sobota, 14 czerwca 2014

Rozdział 50: Gorycz

(No to cudeńko od Joasi <3 )

        "Kiedy z serca płyną słowa 
         Uderzają z wielką mocą 
         Krążą blisko wśród nas ot tak 
         Dając chętnym szczere złoto

         I dlatego lubię mówić z Tobą 
         I dlatego lubię mówić z Tobą 

        Każdy myśli to co myśli 
        Myśli sobie moja głowa 
        Może w końcu mi się uda 
        Wypowiedzieć proste słowa 

        I dlatego lubię mówić z Tobą 
       I dlatego lubię mówić z Tobą"
        Akurat - Lubię mówić z Tobą 


- Cała rodzina królewska jest dumna z tak wzorowego obywatela. - powiedział Mycroft rozsiadając się wygodniej w fotelu. - Nawiasem mówiąc, nie będzie problemu z obywatelstwem dla Anny.
- Nie potrzebuję go! - zawołała z kuchni moja ulubiona blondynka, po czym wychyliła głowę zza framugi, mrugając do mnie pięknym okiem.
- Premier nie jest zadowolony z faktu, że w twoich dokumentach paszportowych widnieje narodowość polska. Nie dbam osobiście o jego samopoczucie psychiczne względem pewnej grupy mieszkańców Zjednoczonego Królestwa, ale bardziej chodzi o samo zmienienie torów posądzania ich o wszystkie katastrofy. Bądź tak dobra i przyjmij je z pokorą, proszę. To dla mnie ważna sprawa, a przynajmniej wagi rodzinnej, w końcu nosisz nazwisko Holmes.
- Dawno nie słyszałem w twoim głosie takiego tonu, bracie. - roześmiałem się trochę ironicznie. - Widzę, że związek dobrze ci służy.
- Nie mówimy teraz o mnie tylko o was i tym, że jesteście teraz na świeczniku wszystkich, a przede wszystkim prasy. - mruknął znudzony, chwytając filiżankę w dłonie. Od niechcenia też, postanowił zmienić temat, jakby wiedział dobitnie, że Anna zrobi to, co oznajmił. - Rozmawiałem z pewnymi ludźmi w Irlandii. Kobieta postanowiła odwiedzić jednego z naszych agentów.
- Nie interesuje mnie Kobieta. - odparłem, ziewając przeciągle. - Wybacz, ostatnio jestem trochę przepracowany.
- Albo zaabsorbowany ćwiczeniem Kamasutry. - dodał kąśliwie mój brat, ale widząc minę mojej pięknej żony natychmiast przestał ironizować. - Wracając... Powiedzmy, że mamy kilka ciekawych informacji na temat pobytu Elise i to dzięki Dominatrix. Oczywiście nie spodziewałem się takiej otwartości ze strony tej pięknej damy, ale uściśliła, że chodzi tylko o ciebie.
- Ach, to. - bąknąłem tylko i wróciłem do myślenia.
Miło ze strony Irene, że pamięta jeszcze o mnie i tym, by w jakiś sposób odpłacić za wielki dług, jakim była w tej chwili obarczona, bo to, co zrobiłem miało na celu tylko jedno; pokazanie, że ona jest przegrana. Może i byłem okrutny, ale tak właśnie trzeba prowadzić grę; cios za cios, myśl za myśl, tchnienie za tchnienie, bo rozgrywka trwała do końca mojego życia, oczywiście tak myślałem wtedy i nadal tak jest, nie można po prostu przestać i uciec w ostatniej chwili, bo wtedy wiałoby nudą.
- A co z Moriartym? - zapytał nagle, przywracając mnie tym na ziemię. - Wynalazłeś już antidotum?
- Nie i nie zamierzam. Po tym wszystkim marzę tylko, by zdechł i nie zrobię tego dla czyjegoś widzi mi się, bo nie po to jestem detektywem konsultującym. Ja walczę ze złoczyńcami, a nie ich ratuję. - mówiłem coraz bardziej rozgniewany. - Musisz przyjąć to do wiadomości, bo... ja. Nie. Pomogę.
- Rozumiem, że zepsuliśmy ci tym wszystkim humor, ale...
- Humor? - wysyczałem i nagle poczułem, że dłoń Anny zostaje położona na ramieniu, by mnie uspokoić, lecz nie wiem, czy mogłoby to pomóc w takich warunkach. - Przez rok udawaliście, że... Myślisz, że potrafiłem sobie z tym poradzić? A nasi rodzice? Matka przeżyła to jeszcze bardziej niż ja, ojciec nie tylko do ciebie dzwonił w tej sprawie.
- Ale potem wyznałem im wszystko. - wyznał nagle, na co zerwałem się z fotela wydając z siebie coś na kształt warknięcia.
- To dlatego... - mamrotałem. - Idiota ze mnie. Mogłem od razu pojąć...
- Kochanie, co się dzieje? O czymś nie wiem?
Uderzyłem ze zdenerwowania pięścią w przerwę między futrynami, aż drewno niebezpiecznie zaskrzypiało pod wpływem mojego ciosu. Nie wiedziałem, jak mam to wszystko pojąć. No tak, Sherlock imbecyl nie musi wiedzieć wszystkiego, bo i po co, ma piękną żonę, syna i nic nie powinno zaprzątać jego bezsensownej głowy, bo mógłby jeszcze wpaść na karkołomny pomysł, by wydać ich bzdurny sekret.
