na teren rodziny królewskiej i coś czuję, że oni chyba tak tego nie zostawią – odsuwa nogę, a Kitty, nawet na nas nie patrząc, zatrzaskuje drzwi.
- Chodź, jedziemy… - zaczyna Sherlock i bierze mnie za rękę, ale w tym momencie dzwoni mu telefon, co powoduje, że przewraca oczami, ale odbiera.
- Tak, John? – po krótkiej chwili mina mojego męża robi się dziwnie poważna, a mnie przechodzi dziwny dreszcz. Coś się dzieje. – Możemy przyjechać?... Dobra, to za chwilę będziemy – kończy i zwraca się do mnie. – Emma zmarła.

Wpuszcza nas zmartwiona Mary i od razu mówi, że czekali na nas.
- Jeszcze nie powiedzieliśmy Timothy’emu – wyjaśnia. – Bawi się teraz z Lily u niej w pokoju. Troszkę nie wiemy, co robić.
- Będzie dobrze – pocieszam ją, kiedy wchodzimy do jasnej kuchni, gdzie blady John pije herbatę.
- Cześć – mówi, a ręce mu troszkę drżą. – Dzięki, że przyjechaliście.
- Daj spokój. Od tego jesteśmy – uśmiecham się do niego, zajmując jedno z krzeseł. – Trzeba powiedzieć chłopakowi.
- Wiem, wiem – John ciężko wzdycha. – Tylko nie mam pojęcia jak. Wiem, że jestem lekarzem i powinienem być zaznajomiony z takimi sytuacjami, ale kurcze tu chodzi o mojego syna.
- Wiesz, ja myślę, że on już od jakiego czasu jest w pewnym sensie na to przygotowany. Wiedział w jakim Emma jest stanie i chyba pogodził się z tą całą sytuacją.
- Anna ma rację – Sherlock kładzie Johnowi rękę na ramieniu. – To bystry, silny i inteligentny chłopak. Poradzi sobie z tym, w dodatku ma was. I myślę, że powinieneś zrobić to teraz. Zawołaj go.
John jednak nie musi go wołać, bo Timothy w tej chwili wchodzi do kuchni.
- O, dzień dobry. Lily chce sok – chłopak nagle przygląda się nam uważnie, a potem patrzy z niepokojem na ojca. – Ukrywasz coś. Wszyscy coś ukrywacie.
John patrzy na nas zagubionym wzrokiem, jak mysz złapana w pułapkę, i nic nie mówi.
- Chodzi o mamę, tak? – dopytuje się Timothy,  głos ma już lekko wystraszony. - Coś się stało, tak? Powiedz!
- Twoja mama… Timothy, twoja mama umarła godzinę temu.
Przez moment nikt nic nie mówi, czuć tylko napięcie w powietrzu i słychać zegar kuchenny na jednej z żółtych ścian, az do momentu kiedy Timothy ze zwieszoną głową odwraca się i idzie w stronę swojego pokoju. John od razu wychodzi z kuchni za nim, a Mary wygląda nagle na strasznie zmęczoną, jakby najchętniej położyła się zaraz spać.
- Kochana, jak się czujesz? – pytam z troską przyjaciółkę.
- Zmęczona, przecież wiesz jak to jest w ciąży – Mary smutno się uśmiecha. – A tak to dobrze. Zrobić wam herbaty?
- Nie, dzięki – macham ręką. - Chyba w sumie najlepiej będzie jak już pójdziemy, wiesz…. Powinniście teraz spokojnie pogadać z chłopakiem i nie chcemy przeszkadzać. Chyba, żeby ci w czymś pomóc?
- Dziękuję, ale myślę, że sobie poradzimy. A jak nie, jesteście pierwszymi osobami, do których zadzwonimy. I wtedy się nie wywiniecie – mówi i zaraz czuję jej ciepły uścisk.

