(No to cudeńko od Joasi <3 )
"Kiedy z serca płyną słowa
Uderzają z wielką mocą
Krążą blisko wśród nas ot tak
Dając chętnym szczere złoto
I dlatego lubię mówić z Tobą
I dlatego lubię mówić z Tobą
Każdy myśli to co myśli
Myśli sobie moja głowa
Może w końcu mi się uda
Wypowiedzieć proste słowa
I dlatego lubię mówić z Tobą
I dlatego lubię mówić z Tobą"
Uderzają z wielką mocą
Krążą blisko wśród nas ot tak
Dając chętnym szczere złoto
I dlatego lubię mówić z Tobą
I dlatego lubię mówić z Tobą
Każdy myśli to co myśli
Myśli sobie moja głowa
Może w końcu mi się uda
Wypowiedzieć proste słowa
I dlatego lubię mówić z Tobą
I dlatego lubię mówić z Tobą"
Akurat - Lubię mówić z Tobą
- Cała rodzina królewska jest dumna z tak
wzorowego obywatela. - powiedział Mycroft rozsiadając się wygodniej w fotelu. -
Nawiasem mówiąc, nie będzie problemu z obywatelstwem dla Anny.
- Nie potrzebuję go! - zawołała z kuchni
moja ulubiona blondynka, po czym wychyliła głowę zza framugi, mrugając do mnie
pięknym okiem.
- Premier nie jest zadowolony z faktu, że w
twoich dokumentach paszportowych widnieje narodowość polska. Nie dbam osobiście
o jego samopoczucie psychiczne względem pewnej grupy mieszkańców Zjednoczonego
Królestwa, ale bardziej chodzi o samo zmienienie torów posądzania ich o
wszystkie katastrofy. Bądź tak dobra i przyjmij je z pokorą, proszę. To dla
mnie ważna sprawa, a przynajmniej wagi rodzinnej, w końcu nosisz nazwisko
Holmes.
- Dawno nie słyszałem w twoim głosie takiego
tonu, bracie. - roześmiałem się trochę ironicznie. - Widzę, że związek dobrze
ci służy.
- Nie mówimy teraz o mnie tylko o was i tym,
że jesteście teraz na świeczniku wszystkich, a przede wszystkim prasy. -
mruknął znudzony, chwytając filiżankę w dłonie. Od niechcenia też, postanowił
zmienić temat, jakby wiedział dobitnie, że Anna zrobi to, co oznajmił. -
Rozmawiałem z pewnymi ludźmi w Irlandii. Kobieta postanowiła odwiedzić jednego
z naszych agentów.
- Nie interesuje mnie Kobieta. - odparłem,
ziewając przeciągle. - Wybacz, ostatnio jestem trochę przepracowany.
- Albo zaabsorbowany ćwiczeniem Kamasutry. -
dodał kąśliwie mój brat, ale widząc minę mojej pięknej żony natychmiast
przestał ironizować. - Wracając... Powiedzmy, że mamy kilka ciekawych
informacji na temat pobytu Elise i to dzięki Dominatrix. Oczywiście nie
spodziewałem się takiej otwartości ze strony tej pięknej damy, ale uściśliła,
że chodzi tylko o ciebie.
- Ach, to. - bąknąłem tylko i wróciłem do
myślenia.
Miło ze strony Irene, że pamięta jeszcze o
mnie i tym, by w jakiś sposób odpłacić za wielki dług, jakim była w tej chwili
obarczona, bo to, co zrobiłem miało na celu tylko jedno; pokazanie, że ona jest
przegrana. Może i byłem okrutny, ale tak właśnie trzeba prowadzić grę; cios za
cios, myśl za myśl, tchnienie za tchnienie, bo rozgrywka trwała do końca mojego
życia, oczywiście tak myślałem wtedy i nadal tak jest, nie można po prostu
przestać i uciec w ostatniej chwili, bo wtedy wiałoby nudą.
- A co z Moriartym? - zapytał nagle,
przywracając mnie tym na ziemię. - Wynalazłeś już antidotum?
- Nie i nie zamierzam. Po tym wszystkim
marzę tylko, by zdechł i nie zrobię tego dla czyjegoś widzi mi się, bo nie po
to jestem detektywem konsultującym. Ja walczę ze złoczyńcami, a nie ich ratuję.
- mówiłem coraz bardziej rozgniewany. - Musisz przyjąć to do wiadomości, bo...
ja. Nie. Pomogę.
- Rozumiem, że zepsuliśmy ci tym wszystkim
humor, ale...
- Humor? - wysyczałem i nagle poczułem, że
dłoń Anny zostaje położona na ramieniu, by mnie uspokoić, lecz nie wiem, czy
mogłoby to pomóc w takich warunkach. - Przez rok udawaliście, że... Myślisz, że
potrafiłem sobie z tym poradzić? A nasi rodzice? Matka przeżyła to jeszcze
bardziej niż ja, ojciec nie tylko do ciebie dzwonił w tej sprawie.
- Ale potem wyznałem im wszystko. - wyznał
nagle, na co zerwałem się z fotela wydając z siebie coś na kształt warknięcia.
- To dlatego... - mamrotałem. - Idiota ze
mnie. Mogłem od razu pojąć...