Na dodatek pytanie Anny o to, co dokładnie jest teraz na topie w naszej pochrzanionej w rodzinie. To co zwykle, kochanie; morderstwa, oszustwa i tony głupoty, bo tego nie da się inaczej określić. Co ja miałem powiedzieć mojej ciężarnej żonie? Że kochany brat, który dostał kulę w łeb żyje i ma się dobrze, tylko nie psychicznie, bo czuwa przy swoim ukochanym psychopacie, czekając tylko aż się wybudzi.
- Nie mów, że zataiłeś przed nią ten fakt. - powiedział Mycroft, nie dowierzając.
- A co miałem zrobić? - wydarłem się na całe mieszkanie i pożałowałem od razu, bo zbudziłem Alexa z popołudniowej drzemki. - Anna spodziewa się dziecka, nie mogę pozwolić, by cokolwiek ją niepokoiło.
- Idę do małego, a potem mi wszystko wyjaśnisz. - zarządziła, a mnie opadły ręce.
Gdy wyszła do pokoju, pomyślałem, że teraz dopiero rozpęta się piekło, bo moja żona mi tego po prostu nie wybaczy. Siadłem z powrotem na fotelu i zatapiając ciało w skórzanym obiciu, zakryłem twarz dłońmi. Spieprzyłem sprawę i to konkretnie, ale nie mogłem inaczej, bo jak miałem powiedzieć tę "nowinę", skoro sam nie przyjmowałem tego do wiadomości, a nawet nie akceptowałem. Tak czasem jest, że życie musi spłatać figla człowiekowi, który zaczyna przyzwyczajać się do faktu, iż ktoś bliski jest na tamtym świecie i w tym momencie kiedy już jest w miarę dobrze następuje kolejne odsłonięcie kart.
- Nie jestem z siebie dumny, że zrobiłem ci takie świństwo. Przepraszam z całego serca. Nie wiedziałem, że było aż tak źle, ale widać tak. - mruknął mój brat z dziwaczną nutą w głosie. - On potrzebuje Jima... Dla mnie to też nie jest normalne, ale czy my kiedykolwiek byliśmy?
- Raczej nie. - roześmiałem się cicho i właśnie w tym momencie spadł mi wielki kamień z serca.
Byliśmy przecież braćmi i żaden z nas nie pozwoliłby na skrzywdzenie drugiego. Mogłem domyślić się od początku, że Mycroft postąpi w taki sposób, ale emocje wzięły górę nad rozumem, a były one zgubne do tego stopnia, że zacząłem niszczyć siebie i rodzinę, i mało brakowało do zupełnej katastrofy. Nie czas na rozpamiętywanie złośliwości czy niefortunnych wyborów, tylko na działanie.
- No to, o co dokładnie chodzi, Sherlocku? - zapytała  moja żona gdy wróciła do salonu.
Wziąłem głęboki oddech, by samemu przełknąć prawdę, po czym patrząc w te piwne oczy otworzyłem usta, chcąc ją wyznać, ale nieoczekiwanie w progu pojawił się nie kto inny, jak obiekt naszego tematu. Zdziwiony, otworzyłem lekko usta nie mówiąc praktycznie nic, bo nadal nie mogłem przyzwyczaić myśli, że ten człowiek chodzi po ziemi.
- Thomas? - wyszeptała z szeroko otwartymi oczyma, a następnie zaczęła osuwać swoje wątłe ciało na dywan.
Nie zdążyłem jej złapać, ale zrobił to mój kochany młodszy braciszek, za co byłem mu wdzięczny, bo przecież mogła zrobić sobie wielką krzywdę. Widziałem jego taksujące spojrzenie, a potem zrozumienie, ale zaraz niebieskie oczy spoczęły na mnie, jakby obwiniając o wszystko i wtedy zrozumiałem, że musiało wydarzyć się coś złego.
Podszedłem szybko, by zacząć cucić Annę, a Thomas pomógł mi przenieść ciało ukochanej na kanapę. Mycroft patrzył na tę scenę z konsternacją i jakby zamyśleniem, ale nie wyrzekł do nas ani słowa. Osobiście byłem mu za to niezmiernie wdzięczny, bo naprawdę chciałem uniknąć jego zjadliwych komentarzy, a niewątpliwie takie by były, znając mojego uroczego brata.
Zbadałem puls mojej żony i już spokojny czekałem aż odzyska świadomość, co stało się niewiarygodnie szybo, jak na nią. Chwyciła dłoń, którą wysunąłem, a ona popatrzyła na mnie, jakby potrzebowała pomocy, lecz nie miałem pojęcia, co mam uczynić, by była spokojna.
- Kochanie, ja śnię, prawda? - zapytała bardzo słabym głosem.
- Nie skarbie. Thomas żyje i ma się dobrze.
- Ale... - mruknęła już bardziej trzeźwo, a w oczach tej pięknej istoty zabłysły łzy. - Ale ja widziałam przecież... Śnił mi się do cholery!
- Wiem księżniczko. - odparłem pewnie i przytuliłem do siebie, by jakoś ją uspokoić. - Już dobrze kochanie. Wiem, że to dla ciebie szok i sen zapewne dał ci dowód, ale tak czasem jest, że nasze głowy produkują rzeczy zupełnie bezsensowne. To nieuniknione przy dużych wstrząsach.
- Nie gadaj mi tutaj głupot, Sherlock! Ja wiem, co widziałam! Może mi jeszcze powiesz, że to z Moriartym sobie wymyśliłam?!