Wracamy do domu od Watsonów. Mały i rodzice Sherlocka jeszcze nie wrócili, zapewne trochę im zejdzie, bo poszli do Zoo. Alex z pewnością ma ubaw, chociaż nie wiem czy już wszystko do końca rozumie.
- Cóż… - mówi mój mąż, kiedy siadam na kanapie. – Jedno trzeba przyznać. Chłopak jest bystry. Przynajmniej nie wdał się w ojca.
- Sherlock! – mówię karcąco i patrzę na niego z naganą. – Jak możesz!
- No dobra, przesadziłem, przepraszam. Nie mówmy już może o tym, co? I patrz, nie ma nikogo, mamy na chwilę spokój – śmieje się Sherlock, zaraz też mnie obejmuje i zaczyna całować, napaleniec jeden. No dobra, tak naprawdę to ja nie jestem lepsza. Przesuwam się szybko na jego kolana, przyciągając go jedną ręką, a drugą wplatając mu we włosy.
- Kochanie… -  mówię nagle, bo coś mi się przypomniało. – A ty wiesz, że za trzy dni mamy wizytę u lekarza? Jak dobrze pójdzie dowiemy się już czy to chłopiec czy dziewczynka.
- Jak cię znam – wyszeptuje mój mąż, całując mnie w ucho – masz już swoje przeczucia i wybrane imię.
- Skąd wiesz? – zaczynam chichotać. Jak on dobrze mnie zna, kochany mój. Oczywiście, że intuicja podpowiada mi co nieco, i zwykle to się potem sprawdza, tak jak w przypadku Alexa. No a tym razem… Zobaczymy.
- Och kochanie, nawet nie wiesz jak dobrze cię znam. Chociaż nie ukrywam, że chciałbym cię poznać jeszcze lepiej – mówi, a na moich ustach pojawia się przebiegły uśmiech. – No to słucham informacji na temat naszego drugiego dziecka.
- O nie, nic nie powiem – kręcę głową, jednocześnie kładąc dłonie na klatce piersiowej Sherlocka i powoli przesuwając je w górę, ale on od razu je odsuwa.
- Powiesz – uśmiecha się jadowicie. – Inaczej gorzko tego pożałujesz.
- Jak obudzisz Jima – wracam bezlitośnie do niewygodnego tematu. Tego mu nie odpuszczę, nie mam serca, bo smutny Tom wciąż mi siedzi w głowie.
- A ty wciąż to samo! Co za uparta kobieta! – mamrocze i zaczyna mnie łaskotać, jednocześnie przytrzymując za ramiona. Ja oczywiście po chwili nie mogę już wytrzymać i od razu się poddaję.
- Dobra, powiem, powiem – ocieram sobie łzy z oczu. – Ale to nie fair, wiesz?
W ramach odpowiedzi Sherlock obdarza mnie gorącym pocałunkiem, więc na chwilę tracę kontakt ze światem. Kiedy w końcu ponownie go odzyskuję, widzę, że mój mąż wpatruje się we mnie wyczekująco, więc nachylam mu się do ucha i opowiadam o swoich przypuszczeniach.
- No, ta wizja, jaką przede mną roztaczasz całkiem mi się podoba. – Gdy kończę dostaję buziaka w czoło. – Imię również.
Och jak dobrze. Chcę go pocałować, ale w tym momencie słyszę kroki dwóch osób na schodach. Kogo to nosi?
Z niezadowoloną miną wstaję mu z kolan i ledwo zdążam poprawić bluzkę, kiedy ktoś puka do drzwi. Ktoś, to znaczy na pewno pani Hudson, podejrzewam, że z klientem.
- Proszę!
Wchodzi nasza gospodyni, lekko zmieszana, a za nią, ku naszemu zdziwieniu, Janine. Na widok tej drugiej ciśnienie momentalnie mi skacze, a oczy chyba zaczynają ciskać gromy niczym piorun Zeusa. Czuję się trochę jak marionetka, gdy odruchowo wstaję na nogi, które zaraz niosą mnie powoli do Janine. Mam wielką ochotę powyrywać tej zołzie kudły z głowy i robię to, kiedy tylko moje ręce są na tyle blisko, żeby jej dosięgnąć. Ona wprawdzie wrzeszczy i broni się, ale zaraz ląduje na dywanie, a ja na niej, dalej trzymając ją za włosy i drapiąc paznokciami.
W oszołomieniu mrugam oczami i wizja znika. Dalej jednak widzę w naszym salonie Janine, w jeansach i białej bluzce, z czarnymi włosami i brązowymi oczami.