- Kochanie, co się dzieje? O czymś nie wiem?
Uderzyłem ze zdenerwowania pięścią w przerwę
między futrynami, aż drewno niebezpiecznie zaskrzypiało pod wpływem mojego
ciosu. Nie wiedziałem, jak mam to wszystko pojąć. No tak, Sherlock imbecyl nie
musi wiedzieć wszystkiego, bo i po co, ma piękną żonę, syna i nic nie powinno
zaprzątać jego bezsensownej głowy, bo mógłby jeszcze wpaść na karkołomny
pomysł, by wydać ich bzdurny sekret.
Na dodatek pytanie Anny o to, co dokładnie
jest teraz na topie w naszej pochrzanionej w rodzinie. To co zwykle, kochanie;
morderstwa, oszustwa i tony głupoty, bo tego nie da się inaczej określić. Co ja
miałem powiedzieć mojej ciężarnej żonie? Że kochany brat, który dostał kulę w
łeb żyje i ma się dobrze, tylko nie psychicznie, bo czuwa przy swoim ukochanym
psychopacie, czekając tylko aż się wybudzi.
- Nie mów, że zataiłeś przed nią ten fakt. -
powiedział Mycroft, nie dowierzając.
- A co miałem zrobić? - wydarłem się na całe
mieszkanie i pożałowałem od razu, bo zbudziłem Alexa z popołudniowej drzemki. -
Anna spodziewa się dziecka, nie mogę pozwolić, by cokolwiek ją niepokoiło.
- Idę do małego, a potem mi wszystko
wyjaśnisz. - zarządziła, a mnie opadły ręce.
Gdy wyszła do pokoju, pomyślałem, że teraz
dopiero rozpęta się piekło, bo moja żona mi tego po prostu nie wybaczy. Siadłem
z powrotem na fotelu i zatapiając ciało w skórzanym obiciu, zakryłem twarz
dłońmi. Spieprzyłem sprawę i to konkretnie, ale nie mogłem inaczej, bo jak
miałem powiedzieć tę "nowinę", skoro sam nie przyjmowałem tego do
wiadomości, a nawet nie akceptowałem. Tak czasem jest, że życie musi spłatać
figla człowiekowi, który zaczyna przyzwyczajać się do faktu, iż ktoś bliski
jest na tamtym świecie i w tym momencie kiedy już jest w miarę dobrze następuje
kolejne odsłonięcie kart.
- Nie jestem z siebie dumny, że zrobiłem ci
takie świństwo. Przepraszam z całego serca. Nie wiedziałem, że było aż tak źle,
ale widać tak. - mruknął mój brat z dziwaczną nutą w głosie. - On potrzebuje
Jima... Dla mnie to też nie jest normalne, ale czy my kiedykolwiek byliśmy?
- Raczej nie. - roześmiałem się cicho i
właśnie w tym momencie spadł mi wielki kamień z serca.
Byliśmy przecież braćmi i żaden z nas nie
pozwoliłby na skrzywdzenie drugiego. Mogłem domyślić się od początku, że
Mycroft postąpi w taki sposób, ale emocje wzięły górę nad rozumem, a były one
zgubne do tego stopnia, że zacząłem niszczyć siebie i rodzinę, i mało brakowało
do zupełnej katastrofy. Nie czas na rozpamiętywanie złośliwości czy
niefortunnych wyborów, tylko na działanie.
- No to, o co dokładnie chodzi, Sherlocku? -
zapytała moja żona gdy wróciła do
salonu.
Wziąłem głęboki oddech, by samemu przełknąć
prawdę, po czym patrząc w te piwne oczy otworzyłem usta, chcąc ją wyznać, ale
nieoczekiwanie w progu pojawił się nie kto inny, jak obiekt naszego tematu.
Zdziwiony, otworzyłem lekko usta nie mówiąc praktycznie nic, bo nadal nie
mogłem przyzwyczaić myśli, że ten człowiek chodzi po ziemi.
- Thomas? - wyszeptała z szeroko otwartymi
oczyma, a następnie zaczęła osuwać swoje wątłe ciało na dywan.
Nie zdążyłem jej złapać, ale zrobił to mój
kochany młodszy braciszek, za co byłem mu wdzięczny, bo przecież mogła zrobić
sobie wielką krzywdę. Widziałem jego taksujące spojrzenie, a potem zrozumienie,
ale zaraz niebieskie oczy spoczęły na mnie, jakby obwiniając o wszystko i wtedy
zrozumiałem, że musiało wydarzyć się coś złego.
Podszedłem szybko, by zacząć cucić Annę, a
Thomas pomógł mi przenieść ciało ukochanej na kanapę. Mycroft patrzył na tę
scenę z konsternacją i jakby zamyśleniem, ale nie wyrzekł do nas ani słowa.
Osobiście byłem mu za to niezmiernie wdzięczny, bo naprawdę chciałem uniknąć
jego zjadliwych komentarzy, a niewątpliwie takie by były, znając mojego
uroczego brata.
Zbadałem puls mojej żony i już spokojny
czekałem aż odzyska świadomość, co stało się niewiarygodnie szybo, jak na nią.