- Proszę, nie denerwuj się, Anno. - powiedział mój brat szczerze zmartwiony. - Nie powinnaś w takim stanie ulegać stresom.
- Nie pierdol. - warknęła po polsku, na co wszyscy zrobiliśmy zdziwione miny.
Ja i Mycroft zrozumieliśmy od razu, ale Tom potrzebował mojego tłumaczenia, co spowodowało u niego bardzo nieszczęśliwą minę i spuściwszy wzrok, wbił go w buty. Szczerze mu teraz współczułem, bo wiedziałem, że Anna nie odpuści mu tak łatwo. Oczywiście postanowiłem, że postaram się, by jakoś to przełknęła, ale nie liczyłem na skutek mych działań.
- Anno... Proszę cię, nie miej mi za złe. Chciałem was chronić i w pewien sposób mi się udało, ale nie wiedziałem, że wyniknie z tego to, co jest teraz.
- Nie chcę tego słuchać, idioto. - wysyczała. - Lepiej się wynoś, bo uwierz, że nie ręczę za siebie.
- Nie, kochanie. Powinniście porozmawiać, a najlepiej jeżeli nie będzie nas w tym pomieszczeniu. - wyszeptałem jej do ucha. - Będziemy w kuchni, tak na wszelki wypadek, jakbyś źle się poczuła.
Moja żona po dłuższym zastanowieniu i ciskaniu gromów piwnymi oczyma, kiwnęła głową na zgodę, a my wyszliśmy, by mogli wyjaśnić sobie kilka spraw. Czułem, że Tom potrzebuje podzielić się z kimś swoimi rozterkami, ale nie mogliśmy być to my z oczywistego powodu; nie byliśmy Anną, bo to z nią miał lepszy kontakt niż z nami.
Westchnąłem cicho, patrząc na Mycrofta. Miał jak zwykle nieprzeniknioną twarz, ale wiedziałem, że coś go ryzie, bo przez to oblicze przechodziły dziwne, ponure cienie. Nie rozumiałem dlaczego, ponieważ miał teraz wszystko, czego może chcieć facet jego pokroju. Pracę, która dawała mu poczucie władzy, co najbardziej lubił, pieniądze, choć to raczej nudziło po godzinie, no i Lestrade'a, na którym zależało mu bardziej niż na nikim innym. Skąd wiedziałem to ostatnie? Proste, ten sopel lodu nigdy nie pozwalał sobie na romanse, nigdy nie widziałem go bardziej żywego niż teraz no i ostatnia rzecz. Mój brat zwykle się nie przejmował moim losem, a teraz zmienił nastawienie o sto osiemdziesiąt stopni.
- Co jest? - wyszeptałem, choć w pokoju obok nadal wiało grobową ciszą.
- A musi coś być, bym nie miał zmartwień? - odparował zdumiewająco szybko.
- Przecież nie pomieszałeś skarpetek. - prychnąłem z wyższością. - Mów mi tutaj zaraz, bo coś czuję, że to poważna rzecz.
- Ja... - za jąkał się pierwszy raz po wielu latach, na co otworzyłem szerzej oczy. - Ja nie jestem pewien, co ze mną. Nie wiem czy chcę tego wszystkiego. Wyższego stanowiska, nowego mieszkania... ślubu. - ukrył twarz w dłoniach, oddychając głęboko. - Gdy byłem sam, nie musiałem myśleć o tych bzdurach.
- Ach, no tak. Teraz już wszystko rozumiem. - rzekłem, posyłając mu wyrozumiały uśmiech. - Kochasz, mój drogi bracie i nie jesteś pewien, co robić dalej. Jest na to tylko jedna rada, ale wątpię czy przyjmiesz ją z ust młodszego brata.
- Jaka? - zapytał równie szybko, jak poprzednio z definitywną nadzieją w głosie.
- Żyj. Tylko to i nic więcej.
Popatrzył na mnie głupio i trochę jakby z sarkazmem, który bił zwykle od niego w całej okazałości, ale zaraz na jego twarzy zagościł wielki uśmiech, a moje uszy zarejestrowały najcichsze podziękowanie w życiu. Następne zdanie nie padło już z jego ust, co mnie bardzo ucieszyło. Anna postanowiła wysłuchać tego, co ma do powiedzenia Tom.
- To co masz mi do powiedzenia, tępaku? - zapytała z jadem w głosie.
- Po pierwsze, że przepraszam, a po drugie, że miałem wrócić po wszystkim. Oczywiście udało się, ale nie brałem pod uwagę Elise.
- Co ma z tym wspólnego twoja była? A czekaj, Sherlock mi mówił. Dostała kota po twojej "śmierci".
- Mniej więcej, ale proszę, wysłuchaj mnie od początku. - powiedział błagalnie i nastała cisza, którą przerywało tylko tykanie zegara. - Przyjechałem tutaj na prośbę Mycrofta, ponieważ miał wielki problem z Aum Shin Rikyo. Poprosił mnie, bym przeniknął w ich kręgi i zdobył jak najwięcej informacji na temat nowej organizacji przestępczej, która została utworzona. Z jakiegoś powodu MI5 nie mogło do nich dotrzeć w konwencjonalne dla agencji sposoby więc pozostałem tylko ja, a miałem za zadanie wyciągnięcie od ich przywódcy największego zasobu danych, jaki tylko zdołam, lecz tutaj sprawy się mocno komplikują.
- Jak to?