- Macie gościa… - słyszę lekko zdenerwowany głos pani Hudson, a zaraz potem nasza gospodyni znika za zamkniętymi drzwiami. Zostajemy sami we trójkę i przez chwilę panuje głucha, krępująca cisza.
- I jak wam się podoba moja niespodzianka? Chyba jeszcze bardziej się postarałam, niż ostatnio – wzdycha w końcu Janine, uśmiechając się do nas słodko. Dziwne, ale kojarzy mi się w tej chwili z modliszką, która właśnie zjadła swojego partnera.
- Nadzwyczaj jadowita – rzuca ostro Sherlock i wstaje z kanapy. W oczach zapala mu się już złowrogie światło, a głos drży od powstrzymywanej wściekłości.
- Możesz mi do cholery powiedzieć dlaczego? – Chciałam milczeć i się do niej w ogóle nie odzywać, ale jednak nie jestem w stanie. – Co ja ci zrobiłam?
Sherlock chyba wyczuwa jak bardzo jestem zdenerwowana i kładzie dłonie na moich ramionach. Trochę pomaga, w każdym razie nie odczuwam już tej okropnej chęci rzucenia się na tą pannę.
- Zaraz ci powiem dlaczego – słyszę zza pleców głos męża. – Nie może pogodzić się z odrzuceniem oraz z tym, że ją wykorzystałem, chociaż tyle czasu już minęło. Najwyraźniej wciąż coś do mnie czuje, nie daje jej to spokoju i myśli, że taka zemsta przyniesie jej ulgę i pewną satysfakcję. Poza tym ma nadzieję, że jeszcze trochę na tym zarobi. No i ta zazdrość… Kocham ciebie, a nie ją. - Janine zaczyna się wyniośle śmiać, co ma chyba znaczyć, że słowa Sherlocka nieźle ją bawią, ale ja dobrze widzę po tych jej ciemnych oczach, że jest inaczej. Wnioski mojego męża są do bólu prawdziwe i robi mi się tej kobiety żal. Utknęła w pułapce własnych uczuć. - Nie mogłaś się powstrzymać, co Janine? Wiedziałaś, że Kitty wiele by dała za złośliwy artykuł na mój temat, więc podsunęłaś jej pomysł. Tylko, że przesadziłaś. Weszłaś na moją rodzinę, a to nie wyjdzie ci na dobre. Mnie możesz atakować ile chcesz za to, co ci zrobiłem, ale od nich powinnaś trzymac się z daleka, bo działa to na mnie jak płachta na byka.
- I co, grozisz mi? – Janine przewraca oczami.
- Tylko ostrzegam. Lepiej, żebyś się postarała o wycofanie tych bzdur, bo inaczej sam zacznę działać. A chyba nie chcesz mieć kłopotów ze strony MI6?
Janine patrzy na mojego męża z nienawiścią, a ja słyszę odgłos otwieranych drzwi. Podejrzewam, że to rodzice Sherlocka z małym, i się nie mylę, bo zaraz do salonu wpada Alex z pluszowym lwem w ramionach. Widzi gościa i na chwilę się zatrzymuje, a potem lekko onieśmielony podchodzi do mnie, więc biorę go na ręce.
- Mama, byłem w zio – mówi, tuląc się, i w tej chwili pojawiają się moi teściowie, przez co sytuacja robi się jeszcze bardziej niezręczna.
- Wiem, synku. I jak, podobało ci się?
- Tak. I mam lewa.
- Lwa, kochanie – uśmiecham się, kiedy mały tuli do siebie zabawkę.
- Ja już pójdę.
To Janine. Chyba nie wie, co w tych okolicznościach ze sobą począć, więc po prostu wychodzi z pokoju. Patrzę na Sherlocka, który odprowadza ją zimnym wzrokiem, z groźną miną na tej cudnej twarzy. Ciekawe czy serio zamierza spełnić swoje groźby? Ja na pewno, w razie, gdyby Janine nie postarała się o wyjaśnienie całej tej sytuacji, nie zamierzam pozwolić mu na nic radykalnego. W sumie to tylko głupi artykuł.
- Mamo, tato, bardzo dziękujemy za opiekę nad tym urwisem – mówię jak gdyby nigdy nic. – Teraz siadajcie, zrobię coś do picia i jedzenia, żebyśmy mogli sobie spokojnie porozmawiać.