Chwyciła dłoń, którą wysunąłem, a ona popatrzyła na mnie, jakby potrzebowała
pomocy, lecz nie miałem pojęcia, co mam uczynić, by była spokojna.
- Kochanie, ja śnię, prawda? - zapytała
bardzo słabym głosem.
- Nie skarbie. Thomas żyje i ma się dobrze.
- Ale... - mruknęła już bardziej trzeźwo, a
w oczach tej pięknej istoty zabłysły łzy. - Ale ja widziałam przecież... Śnił
mi się do cholery!
- Wiem księżniczko. - odparłem pewnie i
przytuliłem do siebie, by jakoś ją uspokoić. - Już dobrze kochanie. Wiem, że to
dla ciebie szok i sen zapewne dał ci dowód, ale tak czasem jest, że nasze głowy
produkują rzeczy zupełnie bezsensowne. To nieuniknione przy dużych wstrząsach.
- Nie gadaj mi tutaj głupot, Sherlock! Ja
wiem, co widziałam! Może mi jeszcze powiesz, że to z Moriartym sobie
wymyśliłam?!
- Proszę, nie denerwuj się, Anno. -
powiedział mój brat szczerze zmartwiony. - Nie powinnaś w takim stanie ulegać
stresom.
- Nie pierdol. - warknęła po polsku, na co
wszyscy zrobiliśmy zdziwione miny.
Ja i Mycroft zrozumieliśmy od razu, ale Tom
potrzebował mojego tłumaczenia, co spowodowało u niego bardzo nieszczęśliwą
minę i spuściwszy wzrok, wbił go w buty. Szczerze mu teraz współczułem, bo
wiedziałem, że Anna nie odpuści mu tak łatwo. Oczywiście postanowiłem, że
postaram się, by jakoś to przełknęła, ale nie liczyłem na skutek mych działań.
- Anno... Proszę cię, nie miej mi za złe.
Chciałem was chronić i w pewien sposób mi się udało, ale nie wiedziałem, że
wyniknie z tego to, co jest teraz.
- Nie chcę tego słuchać, idioto. -
wysyczała. - Lepiej się wynoś, bo uwierz, że nie ręczę za siebie.
- Nie, kochanie. Powinniście porozmawiać, a
najlepiej jeżeli nie będzie nas w tym pomieszczeniu. - wyszeptałem jej do ucha.
- Będziemy w kuchni, tak na wszelki wypadek, jakbyś źle się poczuła.
Moja żona po dłuższym zastanowieniu i
ciskaniu gromów piwnymi oczyma, kiwnęła głową na zgodę, a my wyszliśmy, by
mogli wyjaśnić sobie kilka spraw. Czułem, że Tom potrzebuje podzielić się z
kimś swoimi rozterkami, ale nie mogliśmy być to my z oczywistego powodu; nie
byliśmy Anną, bo to z nią miał lepszy kontakt niż z nami.
Westchnąłem cicho, patrząc na Mycrofta. Miał
jak zwykle nieprzeniknioną twarz, ale wiedziałem, że coś go ryzie, bo przez to
oblicze przechodziły dziwne, ponure cienie. Nie rozumiałem dlaczego, ponieważ
miał teraz wszystko, czego może chcieć facet jego pokroju. Pracę, która dawała
mu poczucie władzy, co najbardziej lubił, pieniądze, choć to raczej nudziło po
godzinie, no i Lestrade'a, na którym zależało mu bardziej niż na nikim innym. Skąd
wiedziałem to ostatnie? Proste, ten sopel lodu nigdy nie pozwalał sobie na
romanse, nigdy nie widziałem go bardziej żywego niż teraz no i ostatnia rzecz.
Mój brat zwykle się nie przejmował moim losem, a teraz zmienił nastawienie o
sto osiemdziesiąt stopni.
- Co jest? - wyszeptałem, choć w pokoju obok
nadal wiało grobową ciszą.
- A musi coś być, bym nie miał zmartwień? -
odparował zdumiewająco szybko.
- Przecież nie pomieszałeś skarpetek. -
prychnąłem z wyższością. - Mów mi tutaj zaraz, bo coś czuję, że to poważna
rzecz.
- Ja... - za jąkał się pierwszy raz po wielu
latach, na co otworzyłem szerzej oczy. - Ja nie jestem pewien, co ze mną. Nie
wiem czy chcę tego wszystkiego. Wyższego stanowiska, nowego mieszkania...
ślubu. - ukrył twarz w dłoniach, oddychając głęboko. - Gdy byłem sam, nie
musiałem myśleć o tych bzdurach.
- Ach, no tak. Teraz już wszystko rozumiem.
- rzekłem, posyłając mu wyrozumiały uśmiech. - Kochasz, mój drogi bracie i nie
jesteś pewien, co robić dalej. Jest na to tylko jedna rada, ale wątpię czy
przyjmiesz ją z ust młodszego brata.
- Jaka? - zapytał równie szybko, jak
poprzednio z definitywną nadzieją w głosie.
- Żyj. Tylko to i nic więcej.
Popatrzył na mnie głupio i trochę jakby z
sarkazmem, który bił zwykle od niego w całej okazałości, ale zaraz na jego
twarzy zagościł wielki uśmiech, a moje uszy zarejestrowały najcichsze
podziękowanie w życiu. Następne zdanie nie padło już z jego ust, co mnie bardzo
ucieszyło. Anna postanowiła wysłuchać tego, co ma do powiedzenia Tom.