- Poznałem szefa dużo szybciej niż mógłbym przypuszczać, Anno i to w bardzo zwykłych okolicznościach. - odparł trochę zasępiony, a ja zrozumiałem o kim mówił. To rzeczywiście był przypadek. - przemknęło mi przez myśl, ale postanowiłem słuchać dalej, bo jego głos jakby zmiękł i przybrał na barwie zupełnie mi nieznanej. - Akurat padał okropny deszcz więc postanowiłem schować się w sklepie. Byłem już kompletnie przemoczony do suchej nitki i mogłem podziękować kochanemu bratu, że musiałem wrócić do tego przeklętego kraju właśnie w czasie koszmarnych ulew. Deszcz deszczem, ale poprzedniego dnia miałem powiedzmy, że imprezę zorganizowaną przez kolegów ze studiów więc postanowiłem kupić tę nieszczęsną wodę i wtedy spotkałem Jima.
Mój brat roześmiał się niczym nastolatek, a mnie pozostało tylko westchnąć, bo wiedziałem już do czego będzie zmierzać opowieść mojego brata. Nic nie mógł zrobić z tym, że się spotkali i od razu zaskoczyło, a miał być to dopiero początek zajść, jakie nastąpiły w jego życiu. Tylko dlaczego swoje uczucia ulokował właśnie tam, gdzie powinien uciekać? Nie miałem pojęcia i szczerze mówiąc bałem się usłyszeć prawdę z jego ust.
- Nie wiem, co mi się stało, ale coś kazało pójść za nim i porozmawiać od tak, dla zwykłej przyjemności, bo mocno zaintrygował swoją osobą. Od pierwszego spojrzenia wiedziałem, że to raczej niezwykły przypadek, bo żaden informatyk nie chodzi na bankiety specjalne dla osób o znacznym statusie społecznym, a powiedział mi o tym tylko jego wygląd.
- Ty potrafisz dedukować w takim razie. - skwitowała Anna przyjmując to chłodno do wiadomości. - Tylko nie wiem, po co mi to mówisz, bo raczej nie jestem zainteresowana twoimi romansami.
- Jednak to część tego, co działo się później i chcę byś wiedziała. - odparł skromnie, dalej snując swą opowieść. - Po pierwszym naszym spotkaniu, które zaowocowało wystawieniem siebie na całkowite odsłonięcie i wymianą numerów, kolejną rzeczą jaką chciałem zrobić było odwiedzenie Sherlocka, jednak jego ciężko złapać, jak zwykle z resztą. Wtedy też poznałem ciebie, dziewczynę, która okazała się narzeczoną mojego brata, na co odpowiedziałem wielkim entuzjazmem. Musiałaś pewnie być bardzo przestraszona, że zauważyłaś kogoś o znajomym wyglądzie, zupełnie go nie rozpoznając.
- I byłam! Nie wiem, jak ale czułam, że to nic dobrego i jak widać z perspektywy czasu miałam rację.
- Nie mów tak, proszę. - Tom jakby posmutniał, co mnie wcale nie zdziwiło. - Ja naprawdę nie miałem wyboru. Mycroft dał mi tę złudną nadzieję, że mógłbym jakoś wszystko odkręcić z Elise, ale chyba dobrze, że tego nie zrobiłem. Tak czy inaczej, po całej hecy nasz kochany tajniak pokazał mi kogo mam wziąć pod włos, ale wtedy dostałem kociego rozumu i wyszedłem bez słowa z Klubu Diogenesa. Kilka dni później, bijąc się z myślami postanowiłem, że wyjadę, bo nie mogłem dokonać czegoś takiego osobie, która już wtedy zaczęła coś znaczyć. Ja wiem, że brzmi to co najmniej śmiesznie, ale Jim już wtedy... Ech. Odwołałem spotkanie i kupiłem bilet na lot powrotny, ale nie spodziewałem się, że znajdzie mnie tak szybko. On po prostu... Nie wiem, jak to nazwać, ale on mną zawładnął i to w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Niemożliwe, prawda?
- Nie powiedziałabym. Miałam do czynienia z jego podłą naturą.
- Anno, Jim nie jest zły.
- Nie jest zły? - wrzasnęła z furią, ale jęknęła i już miałem zamiar biec, by sprawdzić, co jest nie tak, ale po chwili dodała: - Nic mi nie jest. Ty chyba nie wiesz, co mówisz, Tom. Twój kochaś jest winien wielu nieszczęść i wcale nie przesadzam, bo miałam okazję poczuć jego chore myśli na własnej skórze.
- Nie to miałem na myśli, Anno. - mruknął cicho, jakby skrzywdzony. - On potrafi być naprawdę kochany i nie mówię teraz tylko o sobie. Raz mu się zdarzyło bawić z dziećmi i jakoś nie widziałem w nim wtedy zła, które zwykle sobą reprezentuje.
- Nie ściemniaj mi tutaj. - warknęła zupełnie wyprowadzona z równowagi. - Nie obchodzi mnie Moriarty i jego wzniosłe uczucia, bo ich nie posiada! Wiem, co mówię, bo jak wyjdzie z tego, a mam nadzieję, że w ogóle, to będę mu coś winna. - jej głos nagle zadrżał, a mnie przeszył dreszcz. Czy to możliwe, by moja żona zataiła jakiś istotny fakt? - Nie pozwolę, żeby skrzywdził moje dzieci czy choćby Sherlocka. Moja rodzina za dużo wycierpiała przez tego psychola.