Budzę się następnego dnia rano z jakimś niepokojem w duchu, ale zaraz to tłumię, uznając, że sama sobie chyba wymyślam problemy. Alex jeszcze śpi, więc cicho zamyka  drzwi i idę sprawdzić, gdzie jest Sherlock.
Akurat wychodzi z kuchni, niestety strasznie wkurzony. Kładzie z irytacją telefon na biurku, a potem zaczyna chodzić nerwowo po salonie.
- Co jest? – pytam i przytulam się do niego, jednocześnie wyczuwając, że jest strasznie spięty.
- Mycroft, kolejny umiłowany obrońca Moriaty’ego. Nie wiem czy przez ten ślub tak mu padło na mózg, ale martwi się o Toma aż do przesady. Myślałem, że chociaż on będzie mądrzejszy i nie będzie mi truł, ale najwyraźniej myliłem się.
Nie podoba mi się ton głosu, jakim to powiedział. Podnoszę głowę i patrzę na niego z wyrzutem.
- Proszę, nie mów w ten sposób… Twój brat kocha i cierpi, powinieneś próbować go zrozumieć. Może jednak… Może jednak byś się jeszcze raz zastanowił nad tym wybudzeniem? Proszę, zrób to dla Toma… I dla mnie, bo nie mogę patrzeć jak się męczy.
- Na miłość boską… - syczy i odsuwa mnie od siebie. - Nie! Dość mam tego tematu i wbij to sobie do głowy, bo nie zamierzam cię więcej słuchać, jasne? W dupie mam Jima, Toma i to gadanie, jaki to teraz piękny związek tworzą! - patrzy na mnie wściekły, a ja próbuję otrząsnąć się z szoku po tym wybuchu. Pierwszy raz odkąd jesteśmy ze sobą Sherlock podniósł na mnie głos, nie krzyczał nawet kiedy był w tym strasznym stanie po „śmierci” Toma. Nie mam jednak czasu się nad tym zastanawiać, bo słyszę, że mały zaczął płakać. 
- Obudziłeś Alexa, gratulacje – mi nerwy też powoli puszczają kiedy z bólem w sercu odwracam się, by iść do synka.
- Cóż, w takim razie może najlepiej wyjdę!

- Proszę bardzo! – cedzę wściekle i wchodzę do sypialni, a kiedy biorę zapłakanego Alexa na trzęsące się ręce dochodzi do mnie odgłos zatrzaskiwania drzwi i mam ochotę rozszlochać się jak mój synek.

8 komentarzy:

  1. Bardzo fajny rozdział. Ta historia niemiłosiernie wciąga. :p Gratuluje i liczę na więcej. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. miło się was czyta :) mam pewne przeczucia co do następnych rozdziałów, ale poczekamy zobaczymy :D , mam tylko nadzieję, że nie za długo, bo umrę z ciekawości ;d

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki Wam :) Cieszymy się, że się podoba, po to piszmy :) Ann, jestem ciekawa Twoich przeczuć xd :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział. Jestem zachwycona i bardzo zadowolona z zwrotu akcji. Mam nadzieję że jedno z moich przeczuć zostanie zrealizowane.
    Życzę wam dużo weny. Kate!

    OdpowiedzUsuń
  5. Od kogo następny rozdział?

    OdpowiedzUsuń