- To co masz mi do powiedzenia, tępaku? -
zapytała z jadem w głosie.
- Po pierwsze, że przepraszam, a po drugie,
że miałem wrócić po wszystkim. Oczywiście udało się, ale nie brałem pod uwagę
Elise.
- Co ma z tym wspólnego twoja była? A
czekaj, Sherlock mi mówił. Dostała kota po twojej "śmierci".
- Mniej więcej, ale proszę, wysłuchaj mnie
od początku. - powiedział błagalnie i nastała cisza, którą przerywało tylko
tykanie zegara. - Przyjechałem tutaj na prośbę Mycrofta, ponieważ miał wielki
problem z Aum Shin Rikyo. Poprosił mnie, bym przeniknął w ich kręgi i zdobył
jak najwięcej informacji na temat nowej organizacji przestępczej, która została
utworzona. Z jakiegoś powodu MI5 nie mogło do nich dotrzeć w konwencjonalne dla
agencji sposoby więc pozostałem tylko ja, a miałem za zadanie wyciągnięcie od
ich przywódcy największego zasobu danych, jaki tylko zdołam, lecz tutaj sprawy
się mocno komplikują.
- Jak to?
- Poznałem szefa dużo szybciej niż mógłbym
przypuszczać, Anno i to w bardzo zwykłych okolicznościach. - odparł trochę
zasępiony, a ja zrozumiałem o kim mówił. To rzeczywiście był przypadek. -
przemknęło mi przez myśl, ale postanowiłem słuchać dalej, bo jego głos jakby
zmiękł i przybrał na barwie zupełnie mi nieznanej. - Akurat padał okropny
deszcz więc postanowiłem schować się w sklepie. Byłem już kompletnie
przemoczony do suchej nitki i mogłem podziękować kochanemu bratu, że musiałem
wrócić do tego przeklętego kraju właśnie w czasie koszmarnych ulew. Deszcz
deszczem, ale poprzedniego dnia miałem powiedzmy, że imprezę zorganizowaną
przez kolegów ze studiów więc postanowiłem kupić tę nieszczęsną wodę i wtedy
spotkałem Jima.
Mój brat roześmiał się niczym nastolatek, a
mnie pozostało tylko westchnąć, bo wiedziałem już do czego będzie zmierzać
opowieść mojego brata. Nic nie mógł zrobić z tym, że się spotkali i od razu
zaskoczyło, a miał być to dopiero początek zajść, jakie nastąpiły w jego życiu.
Tylko dlaczego swoje uczucia ulokował właśnie tam, gdzie powinien uciekać? Nie
miałem pojęcia i szczerze mówiąc bałem się usłyszeć prawdę z jego ust.
- Nie wiem, co mi się stało, ale coś kazało
pójść za nim i porozmawiać od tak, dla zwykłej przyjemności, bo mocno
zaintrygował swoją osobą. Od pierwszego spojrzenia wiedziałem, że to raczej
niezwykły przypadek, bo żaden informatyk nie chodzi na bankiety specjalne dla
osób o znacznym statusie społecznym, a powiedział mi o tym tylko jego wygląd.
- Ty potrafisz dedukować w takim razie. -
skwitowała Anna przyjmując to chłodno do wiadomości. - Tylko nie wiem, po co mi
to mówisz, bo raczej nie jestem zainteresowana twoimi romansami.
- Jednak to część tego, co działo się
później i chcę byś wiedziała. - odparł skromnie, dalej snując swą opowieść. -
Po pierwszym naszym spotkaniu, które zaowocowało wystawieniem siebie na
całkowite odsłonięcie i wymianą numerów, kolejną rzeczą jaką chciałem zrobić
było odwiedzenie Sherlocka, jednak jego ciężko złapać, jak zwykle z resztą.
Wtedy też poznałem ciebie, dziewczynę, która okazała się narzeczoną mojego
brata, na co odpowiedziałem wielkim entuzjazmem. Musiałaś pewnie być bardzo
przestraszona, że zauważyłaś kogoś o znajomym wyglądzie, zupełnie go nie
rozpoznając.
- I byłam! Nie wiem, jak ale czułam, że to
nic dobrego i jak widać z perspektywy czasu miałam rację.
- Nie mów tak, proszę. - Tom jakby posmutniał,
co mnie wcale nie zdziwiło. - Ja naprawdę nie miałem wyboru. Mycroft dał mi tę
złudną nadzieję, że mógłbym jakoś wszystko odkręcić z Elise, ale chyba dobrze,
że tego nie zrobiłem. Tak czy inaczej, po całej hecy nasz kochany tajniak
pokazał mi kogo mam wziąć pod włos, ale wtedy dostałem kociego rozumu i
wyszedłem bez słowa z Klubu Diogenesa. Kilka dni później, bijąc się z myślami
postanowiłem, że wyjadę, bo nie mogłem dokonać czegoś takiego osobie, która już
wtedy zaczęła coś znaczyć. Ja wiem, że brzmi to co najmniej śmiesznie, ale Jim
już wtedy... Ech. Odwołałem spotkanie i kupiłem bilet na lot powrotny, ale nie
spodziewałem się, że znajdzie mnie tak szybko. On po prostu... Nie wiem, jak to
nazwać, ale on mną zawładnął i to w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Niemożliwe, prawda?