- On się zmienił. Jim już nie jest taki, jak myślisz i nawet nie wiesz, jak bardzo odbiega teraz od prawdziwego wzorca psychopaty.
- Nieważne. Nie mam zamiaru kusić losu i uwierz, że Sherlock nie dopuści do tego, by się obudził, a ja dołożę wszelkich starań, by utwierdzić w tym mojego męża.
Dawno nie słyszałem w głosie Anny takiej furii, co mnie bardzo zdziwiło, bo zwykle była bardzo spokojną kobietą, która miała wiele trosk na głowie, często niepotrzebnych, ale nie mogłem temu zaradzić, była w końcu w ciąży i hormony strasznie z nią igrały. Co prawda często na tym korzystałem, ale wolałem nie nadużywać bystrości jej umysłu.
Nie spodobało mi się to, co powiedziała o krzywdzeniu rodziny i miałem podejrzenia, a właściwie pewność, że Moriarty jej groził w tym temacie więc postanowiłem niebawem wyciągnąć z niej, co ukryła. Nie mogłem uwierzyć, że są jeszcze jakieś tajemnice związane z tym obleśnym typem, ale szczerze mówiąc mało mieliśmy czasu na rozmowy gdy, co chwilę wyskakiwały nowe sprawy i sytuacje, które ciężko przewidzieć. Całe życie dopiero przed nami i wierzę, że w końcu poznam tę piękną istotę, choć zanosi się na to, że przez całe życie będę ubogi w wiedzę na jej temat.
Zauważyłem, że Tom zamilkł na chwilę, a ja wiedziałem, że słowa Anny mocno go zraniły, ale wiedział bardzo dobrze, że nie mogę mu pomóc. Byłoby to szkodą dla całego społeczeństwa i zapewne na dłuższą metę dla mojego brata, bo słyszałem wyraźnie, że jest zakochany, a raczej kocha go aż po grób. Bardzo mnie to niepokoiło i wolałem nie kusić losu, by Jim opętał go swoją chorą psychiką, już i tak mój brat bardzo się zmienił.
- To nie moja wina. - wyszeptał w końcu. - Tak wyszło. Ja tylko się zakochałem, chociaż myślałem, że nie potrafię.
- Nie obchodzą mnie twoje uczucia, mówię ci. - burknęła, a ja dosłyszałem głośne trzepnięcie. Aha... mój brat doigrał się kuksańca i to zapewne w czoło. - A teraz słucham dalej.
- Dobrze... Po tym, jak Jim zatrzymał mnie w kraju postanowiłem, że będę grał przed Mycroftem, ale domyślił się od razu, że jest coś nie tak. - mruknął zrezygnowany Tom. - Powiedziałem mu, że to nie jego sprawa, co się teraz dzieje, ale musiałem pomóc rodzinie. Po tym, jak Sherlock wyrwał cię z Paryża, nie chciał dopuścić do sytuacji zagrożenia świata, a ewidentnie plany Aum Shin Rikyo były teraz szeroko zakrojone i to wcale nie tak lekko. Następnym celem miał być Londyn i wtedy podjąłem decyzję, że trzeba powstrzymać Jima przed zapędami więc postanowiłem, że popchnę go w to, co czuję sam. Wiem, że nie powinienem, ale chyba się opłaciło, bo informatorzy donieśli, że zrezygnował z prywatnej zemsty na Sherlocku.
- On chciał go...? - zapytała z niedowierzaniem moja żona, a ja kiwnąłem do Mycrofta głową, zdając sobie sprawę z tego, że gdyby nie oni, to ja byłbym na miejscu tego trupa. Swoją drogą ciekawe, kto teraz leżał w grobie zamiast Toma.
- Tak, ale wymusiłem na nim, by obiecał, że nic nie zrobi mojej rodzinie i chyba podziałało. Ciągle mnie to męczy, że zacząłem manipulować człowiekiem, ale z drugiej strony dobrze, że to zrobiłem. Jesteście teraz szczęśliwi, a mój bratanek ma ojca. - powiedział z konsternacją, po czym chrząknął i zaczął kontynuować. - Wykradłem od Jima wszelkie dane, jakie były związane ze sprawą, ale nie tylko. Dowiedziałem się, że ma zamiar zrobić małą rzeź bezdomnym więc doniosłem o tym Lestrade'owi. Wszystko było jak najbardziej kontrolowane i nie do ruszenia, a na dodatek Bill zgodził się być przynętą dla mordercy, co dało nam wielkie pole do popisu.
- Ale on nie żyje. - fuknęła do niego z winą. - I to przez was, a przecież on był taki dobry.
- Mylisz się. - odparł spokojnie, a ja zmarszczyłem brwi posyłając starszemu bratu zaciekawione spojrzenie. Wymusił tylko uśmiech, który jak zwykle nie objął oczu, co rozbudziło jeszcze bardziej moją ciekawość. Doszedłem do wniosku, że raczej mi nie powie więc postanowiłem słuchać dalej. - Bill żyje i ma się całkiem dobrze. Musieliśmy go ukryć, bo wiedziałem, że Jim tak łatwo nie odpuści "szpiegom" Sherlocka, a zwłaszcza takim, którzy znaczą całkiem dużo.
- Jesteście podli, że robicie ludziom takie rzeczy. To nienormalne.
- A kto powiedział, że bracia Holmes są normalni? - zaśmiał się, na co my obaj cicho zachichotaliśmy. Znów uderzył mnie fakt, że ten starszy jest nieco normalniejszy, ale nie miałem chęci bliżej się temu przyjrzeć. - Sama wiesz, że jesteśmy inni, ale wracając... Nie spodziewałem się, że w sprawę zamieszana jest, Gabriel. Myślałem, że przynajmniej ona będzie inna niż my, ale moje nadzieje spełzły na niczym. Jim kryje bardzo dobrze swoich zabójców więc nie miałem jak ostrzec Sherlocka, czy choćby jej...
- Jakiej Gabriel? - zadała mu pytanie moja żona, a ja przeklinałem siebie w myślach, że nie powiedziałem wtedy prawdy. Niestety było za późno, na jakąkolwiek reakcję z mojej strony, bo Thomas zaczął snuć swoją opowieść.
- Nie mówił ci? No pięknie. - skwitował. - Gab to jest... była nasza kuzynka, z którą spędziliśmy dzieciństwo. Jim wynajął ją, by zrobiła małą rzeź w Londynie i muszę przyznać, że znała się na swojej profesji, ale zrobiła coś, o czym nikt by nie pomyślał. - przerwał na chwilę, po czym westchnął przeciągle z wielkim żalem. - Popełniła samobójstwo, a na domiar złego zmarła na rękach twojego męża. Powiedziała jednak, że to Jim ją wynajął i już zaczęliśmy powątpiewać w powodzenie operacji, ale Sherlock odpuścił, co nas bardzo uspokoiło, natomiast ja... Widząc Gab w kostnicy, pękło mi serce. Byłem tak wściekły na swojego faceta, że miałem ochotę go zabić i mało brakowało, bo wziąłem ze sobą scyzoryk, lecz on znów pokazał, że może mną manipulować.
- Moriarty to nic dobrego. Lepiej na niego uważaj, nie chcę żebyś zginął naprawdę.
- Umiem o siebie zadbać. - odburknął trochę rozeźlony, ale wrócił do snucia swojej opowieści. - Po tym wszystkim Mycroft otrzymał informację, że planują zamach już całą pompą więc znaleźliśmy mojego sobowtóra. Na całe szczęście miał zostać wykonany na nim wyrok i amerykanie odstąpili go bardzo chętnie, z racji na liczne zasługi dla kraju. Nie patrz tak na mnie, Anno, ten człowiek zginął broniąc kraju, a był seryjnym mordercą. To honor dla żołnierza zginąć za ojczyznę, choć naprawdę sporo ryzykowaliśmy.
- To jednak był człowiek, Tom! - zakrzyknęła moja żona, no co uśmiechnąłem się do siebie. Doskonale wiedziałem, że nie lubiła wyjść krytycznych, ale często nie można było zastosować innych środków, a w tym przypadku właśnie tak się działo i wcale tego nie potępiałem. - Mogliście zrobić to inaczej.
- Nie mogliśmy, bo agenta w takich organizacjach czuć na kilometr, a jak oboje dobrze wiemy, ja nim nie jestem. - mówił spokojnie i z taką fascynacją, że zastanowiłem się czy aby na pewno nie jest jakąś wtyczką Mycrofta w CIA. Znając moich braci wszystko brałem pod uwagę. - Gdy dowiedziałem się, że jesteś ranna chciałem cię odwiedzić, ale mój brat powiedział, że zajmą się tobą najlepsi i sam tego dopilnuje, ale nie posłuchałem go i gdy miałem wylatywać po prostu uciekłem z samolotu. Przez nasze niedopatrzenie mogliście zginąć oboje, a tego nie mógłbym sobie wybaczyć do końca życia, nie jestem taki jak starszy, dla mnie liczą się więzy rodzinne, kochana.
- Co było dalej? - zadała mu pytanie, bardzo zaciekawiona, a ja siedziałem nadstawiając uszu, bo sam chciałem to wiedzieć.
- Poszedłem do szpitala, w którym leżysz. Miałem wielkie szczęście, że nie natrafiłem na Sherlocka, bo bym nieźle dostał po twarzy za ten numer. Tak czy inaczej gdy zobaczyłem cię z tymi wszystkimi rurkami, myślałem, że już taka zostaniesz, a lekarz mnie w tym utwierdził, mówiąc, że jesteś w śpiączce. - mruknął znów bardzo smutny. - Wszystko to spowodowało, że miałem wielkie wyrzuty sumienia, ale wierzyłem, że pewnego dnia się obudzisz więc zacząłem mówić do ciebie. Właściwie mówię ci drugi raz moją historię, ale tym razem powiedzmy, że skończoną.
- Powiedzmy, ale śniłeś mi się. Mówiłeś, bym przekazała Jimowi, że wszystko w porządku, ale nie tylko ty byłeś w tym śnie.
- Tak? - zapytał. - A kto jeszcze?
- Mój brat. - powiedziała łamiącym się głosem, na co mój brat zamilkł, a ja postanowiłem wrócić do Anny.
Zostawiłem starszego barta z kuchni i szybkim krokiem udałem się do mojej pięknej księżniczki, by jakoś ją pocieszyć. Śmierć najbliższej na świecie osoby może zrujnować życie psychiczne w jednej chwili, a szczególnie wtedy gdy spędziło się z nią całe dzieciństwo na zabawach. Doskonale rozumiałem moją żonę w tym momencie więc wolałem być przy niej, by nie rozpamiętywała tego wszystkiego.