- Nie powiedziałabym. Miałam do czynienia z
jego podłą naturą.
- Anno, Jim nie jest zły.
- Nie jest zły? - wrzasnęła z furią, ale
jęknęła i już miałem zamiar biec, by sprawdzić, co jest nie tak, ale po chwili
dodała: - Nic mi nie jest. Ty chyba nie wiesz, co mówisz, Tom. Twój kochaś jest
winien wielu nieszczęść i wcale nie przesadzam, bo miałam okazję poczuć jego
chore myśli na własnej skórze.
- Nie to miałem na myśli, Anno. - mruknął
cicho, jakby skrzywdzony. - On potrafi być naprawdę kochany i nie mówię teraz
tylko o sobie. Raz mu się zdarzyło bawić z dziećmi i jakoś nie widziałem w nim
wtedy zła, które zwykle sobą reprezentuje.
- Nie ściemniaj mi tutaj. - warknęła
zupełnie wyprowadzona z równowagi. - Nie obchodzi mnie Moriarty i jego wzniosłe
uczucia, bo ich nie posiada! Wiem, co mówię, bo jak wyjdzie z tego, a mam
nadzieję, że w ogóle, to będę mu coś winna. - jej głos nagle zadrżał, a mnie
przeszył dreszcz. Czy to możliwe, by moja żona zataiła jakiś istotny fakt? -
Nie pozwolę, żeby skrzywdził moje dzieci czy choćby Sherlocka. Moja rodzina za
dużo wycierpiała przez tego psychola.
- On się zmienił. Jim już nie jest taki, jak
myślisz i nawet nie wiesz, jak bardzo odbiega teraz od prawdziwego wzorca
psychopaty.
- Nieważne. Nie mam zamiaru kusić losu i
uwierz, że Sherlock nie dopuści do tego, by się obudził, a ja dołożę wszelkich
starań, by utwierdzić w tym mojego męża.
Dawno nie słyszałem w głosie Anny takiej
furii, co mnie bardzo zdziwiło, bo zwykle była bardzo spokojną kobietą, która
miała wiele trosk na głowie, często niepotrzebnych, ale nie mogłem temu
zaradzić, była w końcu w ciąży i hormony strasznie z nią igrały. Co prawda
często na tym korzystałem, ale wolałem nie nadużywać bystrości jej umysłu.
Nie spodobało mi się to, co powiedziała o
krzywdzeniu rodziny i miałem podejrzenia, a właściwie pewność, że Moriarty jej
groził w tym temacie więc postanowiłem niebawem wyciągnąć z niej, co ukryła.
Nie mogłem uwierzyć, że są jeszcze jakieś tajemnice związane z tym obleśnym
typem, ale szczerze mówiąc mało mieliśmy czasu na rozmowy gdy, co chwilę
wyskakiwały nowe sprawy i sytuacje, które ciężko przewidzieć. Całe życie
dopiero przed nami i wierzę, że w końcu poznam tę piękną istotę, choć zanosi
się na to, że przez całe życie będę ubogi w wiedzę na jej temat.
Zauważyłem, że Tom zamilkł na chwilę, a ja
wiedziałem, że słowa Anny mocno go zraniły, ale wiedział bardzo dobrze, że nie
mogę mu pomóc. Byłoby to szkodą dla całego społeczeństwa i zapewne na dłuższą
metę dla mojego brata, bo słyszałem wyraźnie, że jest zakochany, a raczej kocha
go aż po grób. Bardzo mnie to niepokoiło i wolałem nie kusić losu, by Jim
opętał go swoją chorą psychiką, już i tak mój brat bardzo się zmienił.
- To nie moja wina. - wyszeptał w końcu. -
Tak wyszło. Ja tylko się zakochałem, chociaż myślałem, że nie potrafię.
- Nie obchodzą mnie twoje uczucia, mówię ci.
- burknęła, a ja dosłyszałem głośne trzepnięcie. Aha... mój brat doigrał się
kuksańca i to zapewne w czoło. - A teraz słucham dalej.
- Dobrze... Po tym, jak Jim zatrzymał mnie w
kraju postanowiłem, że będę grał przed Mycroftem, ale domyślił się od razu, że
jest coś nie tak. - mruknął zrezygnowany Tom. - Powiedziałem mu, że to nie jego
sprawa, co się teraz dzieje, ale musiałem pomóc rodzinie. Po tym, jak Sherlock
wyrwał cię z Paryża, nie chciał dopuścić do sytuacji zagrożenia świata, a
ewidentnie plany Aum Shin Rikyo były teraz szeroko zakrojone i to wcale nie tak
lekko. Następnym celem miał być Londyn i wtedy podjąłem decyzję, że trzeba
powstrzymać Jima przed zapędami więc postanowiłem, że popchnę go w to, co czuję
sam. Wiem, że nie powinienem, ale chyba się opłaciło, bo informatorzy donieśli,
że zrezygnował z prywatnej zemsty na Sherlocku.