Przysiadłem obok patrząc na brata, który okazał się wrakiem człowieka. Oczy zwykle bystre i tak rozgwieżdżone teraz bladły, a pod nimi widziałem sińce spowodowane brakiem snu, twarz miał bledszą o kilka odcieni, co przypominało mi własny stan gdy straciłem ukochaną, a jego ręce drżały niespokojnie. Czyżby zaczął pić? Nie, Thomas zawsze trzymał się z dala od nałogów, bo wiedział, jakie to bagno. Jedną z rzeczy, która mnie też zaniepokoiła była jego blizna znajdująca się bliżej kołnierzyka białej koszuli, nadającej się już dawno do prania. Jego misja musiała być naprawdę ciężka.
- Moi drodzy, ja pójdę. - powiedział nagle Mycroft, wychodząc z kuchni. - Właśnie otrzymałem pewne informacje o naszej sprawie, Tom. Do widzenia.
Bez dalszego wyjaśniania udał się do wyjścia, a ja zmierzyłem spojrzeniem mojego młodszego brata, by powiedział cokolwiek o sprawie, jaką opracowują teraz, ale bez większego zainteresowania mną wrócił do poprzedniego tematu, co mnie niemile zaskoczyło.
- Dalej, siedziałem za granicą, po wcześniejszym opracowaniu planu zlikwidowania tych oszołomów, ale nie było łatwo. Jakimś sposobem Elise dowiedziała się o Jimie i postanowiła go wykorzystać, co było nam wtedy bardzo na rękę, ale więcej o niej już od Mycrofta nie usłyszałem, a to przesądziło wszystko. Nie miałem przez rok żadnych informacji też o nim, chociaż dopytywałem na wszystkie sposoby. Myślałem już, że przez moją śmierć zaprzestał wykonywać ten okropny zawód, ale wtedy przysłano po mnie ludzi, bym wrócił do kraju.
- Dalej już znamy fabułę tego wszystkiego, ale powiedz mi, dlaczego chcesz, żeby ta pluskwa nadal żyła? - zapytałem zaciekawiony.
- Wiesz Sherlocku, myślałem, że chociaż ty zrozumiesz. - odparł chłodno z nieskrywanym bólem w głosie. - To chyba jasne, że go kocham.
- Ale nadal nie pojmuję dlaczego on. Mogłem jeszcze przeboleć Elise, ale on? Przecież w przypływie gniewu może zrobić ci z życia piekło.
- Doskonale o tym wiem. - mruknął z dziwnym uśmiechem, który zaraz zgasł, jak żarówka.
Mój brat widział w nim zło i to go właśnie pociągało. Otworzyłem lekko usta ze dziwienia gdy zobaczyłem jego reakcję, bo ledwo do mnie dotarło, że on wcale się nie podda w zamiarach wybudzenia tej kanalii ze śpiączki i zapewne dopnie swego.
Thomas wstał, bo dostał SMS-a, po czym zbladł jeszcze bardziej, co bardzo mnie zaniepokoiło. Popatrzył na telefon z trwogą i zagryzł wargi w ten charakterystyczny dla niego sposób gdy myślał, aż w końcu westchnął, poddając się. Przemaszerował przez cały salon i otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował i znów zaczął krążyć po pomieszczeniu, jak nakręcony przez małe dziecko bączek.
- Sherlocku, proszę cię ostatni raz - szepnął tak cicho, że ledwo słyszałem. - Jeżeli nie zrobisz czegoś w przeciągu kilku dni... - zawiesił głos, co spowodowało u mnie dziwne dreszcze. - Ja tego nie zniosę, Sherlocku. On musi żyć.
- Przecież żyje. - burknąłem rozeźlony. - Nie zrobię tego, dla twojego widzi mi się. Obiecałem kiedyś sobie, że będę cię chronił i nie zamierzam nagiąć tej zasady.
W tym momencie jego oczy były przepełnione tak wielką nienawiścią do mnie, że odebrało mi mowę. Widziałem już raz to spojrzenie i miałem nadzieję nigdy więcej go nie dostrzec, ale nie było mi dane. Mój brat pokazał, że jeżeli nic nie zrobię znów go stracę i to na zawsze, a taka sytuacja nie wchodziła w grę, zwłaszcza że dopiero co go odzyskałem, ale ja nie mogłem pozwolić, by ten typ rozpoczął kolejną śmiertelną wyliczankę. Wytrzymałem to spojrzenie choć z wielkim trudem, lecz on, jakby już nie zainteresowany mną skierował swe niebieskie oczy w stronę Anny. Tym razem spojrzenie było czysto proszące, a wręcz błagalne, co od razu rozpoznałem, jako nową rozgrywkę ze strony Toma. Walczył nieczysto, bo wiedziałem, że Anna w końcu mu ulegnie, a jeżeli ona się złamie, ja nie miałem szans trwać przy swoim stanowisku, choć próbowałbym z całych sił.
- Powiedz mu, co trzeba. - wyszeptał z trwogą, po czym wyszedł, a ja ujrzałem na jego policzkach łzy, pierwszy raz od śmierci śmierci wujka.
Jim Moriarty powodował takie odczucia? Nie, to niepojęte.