- On chciał go...? - zapytała z
niedowierzaniem moja żona, a ja kiwnąłem do Mycrofta głową, zdając sobie sprawę
z tego, że gdyby nie oni, to ja byłbym na miejscu tego trupa. Swoją drogą
ciekawe, kto teraz leżał w grobie zamiast Toma.
- Tak, ale wymusiłem na nim, by obiecał, że
nic nie zrobi mojej rodzinie i chyba podziałało. Ciągle mnie to męczy, że
zacząłem manipulować człowiekiem, ale z drugiej strony dobrze, że to zrobiłem.
Jesteście teraz szczęśliwi, a mój bratanek ma ojca. - powiedział z
konsternacją, po czym chrząknął i zaczął kontynuować. - Wykradłem od Jima
wszelkie dane, jakie były związane ze sprawą, ale nie tylko. Dowiedziałem się,
że ma zamiar zrobić małą rzeź bezdomnym więc doniosłem o tym Lestrade'owi.
Wszystko było jak najbardziej kontrolowane i nie do ruszenia, a na dodatek Bill
zgodził się być przynętą dla mordercy, co dało nam wielkie pole do popisu.
- Ale on nie żyje. - fuknęła do niego z
winą. - I to przez was, a przecież on był taki dobry.
- Mylisz się. - odparł spokojnie, a ja
zmarszczyłem brwi posyłając starszemu bratu zaciekawione spojrzenie. Wymusił
tylko uśmiech, który jak zwykle nie objął oczu, co rozbudziło jeszcze bardziej
moją ciekawość. Doszedłem do wniosku, że raczej mi nie powie więc postanowiłem
słuchać dalej. - Bill żyje i ma się całkiem dobrze. Musieliśmy go ukryć, bo
wiedziałem, że Jim tak łatwo nie odpuści "szpiegom" Sherlocka, a
zwłaszcza takim, którzy znaczą całkiem dużo.
- Jesteście podli, że robicie ludziom takie
rzeczy. To nienormalne.
- A kto powiedział, że bracia Holmes są
normalni? - zaśmiał się, na co my obaj cicho zachichotaliśmy. Znów uderzył mnie
fakt, że ten starszy jest nieco normalniejszy, ale nie miałem chęci bliżej się
temu przyjrzeć. - Sama wiesz, że jesteśmy inni, ale wracając... Nie
spodziewałem się, że w sprawę zamieszana jest, Gabriel. Myślałem, że
przynajmniej ona będzie inna niż my, ale moje nadzieje spełzły na niczym. Jim
kryje bardzo dobrze swoich zabójców więc nie miałem jak ostrzec Sherlocka, czy
choćby jej...
- Jakiej Gabriel? - zadała mu pytanie moja
żona, a ja przeklinałem siebie w myślach, że nie powiedziałem wtedy prawdy.
Niestety było za późno, na jakąkolwiek reakcję z mojej strony, bo Thomas zaczął
snuć swoją opowieść.
- Nie mówił ci? No pięknie. - skwitował. -
Gab to jest... była nasza kuzynka, z którą spędziliśmy dzieciństwo. Jim wynajął
ją, by zrobiła małą rzeź w Londynie i muszę przyznać, że znała się na swojej
profesji, ale zrobiła coś, o czym nikt by nie pomyślał. - przerwał na chwilę,
po czym westchnął przeciągle z wielkim żalem. - Popełniła samobójstwo, a na
domiar złego zmarła na rękach twojego męża. Powiedziała jednak, że to Jim ją
wynajął i już zaczęliśmy powątpiewać w powodzenie operacji, ale Sherlock
odpuścił, co nas bardzo uspokoiło, natomiast ja... Widząc Gab w kostnicy, pękło
mi serce. Byłem tak wściekły na swojego faceta, że miałem ochotę go zabić i
mało brakowało, bo wziąłem ze sobą scyzoryk, lecz on znów pokazał, że może mną
manipulować.
- Moriarty to nic dobrego. Lepiej na niego
uważaj, nie chcę żebyś zginął naprawdę.
- Umiem o siebie zadbać. - odburknął trochę
rozeźlony, ale wrócił do snucia swojej opowieści. - Po tym wszystkim Mycroft
otrzymał informację, że planują zamach już całą pompą więc znaleźliśmy mojego
sobowtóra. Na całe szczęście miał zostać wykonany na nim wyrok i amerykanie
odstąpili go bardzo chętnie, z racji na liczne zasługi dla kraju. Nie patrz tak
na mnie, Anno, ten człowiek zginął broniąc kraju, a był seryjnym mordercą. To
honor dla żołnierza zginąć za ojczyznę, choć naprawdę sporo ryzykowaliśmy.
- To jednak był człowiek, Tom! - zakrzyknęła
moja żona, no co uśmiechnąłem się do siebie. Doskonale wiedziałem, że nie
lubiła wyjść krytycznych, ale często nie można było zastosować innych środków,
a w tym przypadku właśnie tak się działo i wcale tego nie potępiałem. -
Mogliście zrobić to inaczej.