Przytuliłem mocniej Annę i zacząłem natarczywie szukać w głowie jakiegoś wyjścia, by nie dopuścić do wybudzenia go ze śpiączki, ale wątpiłem, czy jeszcze został jakiś plan awaryjny.

11 komentarzy:

  1. No i cóż kolejny rozdział i już ponad 50 zryta psychika :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super. Niech Jimmy się obudzi. Kate!

    OdpowiedzUsuń
  3. Pierwszy raz w życiu nie wiem, co powiedzieć. Dosłownie, a to wyczyn, bo dużo mówię. Moriarty... Niech pozostanie to naszą tajemnicą do końca sprawy, bo przed Wami jeszcze wiele emocjonujących momentów związanych z innymi bohaterami. Serdecznie zachęcamy do czytania naszych blogów i cieszymy się, że mamy tak wielkie grono czytelników. Dziękujemy za oddanie, a niebawem ukaże się dla Was nowa rzecz, która jest raczej nietypowa zważając na treść tego bloga. :) Miłej zabawy i powodzenia. :*

    OdpowiedzUsuń
  4. To czekamy, czekamy :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy następny? ;*

    OdpowiedzUsuń

  6. Kontakt czar rzucający dzisiaj .. daveangela08@gmail.com

    (1) Jeśli chcesz ex powrotem
    (2) jeśli zawsze masz złe sny.
    (3) Chcesz być promowane w swoim biurze.
    (4) Chcesz kobiety / mężczyźni uruchomić po tobie.
    (5) Jeśli chcesz mieć dziecko.
    (6) Chcesz być bogaty.
    (7), które chcesz związać Twój mąż / żona będzie
    Twój na zawsze.
    (8) Jeśli potrzebujesz pomocy finansowej.
    (9) Opieka ziołowa
    (10) Jeśli nie możesz być w stanie zaspokoić swoją żonę
    należnego lub pragnienie seksu
    niska akcja eee.
    (11), jeśli odmawia się miesiączka
    cały dzień to przypuszczam lub nad przepływami.
    (12), jeśli twoja praca odmówić płacić, ludzie
    dzięki ci?.
    (13) rozwiązać problem gruntów i dostać go z powrotem.
    (14) Czy twoja rodzina Denny Cię z
    prawda?
    (15) Niech ludzie słuchać słów moich, a nie mój
    chcieć
    (16) Czy masz niską liczbę plemników?
    (17) Sprawa rozwiązania E.T.C
    Kontakt czar rzucający dzisiaj .. daveangela08@gmail.com

    OdpowiedzUsuń