- Nie mogliśmy, bo agenta w takich organizacjach
czuć na kilometr, a jak oboje dobrze wiemy, ja nim nie jestem. - mówił
spokojnie i z taką fascynacją, że zastanowiłem się czy aby na pewno nie jest
jakąś wtyczką Mycrofta w CIA. Znając moich braci wszystko brałem pod uwagę. -
Gdy dowiedziałem się, że jesteś ranna chciałem cię odwiedzić, ale mój brat
powiedział, że zajmą się tobą najlepsi i sam tego dopilnuje, ale nie
posłuchałem go i gdy miałem wylatywać po prostu uciekłem z samolotu. Przez
nasze niedopatrzenie mogliście zginąć oboje, a tego nie mógłbym sobie wybaczyć
do końca życia, nie jestem taki jak starszy, dla mnie liczą się więzy rodzinne,
kochana.
- Co było dalej? - zadała mu pytanie, bardzo
zaciekawiona, a ja siedziałem nadstawiając uszu, bo sam chciałem to wiedzieć.
- Poszedłem do szpitala, w którym leżysz.
Miałem wielkie szczęście, że nie natrafiłem na Sherlocka, bo bym nieźle dostał
po twarzy za ten numer. Tak czy inaczej gdy zobaczyłem cię z tymi wszystkimi
rurkami, myślałem, że już taka zostaniesz, a lekarz mnie w tym utwierdził, mówiąc,
że jesteś w śpiączce. - mruknął znów bardzo smutny. - Wszystko to spowodowało,
że miałem wielkie wyrzuty sumienia, ale wierzyłem, że pewnego dnia się obudzisz
więc zacząłem mówić do ciebie. Właściwie mówię ci drugi raz moją historię, ale
tym razem powiedzmy, że skończoną.
- Powiedzmy, ale śniłeś mi się. Mówiłeś, bym
przekazała Jimowi, że wszystko w porządku, ale nie tylko ty byłeś w tym śnie.
- Tak? - zapytał. - A kto jeszcze?
- Mój brat. - powiedziała łamiącym się
głosem, na co mój brat zamilkł, a ja postanowiłem wrócić do Anny.
Zostawiłem starszego barta z kuchni i
szybkim krokiem udałem się do mojej pięknej księżniczki, by jakoś ją pocieszyć.
Śmierć najbliższej na świecie osoby może zrujnować życie psychiczne w jednej
chwili, a szczególnie wtedy gdy spędziło się z nią całe dzieciństwo na
zabawach. Doskonale rozumiałem moją żonę w tym momencie więc wolałem być przy
niej, by nie rozpamiętywała tego wszystkiego.
Przysiadłem obok patrząc na brata, który
okazał się wrakiem człowieka. Oczy zwykle bystre i tak rozgwieżdżone teraz
bladły, a pod nimi widziałem sińce spowodowane brakiem snu, twarz miał bledszą
o kilka odcieni, co przypominało mi własny stan gdy straciłem ukochaną, a jego
ręce drżały niespokojnie. Czyżby zaczął pić? Nie, Thomas zawsze trzymał się z
dala od nałogów, bo wiedział, jakie to bagno. Jedną z rzeczy, która mnie też
zaniepokoiła była jego blizna znajdująca się bliżej kołnierzyka białej koszuli,
nadającej się już dawno do prania. Jego misja musiała być naprawdę ciężka.
- Moi drodzy, ja pójdę. - powiedział nagle
Mycroft, wychodząc z kuchni. - Właśnie otrzymałem pewne informacje o naszej
sprawie, Tom. Do widzenia.
Bez dalszego wyjaśniania udał się do
wyjścia, a ja zmierzyłem spojrzeniem mojego młodszego brata, by powiedział
cokolwiek o sprawie, jaką opracowują teraz, ale bez większego zainteresowania
mną wrócił do poprzedniego tematu, co mnie niemile zaskoczyło.
- Dalej, siedziałem za granicą, po
wcześniejszym opracowaniu planu zlikwidowania tych oszołomów, ale nie było
łatwo. Jakimś sposobem Elise dowiedziała się o Jimie i postanowiła go
wykorzystać, co było nam wtedy bardzo na rękę, ale więcej o niej już od
Mycrofta nie usłyszałem, a to przesądziło wszystko. Nie miałem przez rok
żadnych informacji też o nim, chociaż dopytywałem na wszystkie sposoby.
Myślałem już, że przez moją śmierć zaprzestał wykonywać ten okropny zawód, ale
wtedy przysłano po mnie ludzi, bym wrócił do kraju.
- Dalej już znamy fabułę tego wszystkiego,
ale powiedz mi, dlaczego chcesz, żeby ta pluskwa nadal żyła? - zapytałem zaciekawiony.
- Wiesz Sherlocku, myślałem, że chociaż ty
zrozumiesz. - odparł chłodno z nieskrywanym bólem w głosie. - To chyba jasne,
że go kocham.
- Ale nadal nie pojmuję dlaczego on. Mogłem
jeszcze przeboleć Elise, ale on? Przecież w przypływie gniewu może zrobić ci z
życia piekło.
- Doskonale o tym wiem. - mruknął z dziwnym
uśmiechem, który zaraz zgasł, jak żarówka.
Mój brat widział w nim zło i to go właśnie
pociągało. Otworzyłem lekko usta ze dziwienia gdy zobaczyłem jego reakcję, bo
ledwo do mnie dotarło, że on wcale się nie podda w zamiarach wybudzenia tej
kanalii ze śpiączki i zapewne dopnie swego.
Thomas wstał, bo dostał SMS-a, po czym
zbladł jeszcze bardziej, co bardzo mnie zaniepokoiło. Popatrzył na telefon z
trwogą i zagryzł wargi w ten charakterystyczny dla niego sposób gdy myślał, aż
w końcu westchnął, poddając się. Przemaszerował przez cały salon i otworzył
usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował i znów zaczął krążyć po
pomieszczeniu, jak nakręcony przez małe dziecko bączek.
- Sherlocku, proszę cię ostatni raz -
szepnął tak cicho, że ledwo słyszałem. - Jeżeli nie zrobisz czegoś w przeciągu
kilku dni... - zawiesił głos, co spowodowało u mnie dziwne dreszcze. - Ja tego
nie zniosę, Sherlocku. On musi żyć.
- Przecież żyje. - burknąłem rozeźlony. -
Nie zrobię tego, dla twojego widzi mi się. Obiecałem kiedyś sobie, że będę cię
chronił i nie zamierzam nagiąć tej zasady.
W tym momencie jego oczy były przepełnione
tak wielką nienawiścią do mnie, że odebrało mi mowę. Widziałem już raz to
spojrzenie i miałem nadzieję nigdy więcej go nie dostrzec, ale nie było mi
dane. Mój brat pokazał, że jeżeli nic nie zrobię znów go stracę i to na zawsze,
a taka sytuacja nie wchodziła w grę, zwłaszcza że dopiero co go odzyskałem, ale
ja nie mogłem pozwolić, by ten typ rozpoczął kolejną śmiertelną wyliczankę.
Wytrzymałem to spojrzenie choć z wielkim trudem, lecz on, jakby już nie
zainteresowany mną skierował swe niebieskie oczy w stronę Anny. Tym razem
spojrzenie było czysto proszące, a wręcz błagalne, co od razu rozpoznałem, jako
nową rozgrywkę ze strony Toma. Walczył nieczysto, bo wiedziałem, że Anna w
końcu mu ulegnie, a jeżeli ona się złamie, ja nie miałem szans trwać przy swoim
stanowisku, choć próbowałbym z całych sił.
- Powiedz mu, co trzeba. - wyszeptał z trwogą,
po czym wyszedł, a ja ujrzałem na jego policzkach łzy, pierwszy raz od śmierci
śmierci wujka.
Jim Moriarty powodował takie odczucia? Nie,
to niepojęte.
Przytuliłem mocniej Annę i zacząłem
natarczywie szukać w głowie jakiegoś wyjścia, by nie dopuścić do wybudzenia go
ze śpiączki, ale wątpiłem, czy jeszcze został jakiś plan awaryjny.
No i cóż kolejny rozdział i już ponad 50 zryta psychika :)
OdpowiedzUsuńRozumiem, że to na plus :D :)
UsuńOczywiście! Życzę weny, bo z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
UsuńDziękujemy :)
UsuńBill żyje ♥
OdpowiedzUsuńSuper. Niech Jimmy się obudzi. Kate!
OdpowiedzUsuńNieprawda, niech zdechnie.
UsuńPierwszy raz w życiu nie wiem, co powiedzieć. Dosłownie, a to wyczyn, bo dużo mówię. Moriarty... Niech pozostanie to naszą tajemnicą do końca sprawy, bo przed Wami jeszcze wiele emocjonujących momentów związanych z innymi bohaterami. Serdecznie zachęcamy do czytania naszych blogów i cieszymy się, że mamy tak wielkie grono czytelników. Dziękujemy za oddanie, a niebawem ukaże się dla Was nowa rzecz, która jest raczej nietypowa zważając na treść tego bloga. :) Miłej zabawy i powodzenia. :*
OdpowiedzUsuńTo czekamy, czekamy :D
OdpowiedzUsuńKiedy następny? ;*
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńKontakt czar rzucający dzisiaj .. daveangela08@gmail.com
(1) Jeśli chcesz ex powrotem
(2) jeśli zawsze masz złe sny.
(3) Chcesz być promowane w swoim biurze.
(4) Chcesz kobiety / mężczyźni uruchomić po tobie.
(5) Jeśli chcesz mieć dziecko.
(6) Chcesz być bogaty.
(7), które chcesz związać Twój mąż / żona będzie
Twój na zawsze.
(8) Jeśli potrzebujesz pomocy finansowej.
(9) Opieka ziołowa
(10) Jeśli nie możesz być w stanie zaspokoić swoją żonę
należnego lub pragnienie seksu
niska akcja eee.
(11), jeśli odmawia się miesiączka
cały dzień to przypuszczam lub nad przepływami.
(12), jeśli twoja praca odmówić płacić, ludzie
dzięki ci?.
(13) rozwiązać problem gruntów i dostać go z powrotem.
(14) Czy twoja rodzina Denny Cię z
prawda?
(15) Niech ludzie słuchać słów moich, a nie mój
chcieć
(16) Czy masz niską liczbę plemników?
(17) Sprawa rozwiązania E.T.C
Kontakt czar rzucający dzisiaj .. daveangela08@gmail.com